Mary Balogh "Bez serca".
Anna od lat boryka się z biedą i traumą z przeszłości. Zaangażowana w układanie życia swemu młodszemu rodzeństwu zaniedbała własne potrzeby. Przekonana jest, że taka stara panna bez posagu jak ona nigdy nie znajdzie męża, więc kiedy wpada w oko niepokornemu księciu i otrzymuje od niego propozycję mariażu, bez wahania godzi się na małżeństwo z rozsądku. Lucas, odtrącony przed laty przez rodzinę, przywdział maskę lekkoducha i człowieka bez serca, który obowiązek przedkłada nad uczucia. Anna idealnie pasuje do jego wizji związku bez uczucia, istniejącego tylko na papierze. Oboje stopniowo się poznają i powoli nawiązuje się między nimi nić sympatii. Nie przypuszczają jednak, że na drodze do ich szczęścia stanie mroczna przeszłość…
Z Balogh u mnie bywa różnie. Są jej książki, nad którymi się rozpływam ale trafiają się też takie, które mnie wręcz nudzą. "Bez serca" należy do pierwszej z tych kategorii. To opowieść o dziewczynie, która wiele przeszła w życiu ale wie czego chce i dąży do celu z uporem i determinacją. Bohaterka naprawdę przypadła mi do gustu, mimo iż chwilami nie popierałam jej wyborów i decyzji (np. kiedy z uporem trzymała w sekrecie bardzo ważną kwestię, o której mąż powinien wiedzieć jeszcze przed ślubem), no ale gdyby było inaczej, powieść skończyłaby się po kilkunastu stronach.
Podobał mi się również bohater – nieszablonowy. Z jednej strony modniś i elegant, z drugiej cynik i twardy człowiek. Bardzo ciekawe połączenie. Postać Lucasa jest bardzo dopracowana. Autorka umiejętnie przedstawiła jego przemianę psychiczną i emocjonalną. Właśnie tacy powinni być bohaterowie – pełni wad, nie zawsze idealni ale uczący się na własnych błędach i potrafiący wyjść z inicjatywą. Jest to zdecydowanie jeden z najlepiej wykreowanych bohaterów romansów. Nic mnie w nim nie denerwowało ani nie uwierało.
Oboje dało się polubić i choć nie zawsze się zgadzałam z ich wyborami, to jednak kibicowałam tej parze od początku do końca. Postacie poboczne, choć jest ich sporo, są charakterystyczne i ciekawe. Łatwo je zapamiętać, bo każdy z tych bohaterów jest "jakiś", ma swój indywidualny charakter i chętnie poczytałabym o losach niektórych z nich, np. Asha i Emilii.
Sama historia trzyma w ciekawości od samego początku, a zwroty akcji są na tyle nietypowe, że dałam się zaskoczyć autorce w kilku momentach. To zdecydowany plus tej powieści – nieszablonowość. Poza tym książka ma w sobie pewien urok. Niby historia jak tysiące innych w tym gatunku literackim, a jednak się różni zdecydowanie i pewnie na dłużej ją zapamiętam. Mimo lekkości stylu, liniowej fabuły i pewnej prostoty, nie jest to książka banalna. Dotyka kilku ważnych kwestii i chwilami daje do myślenia.
Emocje pomiędzy główną parą aż buzują. Podoba mi się motyw od obojętności do miłości i stopniowy rozwój relacji pomiędzy bohaterami, którzy poznają się i zaczynają darzyć wzajemnie uczuciem. Autorka nie przesadziła, wszystko ma sens. Powoli stopniowała emocje i erotyzm. Sceny erotyczne są bardzo dopracowane i szczegółowe ale nie pornograficzne.
Pod względem konstrukcji jest napisana bez zarzutu – wszystko ma sens, wątki zostały wyjaśnione i ładnie uargumentowane, nie zauważyłam żadnych wpadek warsztatowych. Sama fabuła wciągnęła mnie na tyle, że nawet jeśli były jakieś wady, ja ich nie dostrzegłam.
Zachowana jest bardzo ładna równowaga pomiędzy dramatyzmem, humorem, scenami erotycznymi, opisami, dialogami i salonowym życiem wyższych sfer. Niczego nie jest ani za dużo, ani za mało.
Podsumowując – to jest naprawdę bardzo dobry romans historyczny, który mimo iż bazuje na utartych schematach, to potrafi pozytywnie zaskoczyć. Dla mnie 9/10, bo czytało się sprawnie, szybko i przyjemnie. Ta książka godna jest polecenia każdej romansoholiczce.