Płatki na rzece - Kathleen E. Woodiwiss (Kawka)
Napisane: 3 marca 2019, o 20:05
Kathleen E. Woodiwiss „Płatki na rzece”
Shemaine to córka bogatego irlandzkiego przemysłowca i angielskiej damy. O jej rękę poprosił bogaty markiz, jednak do ślubu nie doszło, bo dziewczyna, na wskutek intrygi, została porwana z domu, oskarżona niesłusznie o kradzież i skazana na siedem lat więzienia. Wraz z innymi skazańcami trafia do kolonii i tam zostaje sprzedana młodemu wdowcowi Gage’owi Thorntonowi, jako służąca. Pomiędzy dziewczyną, a jej tajemniczym panem powoli rodzi się uczucie, jednak wrogowie Shemaine nie chcą jej zostawić w spokoju.
To druga powieść tej autorki, którą miałam okazję przeczytać. Pomysł bardzo mi się podoba, choć sama intryga nie była szczególnie porywająca i praktycznie od samego początku nie jest tajemnicą, kto czyha na życie i szczęście bohaterki. Szkoda, bo można było podrasować troszkę ten wątek i dzięki temu uatrakcyjnić książkę jeszcze bardziej. Tajemnica i zagadka do rozwiązania dla czytelnika sprawdziła się świetnie w „Miłości bez pamięci”. Szkoda więc trochę zmarnowanego potencjału.
Kolejny mały minus to trochę zbyt rozwleczona akcja. Chwilami fabuła ciągnęła się jak guma do żucia, choć trzeba przyznać, że nie jest to do końca wada, bo nie było bardzo nudno i te spowolnienia pozwoliły zbudować nastrój książki. Niemniej, wolałabym mniejszą ilość stron i rozdrabniania się w szczegółach. Mimo to styl autorki był na tyle sprawny i przyjemny, że dość szybko się mi czytało tę powieść.
Kolejnym małym minusem jest fakt, że książka chwilami jest zbyt naiwna, za bardzo cukierkowa, a niektóre wydarzenia są zbyt naciągane i nie do końca mnie to przekonało.
W powieści pojawia się wręcz zatrważająca ilość bohaterów, ale większość z nich jest na tyle charakterystyczna, że nie stanowi to raczej problemu. Chwilami miałam wrażenie, że niektóre postacie są tylko po to, żeby dodać stron książce, ale nie jest to jakiś wielki zarzut w stronę autorki.
Kolejna sprawa, że wszyscy się kochają w bohaterce, jest to rozwiązanie fabularne rodem z meksykańskiej telenoweli. Owszem, Shemaine przedstawiona jest jako prawdziwa piękność ale bez przesady, są jakieś granice absurdu, których nie powinno się przekraczać.
Czas na plusy, których paradoksalnie, jest znacznie więcej, choć może nie widać tego po ilości tekstu, który poświeciłam wadom. Przede wszystkim, największą zaletą jest klimat ciepła i rodzinności, który autorka osiągnęła dzięki bardzo dobrym opisom, pełnym szczegółów i wprowadzającym doskonale w nastrój.
Relacja pomiędzy Shemaine i Gage’em oddana po mistrzowsku. Dodatkowo obecne jest dziecko, które nie jest ani zbyt dorosłe jak na swój wiek, ani też nie przeszkadza w rozwoju uczucia pomiędzy główną parą. Napięcie pomiędzy bohaterami rośnie stopniowo i powoli, ich uczucia i postrzeganie tej drugiej osoby zmienia się powoli, a dzięki drobnym szczegółom, czytając wierzy się we wszystko. Sceny erotyczne pasują idealnie do opisywanej historii i są dość dobre.
Bardzo fajnie jest opisana osada oraz życie codzienne i trudności w dalekiej kolonii. Także realia epoki wydają się być oddane dokładnie i widać, że autorka dobrze się przygotowała do pisania.
Kolejną wartością jest przesłanie książki - proste ale nie nachalne. Płatki na rzece symbolizujące ulotność i kruchość ludzkiego losu. Każdy z nas, może być takim bezbronnym płatkiem, niesionym przez nurt rzeki. Ważne, żeby się nie poddawać i dążyć do spełniania marzeń. Mówi o tym też wątek budowy statku.
Ogólnie książka jest przemyślana, klimatyczna, dobrze skonstruowana i pełna szczegółów. Czyta się ją dość szybko i z przyjemnością, mimo iż chwilami lekko nuży. Całość jednak broni się bardzo dobrym warsztatem literacki, fajną fabułą i bohaterami, oraz opisami. Powieść ma też w sobie coś nieuchwytnego, co sprawia, że mimo lekkich wad, chyba kiedyś do niej wrócę. W moim odczuciu zasługuje na ocenę 8/10.
Shemaine to córka bogatego irlandzkiego przemysłowca i angielskiej damy. O jej rękę poprosił bogaty markiz, jednak do ślubu nie doszło, bo dziewczyna, na wskutek intrygi, została porwana z domu, oskarżona niesłusznie o kradzież i skazana na siedem lat więzienia. Wraz z innymi skazańcami trafia do kolonii i tam zostaje sprzedana młodemu wdowcowi Gage’owi Thorntonowi, jako służąca. Pomiędzy dziewczyną, a jej tajemniczym panem powoli rodzi się uczucie, jednak wrogowie Shemaine nie chcą jej zostawić w spokoju.
To druga powieść tej autorki, którą miałam okazję przeczytać. Pomysł bardzo mi się podoba, choć sama intryga nie była szczególnie porywająca i praktycznie od samego początku nie jest tajemnicą, kto czyha na życie i szczęście bohaterki. Szkoda, bo można było podrasować troszkę ten wątek i dzięki temu uatrakcyjnić książkę jeszcze bardziej. Tajemnica i zagadka do rozwiązania dla czytelnika sprawdziła się świetnie w „Miłości bez pamięci”. Szkoda więc trochę zmarnowanego potencjału.
Kolejny mały minus to trochę zbyt rozwleczona akcja. Chwilami fabuła ciągnęła się jak guma do żucia, choć trzeba przyznać, że nie jest to do końca wada, bo nie było bardzo nudno i te spowolnienia pozwoliły zbudować nastrój książki. Niemniej, wolałabym mniejszą ilość stron i rozdrabniania się w szczegółach. Mimo to styl autorki był na tyle sprawny i przyjemny, że dość szybko się mi czytało tę powieść.
Kolejnym małym minusem jest fakt, że książka chwilami jest zbyt naiwna, za bardzo cukierkowa, a niektóre wydarzenia są zbyt naciągane i nie do końca mnie to przekonało.
W powieści pojawia się wręcz zatrważająca ilość bohaterów, ale większość z nich jest na tyle charakterystyczna, że nie stanowi to raczej problemu. Chwilami miałam wrażenie, że niektóre postacie są tylko po to, żeby dodać stron książce, ale nie jest to jakiś wielki zarzut w stronę autorki.
Kolejna sprawa, że wszyscy się kochają w bohaterce, jest to rozwiązanie fabularne rodem z meksykańskiej telenoweli. Owszem, Shemaine przedstawiona jest jako prawdziwa piękność ale bez przesady, są jakieś granice absurdu, których nie powinno się przekraczać.
Czas na plusy, których paradoksalnie, jest znacznie więcej, choć może nie widać tego po ilości tekstu, który poświeciłam wadom. Przede wszystkim, największą zaletą jest klimat ciepła i rodzinności, który autorka osiągnęła dzięki bardzo dobrym opisom, pełnym szczegółów i wprowadzającym doskonale w nastrój.
Relacja pomiędzy Shemaine i Gage’em oddana po mistrzowsku. Dodatkowo obecne jest dziecko, które nie jest ani zbyt dorosłe jak na swój wiek, ani też nie przeszkadza w rozwoju uczucia pomiędzy główną parą. Napięcie pomiędzy bohaterami rośnie stopniowo i powoli, ich uczucia i postrzeganie tej drugiej osoby zmienia się powoli, a dzięki drobnym szczegółom, czytając wierzy się we wszystko. Sceny erotyczne pasują idealnie do opisywanej historii i są dość dobre.
Bardzo fajnie jest opisana osada oraz życie codzienne i trudności w dalekiej kolonii. Także realia epoki wydają się być oddane dokładnie i widać, że autorka dobrze się przygotowała do pisania.
Kolejną wartością jest przesłanie książki - proste ale nie nachalne. Płatki na rzece symbolizujące ulotność i kruchość ludzkiego losu. Każdy z nas, może być takim bezbronnym płatkiem, niesionym przez nurt rzeki. Ważne, żeby się nie poddawać i dążyć do spełniania marzeń. Mówi o tym też wątek budowy statku.
Ogólnie książka jest przemyślana, klimatyczna, dobrze skonstruowana i pełna szczegółów. Czyta się ją dość szybko i z przyjemnością, mimo iż chwilami lekko nuży. Całość jednak broni się bardzo dobrym warsztatem literacki, fajną fabułą i bohaterami, oraz opisami. Powieść ma też w sobie coś nieuchwytnego, co sprawia, że mimo lekkich wad, chyba kiedyś do niej wrócę. W moim odczuciu zasługuje na ocenę 8/10.