Błękitna krew/Najcenniejszy klejnot - Rosemary Rogers (Kawka)
Napisane: 8 marca 2020, o 16:34
Rosemary Rogers "Błękitna krew"/"Najcenniejszy klejnot"
Sapphire wychowana na Martynice we Francuskich Indiach Zachodnich dowiaduje się, że tak naprawdę jej ukochany ojciec nie jest jej biologicznym rodzicem. Wyrusza do Londynu by poznać prawdziwego ojca, hrabiego, z którym jej matka miała kiedyś romans. Po przyjeździe okazuje się, że jej biologiczny ojciec nie żyje, a jego jedyny spadkobierca to równie intrygujący, co przebiegły Blake – przedsiębiorca z Bostonu. Dziewczyna za wszelką cenę chce udowodnić swoje prawa do nazwiska i oczyścić dobre imię matki, jednak Blake nie daje wiary jej wyjaśnieniom i wysuwa wobec niej niemoralną propozycję…
Rogers to nie zawsze jest dla mnie bezpieczny wybór. Jej wczesne powieści są pełne elementów, które nie zawsze mi przypadają do gustu, dlatego podeszłam do tej książki z ostrożnością. Na szczęście, to doświadczenie było dobre.
Bohater to strasznie uparty dupek, choć nie aż tak bucowaty jak inni z wcześniejszych powieści autorki. Nie da się go lubić, bo to zarozumialec i samolub. Wielki pan handlowiec z Bostonu, który ma w nosie angielską arystokrację i oczywiście nigdy się nie myli, a jak już się pomyli, to za nic nie potrafi się do tego przyznać (przeprosił bohaterkę dopiero w epilogu, a i tak czuć niedosyt, że za mało się pokajał).
Bohaterka za to na duży plus. To kobieta z charakterem, choć nie do końca rozumiem jej motywację. Zwłaszcza intryga z udawaniem kurtyzany jest naciągane jak za małe rajstopy. Nie do końca pasuje mi jej charakter, choć trzeba przyznać, że dzielnie znosiła idiotyzmy Bleke’a i nie dała sobie dmuchać w kaszę.
Relacja pomiędzy główną parą pełna jest burzliwych emocji, nie zawsze dobrych, jednak mniej tu patologii niż w innych powieściach Rogers, przez co cała historia daje radę pod względem wiarygodności emocji. Trochę rozczarowują szczątkowe sceny erotyczne ale być może to wina tłumacza, który po prostu powycinał co gorętsze fragmenty.
Dużo jest ciekawych postaci pobocznych, w tym bezpruderyjna Angelique, Lucy, Jessup, a każda z nich ma własny charakter i dzięki temu nie zlewają się w jedną, bezkształtną masę.
Ogólnie książkę fajnie i sprawnie się czyta, historia płynie swobodnie bez żadnych przestojów i dłużyzn, choć nie ma w niej nic spektakularnego, to jednak fabuła jest ciekawa.
Podsumowując – jest to dobry romans historyczny, w moim odczuciu godny polecenia dlatego moja ocena to 8/10.
Sapphire wychowana na Martynice we Francuskich Indiach Zachodnich dowiaduje się, że tak naprawdę jej ukochany ojciec nie jest jej biologicznym rodzicem. Wyrusza do Londynu by poznać prawdziwego ojca, hrabiego, z którym jej matka miała kiedyś romans. Po przyjeździe okazuje się, że jej biologiczny ojciec nie żyje, a jego jedyny spadkobierca to równie intrygujący, co przebiegły Blake – przedsiębiorca z Bostonu. Dziewczyna za wszelką cenę chce udowodnić swoje prawa do nazwiska i oczyścić dobre imię matki, jednak Blake nie daje wiary jej wyjaśnieniom i wysuwa wobec niej niemoralną propozycję…
Rogers to nie zawsze jest dla mnie bezpieczny wybór. Jej wczesne powieści są pełne elementów, które nie zawsze mi przypadają do gustu, dlatego podeszłam do tej książki z ostrożnością. Na szczęście, to doświadczenie było dobre.
Bohater to strasznie uparty dupek, choć nie aż tak bucowaty jak inni z wcześniejszych powieści autorki. Nie da się go lubić, bo to zarozumialec i samolub. Wielki pan handlowiec z Bostonu, który ma w nosie angielską arystokrację i oczywiście nigdy się nie myli, a jak już się pomyli, to za nic nie potrafi się do tego przyznać (przeprosił bohaterkę dopiero w epilogu, a i tak czuć niedosyt, że za mało się pokajał).
Bohaterka za to na duży plus. To kobieta z charakterem, choć nie do końca rozumiem jej motywację. Zwłaszcza intryga z udawaniem kurtyzany jest naciągane jak za małe rajstopy. Nie do końca pasuje mi jej charakter, choć trzeba przyznać, że dzielnie znosiła idiotyzmy Bleke’a i nie dała sobie dmuchać w kaszę.
Relacja pomiędzy główną parą pełna jest burzliwych emocji, nie zawsze dobrych, jednak mniej tu patologii niż w innych powieściach Rogers, przez co cała historia daje radę pod względem wiarygodności emocji. Trochę rozczarowują szczątkowe sceny erotyczne ale być może to wina tłumacza, który po prostu powycinał co gorętsze fragmenty.
Dużo jest ciekawych postaci pobocznych, w tym bezpruderyjna Angelique, Lucy, Jessup, a każda z nich ma własny charakter i dzięki temu nie zlewają się w jedną, bezkształtną masę.
Ogólnie książkę fajnie i sprawnie się czyta, historia płynie swobodnie bez żadnych przestojów i dłużyzn, choć nie ma w niej nic spektakularnego, to jednak fabuła jest ciekawa.
Podsumowując – jest to dobry romans historyczny, w moim odczuciu godny polecenia dlatego moja ocena to 8/10.