Niewola - Julie Garwood (Kawka)
Napisane: 19 października 2020, o 10:39
Julie Garwood "Niewola"
Lady Madelyne ma dobre serce więc kiedy jej brat za pomocą podstępu zwabia w pułapkę swego wroga – barona Duncana, a następnie skazuje go na niechybną śmierć, dziewczyna postanawia pomóc nieszczęśnikowi. Sytuacja wymyka się jej spod kontroli, gdy jeniec w okamgnieniu zmienia się w oprawcę i porywa Madelyne.
Po ostatnich złych doświadczeniach z książką Garwood ("Szkatułka"), miałam lekkie obawy, sięgając po tę powieść. Po pierwsze – akcja rozgrywa się w 1099 r. , a więc głębokie średniowiecze, za którym nie przepadam. Na szczęście, w ogóle nie czuć tego w książce.
Druga moja obawa wiązała się z bohaterem. Myślałam, że to znów będzie śfiniak i menda, jednak Duncan okazał się być tylko odrobinkę dupkowaty, a i to nie do końca. Z charakteru był całkiem znośny, nie przewracałam oczami, podczas czytania, nie miałam ochoty rzucić czytnikiem ani nic w tym stylu. Bohater okazał się być w porządku. Co jest plusem – potrafił jako pierwszy powiedzieć bohaterce kluczowe dwa słowa.
Madelyne – trochę roztrzepana, zadziorna, charakterna – krótko mówiąc – to bohaterka, o jakich najbardziej lubię czytać. Od razu mi się spodobała. Madelyne to babka z charakterem, dąży prosto do celu i nic nie jest w stanie jej zatrzymać.
Inni bohaterowie na tle tej dwójki wypadli nieco blado, zwłaszcza główny zły. To taki rozmemłaniec, bez polotu, że aż trudno uwierzyć, że był w stanie cokolwiek zrobić. Louddon to takie ciepłe kluchy, że równie dobrze, mogłoby go w ogóle nie być.
Adela i Gerald – o ile Gerald z jego anielską cierpliwością był w porządku, to zachowanie Adeli czasem mnie irytowało. Odnośnie braci Duncana i reszty pobocznych bohaterów, nie mam większych uwag.
Podobały mi się nieliczne ale jednak wyraźnie zaznaczone elementy humorystyczne. Lekkość stylu też jest zdecydowaną zaletą. Książkę czyta się płynnie, bez problemu łykając niektóre absurdy i nieścisłości (np. to, że Duncan nie odmroził sobie nic podczas stania w bezruchu rzez kilka godzin na okrutnym mrozie prawie nago, ba, on się nawet nie przeziębił).
Sama historia jest dość prosta – liniowa konstrukcja fabuły, przystępny styl, to raczej książka, której główną siłą napędową jest bohaterka i jej relacja z bohaterem. A ta jest dość burzliwa i emocjonalna. Sporo się między nimi dzieje w kwestii emocji i to dobrze. Kolejny plus to dobrze napisane i rozmieszczone sceny erotyczne.
Nie jest to książka, która wbiłaby mnie w fotel, o której będę pamiętać długo, nie skłoniła mnie do żadnych poważniejszych przemyśleń, jednak bardzo miło spędziłam z nią czas i nie wykluczam, że kiedyś być może do niej wrócę. "Niewolę" czytało mi się sprawnie i szybko. Jest to po prostu przyjemne czytadło, dlatego 8/10 jest adekwatną oceną.
Lady Madelyne ma dobre serce więc kiedy jej brat za pomocą podstępu zwabia w pułapkę swego wroga – barona Duncana, a następnie skazuje go na niechybną śmierć, dziewczyna postanawia pomóc nieszczęśnikowi. Sytuacja wymyka się jej spod kontroli, gdy jeniec w okamgnieniu zmienia się w oprawcę i porywa Madelyne.
Po ostatnich złych doświadczeniach z książką Garwood ("Szkatułka"), miałam lekkie obawy, sięgając po tę powieść. Po pierwsze – akcja rozgrywa się w 1099 r. , a więc głębokie średniowiecze, za którym nie przepadam. Na szczęście, w ogóle nie czuć tego w książce.
Druga moja obawa wiązała się z bohaterem. Myślałam, że to znów będzie śfiniak i menda, jednak Duncan okazał się być tylko odrobinkę dupkowaty, a i to nie do końca. Z charakteru był całkiem znośny, nie przewracałam oczami, podczas czytania, nie miałam ochoty rzucić czytnikiem ani nic w tym stylu. Bohater okazał się być w porządku. Co jest plusem – potrafił jako pierwszy powiedzieć bohaterce kluczowe dwa słowa.
Madelyne – trochę roztrzepana, zadziorna, charakterna – krótko mówiąc – to bohaterka, o jakich najbardziej lubię czytać. Od razu mi się spodobała. Madelyne to babka z charakterem, dąży prosto do celu i nic nie jest w stanie jej zatrzymać.
Inni bohaterowie na tle tej dwójki wypadli nieco blado, zwłaszcza główny zły. To taki rozmemłaniec, bez polotu, że aż trudno uwierzyć, że był w stanie cokolwiek zrobić. Louddon to takie ciepłe kluchy, że równie dobrze, mogłoby go w ogóle nie być.
Adela i Gerald – o ile Gerald z jego anielską cierpliwością był w porządku, to zachowanie Adeli czasem mnie irytowało. Odnośnie braci Duncana i reszty pobocznych bohaterów, nie mam większych uwag.
Podobały mi się nieliczne ale jednak wyraźnie zaznaczone elementy humorystyczne. Lekkość stylu też jest zdecydowaną zaletą. Książkę czyta się płynnie, bez problemu łykając niektóre absurdy i nieścisłości (np. to, że Duncan nie odmroził sobie nic podczas stania w bezruchu rzez kilka godzin na okrutnym mrozie prawie nago, ba, on się nawet nie przeziębił).
Sama historia jest dość prosta – liniowa konstrukcja fabuły, przystępny styl, to raczej książka, której główną siłą napędową jest bohaterka i jej relacja z bohaterem. A ta jest dość burzliwa i emocjonalna. Sporo się między nimi dzieje w kwestii emocji i to dobrze. Kolejny plus to dobrze napisane i rozmieszczone sceny erotyczne.
Nie jest to książka, która wbiłaby mnie w fotel, o której będę pamiętać długo, nie skłoniła mnie do żadnych poważniejszych przemyśleń, jednak bardzo miło spędziłam z nią czas i nie wykluczam, że kiedyś być może do niej wrócę. "Niewolę" czytało mi się sprawnie i szybko. Jest to po prostu przyjemne czytadło, dlatego 8/10 jest adekwatną oceną.