Strona 1 z 1

Diabelski naszyjnik - Kat Martin (Kawka)

PostNapisane: 31 stycznia 2020, o 15:50
przez Kawka
Kat Martin "Diabelski naszyjnik"

Grace jako nieślubne dziecko doznała wielu upokorzeń ze strony ojczyma. Kiedy jej biologiczny ojciec zwrócił się do niej o pomoc, bez wahania mu jej udzieliła. Ethan spędził prawie rok we francuskim więzieniu, a kiedy w końcu udało mu się wyrwać z tego koszmaru poprzysiągł zemstę na człowieku, którego działania spowodowały jego tragedię. Jako że Ethan nie potrafi znaleźć winowajcy, porywa Grace, dziewczynę, która pomogła zdrajcy. Liczy że to naprowadzi go na trop wroga, jednak spotkanie z Grace będzie miało dla niego całkiem inne konsekwencje.

To jedna z tych powieści, gdzie miałam ochotę zatłuc czymś bohatera, za to że jest takim dupkiem, że trudno to nawet opisać. Ta książka wpisuje się w klasyczny bodice ripper – bohater to chamski i bucowaty pyszałek, irytujący kretyn, który nie dopuszcza do siebie myśli, że czasem może się mylić i tkwi w tej iluzji prawie do końca. Na szczęście, w zestawie bohaterów jest też Grace – fajna babka z charakterem, która wcale nie chce być mopem i nie daje sobie za bardzo wchodzić na głowę. Owszem, miewa gorsze chwile (zwłaszcza wtedy, gdy ogarnia ją chcica i zachowuje się jak kotka w rui), ale generalnie daje się ją lubić i nie jest tak denerwująco głupia jak bohater.

Bardzo dużo jest gorących scenek, pocałunki, petting, a potem seks. Wszystko opisane zgrabnie, dość szczegółowo ale z sensem i bez przesady. Chemia między bohaterami bardzo ładnie ukazana. Szkoda, że z miłością, w moim odczuciu, było gorzej. W ogóle nie potrafię zrozumieć co bohaterka widziała w tym idiocie – Ethanie. Nie wdając się w szczegóły, jedyne na co zasługiwał, to solidny kop w dupę, najlepiej taki żeby wyleciał w kosmos i zaczął orbitować. Jego wybuch miłości do bohaterki i dziecka był tak absurdalny, że szkoda to w ogóle opisywać. W ogóle w to nie uwierzyłam.

Motyw porwania fajny, przygody na statku fajne, książkę ogólnie dobrze się czytało. Zwłaszcza pierwsza połowa była bardziej ciekawa. Potem stopniowo spadało tempo i powieść zaczęła mi się dłużyć. Zrobiło się trochę przewidywalnie i odczułam, jakby niektóre wątki były ciągnięte na siłę. Moim zdaniem ta historia ma zdecydowanie za dużo stron. Często na to narzekam, ale mam wrażenie, że niekiedy autorki mają świetny pomysł ale za bardzo chcą go rozwlec, przez co książka traci swój początkowy impet i atrakcyjność. Czasem mniej znaczy więcej.

Ogólnie to niezły warsztatowo romans historyczny, który całkiem dobrze się czytało choć na pewno nie jest to historia, która mną poruszyła (w pozytywny sposób) i raczej do niej nie wrócę. Sprawiedliwa ocena to według mnie: 7/10.