Miranda - Jude Deveraux (Kawka)
Napisane: 14 lutego 2021, o 23:04
Jude Deveraux "Miranda"
Z powodu bankructwa ojca młoda Angielka – Linnet, wraz z rodziną wyrusza w podróż do Ameryki, gdzie liczą na nowe, lepsze życie. Niestety, podczas drogi ich karawana zostaje napadnięta przez Indian. Przypadkiem ocalała z masakry Linnet trafia do niewoli. Z tarapatów wyciąga ją tajemniczy Mac – pół Indianin, który zabiera dziewczynę do swojego rodzinnego miasteczka – Sweetbriar. Dziewczyna powoli asymiluje się z mieszkańcami i zaczyna zapominać o przeżytym koszmarze, jednak to nie koniec jej kłopotów.
Bardzo szybko czytało się tę książkę. Jest dość krótka, bo liczy zaledwie 255 stron ale to nie dlatego tak sprawnie szło mi czytanie. To po prostu dobrze napisana historia, odpowiednio dramatyczna, pasjonująca, pełna przygód i oczywiście, jak przystało na dobry romans, bogata w emocje i uczucia. Prawdziwy rollecoaster. Występują moje ulubione schematy fabularne, jak np. motyw Indian, Dzikiego Zachodu, poza tym powieść jest pełna zwrotów akcji (nie zawsze przewidywalnych) i przede wszystkim ma dobre tempo. Nie ma dłużyzn, przestojów, nudnych opisów, czy wypełniaczy. Wszystko ma ręce i nogi, akcja jest dobrze skondensowana na małej objętości, aż czasem chciałoby się odrobinkę rozwinąć niektóre wątki.
Bohaterowie są bardzo wyraziści. Szczególnie gówna para – Linnet i Mac. Oboje mają charakter, są uparci, dumni, porywczy ale też potrafiący kochać. Ich wzajemne odpychanie i przyciąganie wciąż napędza tę książkę. Bardzo podobały mi się motywacje Linnet, Maca rozumiałam trochę mniej ale to nie jest wielki minus. Są to dobrze skonstruowane postacie, które się po prostu dają lubić. Sceny emocji pomiędzy główną parą są odpowiednie. Nie ma za dużo scen erotycznych ale wciąż obecne jest napięcie między bohaterami. Postaci pobocznych jest sporo i czasem mam wrażenie, że za dużo, ale mimo to większość z nich jest na tyle charakterystyczna, że nie zlewają się w jedną masę statystów, a stanowią odrębne byty.
Jedynym zauważalnym mankamentem jest dla mnie pewna infantylność, która się chwilami wkrada. Widać to na przykładzie humoru. To nie współgra z resztą książki, w której dominuje raczej poważny klimat, bo nie brak w niej strasznych i traumatycznych dla bohaterów zdarzeń. Ten dziecinny humor nie jest w ogóle subtelny, ani ironiczny, raczej slapstickowy i razem to wszystko po prostu nie gra.
Całość jest fajna, mimo kilku drobnych wad. Szybko się czyta i naprawdę, to pierwsza od dawna książka, od której nie mogłam się oderwać, bo ciekawiło mnie co będzie dalej. Dlatego moja ocena to 8/10.
Z powodu bankructwa ojca młoda Angielka – Linnet, wraz z rodziną wyrusza w podróż do Ameryki, gdzie liczą na nowe, lepsze życie. Niestety, podczas drogi ich karawana zostaje napadnięta przez Indian. Przypadkiem ocalała z masakry Linnet trafia do niewoli. Z tarapatów wyciąga ją tajemniczy Mac – pół Indianin, który zabiera dziewczynę do swojego rodzinnego miasteczka – Sweetbriar. Dziewczyna powoli asymiluje się z mieszkańcami i zaczyna zapominać o przeżytym koszmarze, jednak to nie koniec jej kłopotów.
Bardzo szybko czytało się tę książkę. Jest dość krótka, bo liczy zaledwie 255 stron ale to nie dlatego tak sprawnie szło mi czytanie. To po prostu dobrze napisana historia, odpowiednio dramatyczna, pasjonująca, pełna przygód i oczywiście, jak przystało na dobry romans, bogata w emocje i uczucia. Prawdziwy rollecoaster. Występują moje ulubione schematy fabularne, jak np. motyw Indian, Dzikiego Zachodu, poza tym powieść jest pełna zwrotów akcji (nie zawsze przewidywalnych) i przede wszystkim ma dobre tempo. Nie ma dłużyzn, przestojów, nudnych opisów, czy wypełniaczy. Wszystko ma ręce i nogi, akcja jest dobrze skondensowana na małej objętości, aż czasem chciałoby się odrobinkę rozwinąć niektóre wątki.
Bohaterowie są bardzo wyraziści. Szczególnie gówna para – Linnet i Mac. Oboje mają charakter, są uparci, dumni, porywczy ale też potrafiący kochać. Ich wzajemne odpychanie i przyciąganie wciąż napędza tę książkę. Bardzo podobały mi się motywacje Linnet, Maca rozumiałam trochę mniej ale to nie jest wielki minus. Są to dobrze skonstruowane postacie, które się po prostu dają lubić. Sceny emocji pomiędzy główną parą są odpowiednie. Nie ma za dużo scen erotycznych ale wciąż obecne jest napięcie między bohaterami. Postaci pobocznych jest sporo i czasem mam wrażenie, że za dużo, ale mimo to większość z nich jest na tyle charakterystyczna, że nie zlewają się w jedną masę statystów, a stanowią odrębne byty.
Jedynym zauważalnym mankamentem jest dla mnie pewna infantylność, która się chwilami wkrada. Widać to na przykładzie humoru. To nie współgra z resztą książki, w której dominuje raczej poważny klimat, bo nie brak w niej strasznych i traumatycznych dla bohaterów zdarzeń. Ten dziecinny humor nie jest w ogóle subtelny, ani ironiczny, raczej slapstickowy i razem to wszystko po prostu nie gra.
Całość jest fajna, mimo kilku drobnych wad. Szybko się czyta i naprawdę, to pierwsza od dawna książka, od której nie mogłam się oderwać, bo ciekawiło mnie co będzie dalej. Dlatego moja ocena to 8/10.