Niecne zamiary - Elizabeth Hoyt (mdusia123)
Napisane: 24 maja 2019, o 19:08
Elizabeth Hoyt była do tej pory autorką bliżej mi nieznaną. Wiedziałam tylko, że istnieje, ale do tej pory nie miałam przyjemności zapoznać się z jej twórczością.
Temperance Dews jest młodą wdową. Wraz ze swoim młodszym bratem Winterem prowadzi przytułek dla osieroconych dzieci w najbiedniejszej, najniebezpieczniejszej i najbardziej parszywej dzielnicy Londynu.
Lord Caire to jej absolutne przeciwieństwo. Bogaty, cyniczny, wydaje się być niemal bezduszny.
Tylko przypadek sprawi, że ta dwójka połączy siły, aby rozwikłać pewną zagadkę kryminalną.
To co ujęło mnie w tej książce jako pierwsze, to z pewnością czas, a także miejsce akcji. Mamy tu do czynienia z pierwszą połową XVIII wieku, epoką niezbyt popularną wśród autorek romansów historycznych. Jeżeli zaś chodzi o miejsce akcji, bardzo się cieszę, że mogłam na chwilę "wyjść z balu" i wraz z bohaterami odwiedzić podejrzane spelunki i ciemne zaułki w mniej prestiżowej części miasta. Oczywiście na bale i eleganckie wieczorki muzyczne też chodziłam, to część umowy, którą zawarli Lord Caire i Temperance, ale wydarzyło się to zaledwie kilka razy.
Bohaterowie mają swoje tajemnice. On ma dosyć specyficzne upodobania seksualne, a ona, przez jeden jedyny błąd i targające nią od wielu lat wyrzuty sumienia, stara się możliwie jak najbardziej stłumić w sobie jakiekolwiek popędy tej natury. Ale on tak bardzo ją pociąga. Nie jestem żadnym historykiem, ale wydaje mi się, że autorka bardzo prawdziwie odmalowała podejście ówczesnych ludzi do tematu seksualności kobiet. Bardzo prawdziwie, a zarazem bardzo smutno. Kobiecie tamtej epoki nie wolno było mieć jakiegokolwiek popędu, potrzeb, pragnień, ani tym bardziej wymagań wobec swojego partnera. Nie miała prawa czerpać przyjemności ze współżycia.
Nie do końca wiem, w jaki sposób mam ocenić tę książkę. Bardziej ją odczuwałam i przeżywałam jako jedną spójną całość, a nie rozkładałam na czynniki pierwsze, aby każdy aspekt (bohaterów, poszczególne wątki) roztrząsać i analizować osobno.
Uważam jednak, że autorce udało się zachować równowagę pomiędzy wątkiem kryminalnym i romansem, żaden wątek nie jest ważniejszy od innych, wszystkie są sobie równe. Sceny miłosne pojawiają się w książce dosyć późno, ale od momentu, gdy się pojawią, jest ich całkiem sporo. Są też dosyć dosadne, ale przy tym bardzo sugestywnie i tak...z uczuciem opisane, naprawdę można się w nie wczuć.
Myślę, że tutaj dobrą robotę wykonał przede wszystkim tłumacz. Jest to tym bardziej warte docenienia, że tłumaczenia romansów często są robione po łebkach, niechlujnie i byle szybciej, wiele scen jest skracanych do minimum, albo wręcz całkowicie wycinanych, bo "przecież to tylko romans". Tutaj mam poczucie, że ktoś naprawdę się postarał i włożył w swoją pracę serce.
Podsumowując, pierwsza część cyklu spodobała mi się tak bardzo, że kiedy tylko skończę pisać tę recenzję, sięgnę po drugą część.
Ode mnie zdecydowane 8,5/10.
Temperance Dews jest młodą wdową. Wraz ze swoim młodszym bratem Winterem prowadzi przytułek dla osieroconych dzieci w najbiedniejszej, najniebezpieczniejszej i najbardziej parszywej dzielnicy Londynu.
Lord Caire to jej absolutne przeciwieństwo. Bogaty, cyniczny, wydaje się być niemal bezduszny.
Tylko przypadek sprawi, że ta dwójka połączy siły, aby rozwikłać pewną zagadkę kryminalną.
To co ujęło mnie w tej książce jako pierwsze, to z pewnością czas, a także miejsce akcji. Mamy tu do czynienia z pierwszą połową XVIII wieku, epoką niezbyt popularną wśród autorek romansów historycznych. Jeżeli zaś chodzi o miejsce akcji, bardzo się cieszę, że mogłam na chwilę "wyjść z balu" i wraz z bohaterami odwiedzić podejrzane spelunki i ciemne zaułki w mniej prestiżowej części miasta. Oczywiście na bale i eleganckie wieczorki muzyczne też chodziłam, to część umowy, którą zawarli Lord Caire i Temperance, ale wydarzyło się to zaledwie kilka razy.
Bohaterowie mają swoje tajemnice. On ma dosyć specyficzne upodobania seksualne, a ona, przez jeden jedyny błąd i targające nią od wielu lat wyrzuty sumienia, stara się możliwie jak najbardziej stłumić w sobie jakiekolwiek popędy tej natury. Ale on tak bardzo ją pociąga. Nie jestem żadnym historykiem, ale wydaje mi się, że autorka bardzo prawdziwie odmalowała podejście ówczesnych ludzi do tematu seksualności kobiet. Bardzo prawdziwie, a zarazem bardzo smutno. Kobiecie tamtej epoki nie wolno było mieć jakiegokolwiek popędu, potrzeb, pragnień, ani tym bardziej wymagań wobec swojego partnera. Nie miała prawa czerpać przyjemności ze współżycia.
Nie do końca wiem, w jaki sposób mam ocenić tę książkę. Bardziej ją odczuwałam i przeżywałam jako jedną spójną całość, a nie rozkładałam na czynniki pierwsze, aby każdy aspekt (bohaterów, poszczególne wątki) roztrząsać i analizować osobno.
Uważam jednak, że autorce udało się zachować równowagę pomiędzy wątkiem kryminalnym i romansem, żaden wątek nie jest ważniejszy od innych, wszystkie są sobie równe. Sceny miłosne pojawiają się w książce dosyć późno, ale od momentu, gdy się pojawią, jest ich całkiem sporo. Są też dosyć dosadne, ale przy tym bardzo sugestywnie i tak...z uczuciem opisane, naprawdę można się w nie wczuć.
Myślę, że tutaj dobrą robotę wykonał przede wszystkim tłumacz. Jest to tym bardziej warte docenienia, że tłumaczenia romansów często są robione po łebkach, niechlujnie i byle szybciej, wiele scen jest skracanych do minimum, albo wręcz całkowicie wycinanych, bo "przecież to tylko romans". Tutaj mam poczucie, że ktoś naprawdę się postarał i włożył w swoją pracę serce.
Podsumowując, pierwsza część cyklu spodobała mi się tak bardzo, że kiedy tylko skończę pisać tę recenzję, sięgnę po drugą część.
Ode mnie zdecydowane 8,5/10.