Jak błyskawica - Marsha Canham (Kawka)
Napisane: 26 marca 2019, o 11:20
Marsha Canham „Jak błyskawica”
Rok 1815. Młoda szlachcianka Annalea nie chce zgodzić się na ślub z wyznaczonym dla niej dżentelmenem. Rozdrażniona tą zuchwałością rodzina zsyła dziewczynę na prowincję, do nieco zwariowanej ciotki. Annalea spędza czas na spacerach po plaży i wydawałoby się, że jej pobyt będzie nudny, jednak pewnego dnia morze wyrzuca na brzeg pokaleczonego rozbitka. Mężczyzna wypowiada kilka tajemniczych słów, po czym traci przytomność. Gdy ją odzyskuje niczego nie pamięta, nawet tego, kim jest. Okazuje się, że jest podejrzany o spisek przeciwko królowi, szpiegostwo na rzecz Francji i grożą mu za to poważne konsekwencje. Razem Emory i Annalea muszą rozwiązać zagadkę jego przeszłości.
Jest to moje pierwsze doświadczenie z tą autorką, więc jak zawsze w tym przypadku, nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, był subtelny humor i pewna lekkość książki. Choć początek był nieco meczący, głównie za sprawą sporej ilości bohaterów wprowadzonych za szybko i zawiłości wątków, to jednak im dalej, tym było lepiej.
Lubię wątki przygodowe i awanturnicze w romansach, kiedy akcja nie ogranicza się do wystawnych bali i salonowych intryg i w tej książce jest właśnie sporo przygód, ciekawych rozwiązań fabularnych, jest też spisek, tajemnica i stopniowe jej rozwiązywanie. Ciągle coś się dzieje i nie można się nudzić podczas czytania. To bardzo duża siła tej powieści, że akcja nie skupia się wyłącznie na wątku romansowym, dzięki czemu jest po prostu ciekawiej.
Humor jest obecny, choć dość delikatny. Przejawia się np. w osobie ekscentrycznej ciotki i jej poczynań albo wzajemnych słownych bitew między bohaterami, czy dzięki postaciom epizodycznym, jak np. piracka zgraja Emory’ego. Ogólnie podobał mi się awanturniczy klimat tej powieści i dobrze się bawiłam.
Bohaterka ma charakter, to dziewczyna z ikrą, która wie czego chce i nie daje sobie dmuchać w kaszę. Bohater też fajny, choć początkowo niewiele o nim wiadomo. Stopniowo zarówno bohaterka, jak i czytelnicy mają szansę go poznać jako bohaterskiego, mającego dobre serce, sprytnego człowieka z zasadami. Na uwagę zasługuje również postać drugoplanowa – czyli babka Florencja, która jest tak urocza, że aż szkoda, że pojawiła się tylko na początku książki.
Jeśli chodzi o intrygę, to biorąc pod uwagę dość rzetelnie oddane realia epoki, ma ona sens. Nie jest zbyt fantastyczna ani przegięta, całość trzyma się kupy i dodaje smaczku książce.
Zwroty akcji, konstrukcja fabuły, bohaterowie i inne elementy mają sens i wszystko to jest sprawnie złożone w całość. Jest to dość przyjemna lektura. Dla mnie pierwsze spotkanie z tą autorką było pozytywnym doświadczeniem. W moim odczuciu ta książka zasługuje na solidne 8/10.
Rok 1815. Młoda szlachcianka Annalea nie chce zgodzić się na ślub z wyznaczonym dla niej dżentelmenem. Rozdrażniona tą zuchwałością rodzina zsyła dziewczynę na prowincję, do nieco zwariowanej ciotki. Annalea spędza czas na spacerach po plaży i wydawałoby się, że jej pobyt będzie nudny, jednak pewnego dnia morze wyrzuca na brzeg pokaleczonego rozbitka. Mężczyzna wypowiada kilka tajemniczych słów, po czym traci przytomność. Gdy ją odzyskuje niczego nie pamięta, nawet tego, kim jest. Okazuje się, że jest podejrzany o spisek przeciwko królowi, szpiegostwo na rzecz Francji i grożą mu za to poważne konsekwencje. Razem Emory i Annalea muszą rozwiązać zagadkę jego przeszłości.
Jest to moje pierwsze doświadczenie z tą autorką, więc jak zawsze w tym przypadku, nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, był subtelny humor i pewna lekkość książki. Choć początek był nieco meczący, głównie za sprawą sporej ilości bohaterów wprowadzonych za szybko i zawiłości wątków, to jednak im dalej, tym było lepiej.
Lubię wątki przygodowe i awanturnicze w romansach, kiedy akcja nie ogranicza się do wystawnych bali i salonowych intryg i w tej książce jest właśnie sporo przygód, ciekawych rozwiązań fabularnych, jest też spisek, tajemnica i stopniowe jej rozwiązywanie. Ciągle coś się dzieje i nie można się nudzić podczas czytania. To bardzo duża siła tej powieści, że akcja nie skupia się wyłącznie na wątku romansowym, dzięki czemu jest po prostu ciekawiej.
Humor jest obecny, choć dość delikatny. Przejawia się np. w osobie ekscentrycznej ciotki i jej poczynań albo wzajemnych słownych bitew między bohaterami, czy dzięki postaciom epizodycznym, jak np. piracka zgraja Emory’ego. Ogólnie podobał mi się awanturniczy klimat tej powieści i dobrze się bawiłam.
Bohaterka ma charakter, to dziewczyna z ikrą, która wie czego chce i nie daje sobie dmuchać w kaszę. Bohater też fajny, choć początkowo niewiele o nim wiadomo. Stopniowo zarówno bohaterka, jak i czytelnicy mają szansę go poznać jako bohaterskiego, mającego dobre serce, sprytnego człowieka z zasadami. Na uwagę zasługuje również postać drugoplanowa – czyli babka Florencja, która jest tak urocza, że aż szkoda, że pojawiła się tylko na początku książki.
Jeśli chodzi o intrygę, to biorąc pod uwagę dość rzetelnie oddane realia epoki, ma ona sens. Nie jest zbyt fantastyczna ani przegięta, całość trzyma się kupy i dodaje smaczku książce.
Zwroty akcji, konstrukcja fabuły, bohaterowie i inne elementy mają sens i wszystko to jest sprawnie złożone w całość. Jest to dość przyjemna lektura. Dla mnie pierwsze spotkanie z tą autorką było pozytywnym doświadczeniem. W moim odczuciu ta książka zasługuje na solidne 8/10.