Betina Krahn „Skaza” powieść wydana również jako „Ukryty płomień”.
Uwaga, poniżej są spore spojlery!
Rok 1811. Eden Marlow to dobrze urodzona i wychowana na damę dziewczyna, jednak w jej żyłach płynie gorąca krew przodków. Po pięciu latach spędzonych w ekskluzywnej angielskiej pensji dla panien, uważa, że ma w sobie rodzinną skazę, która powoduje w niej impulsywność i pożądliwość, a cechy te, zupełnie niegodne damy, stara się z siebie wyrugować. W drodze do swej ojczyzny, USA, poznaje nieznośnego i zbyt pewnego siebie Szkota – lorda Ramsaya MacLeana. Nie wie, że to spotkanie zmieni całkiem jej spokojne życie, bowiem Ramsay ma do wypełnienia pewną misję, od której powodzenia zależy jego dziedzictwo, a główną rolę w tym przedsięwzięciu ma odegrać właśnie Eden.
Książka ma 366 stron i jest dość obszerna, a mimo to czytało mi się raczej szybko, co jest nieco dziwne, zważywszy na to, co opisuję poniżej. Pierwsza połowa powieści wydała mi się znacznie ciekawsza, głównie dlatego, że opierała się na starym, dobrze sprawdzonym motywie, czyli nienawiści pomiędzy bohaterami i wojnie płci. Środek powieści zajmują relacje pomiędzy parą, które zaczęły się nieco zmieniać. Książka straciła wtedy główną siłę napędową i zrobiła się zbyt jednostajna i monotonna. Odkąd Eden i Ram przestali się aż tak bardzo nienawidzić, zrobiło się odrobinę schematycznie, to znaczy: sceny seksu (bardzo liczne i dość szczegółowe), na przemian z kłótniami, opisami przyrody i scenami seksu i tak w kółko. W pewnym momencie erotyka zaczęła nawet dominować ale niestety nie wniosła niczego nowego do książki, ani jej nie poprawiła, a jedynie wydłużyła. Od tego nagromadzenia scen seksu miałam przesyt i poczułam się jakbym czytała kolejną powieść Small. Końcówka mocno mnie rozczarowała, ale całość na szczęście uratowała obecność drugiej pary i szczątkowe ilości całkiem znośnego humoru.
Nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw. Tempo akcji na początku było dobre, wszystko się sensownie rozwijało, nabierało rumieńców, była fajna chemia w relacji pomiędzy główną parą ale potem nagle coś się popsuło. Bez większego uzasadnienia autorka przeskoczyła od szczerej i gorącej nienawiści i pożądania, od razu do miłości. Kompletnie nie pasował mi ten przeskok. Niby było wytłumaczone dlaczego tak się stało ale zupełnie mnie to nie przekonało. Tak negatywna relacja, jaką mieli bohaterowie powinna się zmieniać stopniowo i etapami, a nie gwałtownie, inaczej pozostawia w uczuciu niedosytu.
Tu warto wspomnieć w kilku słowach o bohaterach, bo w tym przypadku trafili się kompletnie popaprani. Obydwoje tak toksyczni i durni, że aż dziw, że nie porzuciłam tej książki w trakcie czytania.
Ramsay od razu sprawia wrażenie zarozumiałego dupka, obdarzonego podłym charakterem manipulanta (zmusza do ślubu Eden za pomocą wyjątkowo niegodziwego fortelu), prostaka i pozbawionego zasad tępego idioty (np. podejrzewa, że bohaterka jest dziwką, bo jej matka miała przed laty romans z jego ojcem. Córka zawsze musi być taka jak matka, logiczne, prawda?). Poza tym kłamie jak z nut, snuje intrygi, idzie po trupach do celu i generalnie nie jest zbyt pozytywną postacią.
Z kolei Eden to hipokrytka. Wie, że jest taka sama jak jej popędliwa rodzinka, lubująca się w uciechach cielesnych i nieco rozwiązła, ale zaprzecza temu i uważa się za kogoś lepszego, bo odebrała staranne wychowanie. Zadziera nosa, poucza i umoralnia wszystkich dookoła, a jednocześnie przy pierwszej okazji oddaje się prawie obcemu mężczyźnie w krzakach za domem, co gorsza, robi to zupełnie bezrefleksyjnie. Gdy utrata dziewictwa wychodzi na jaw, uważa się za niewinną i pokrzywdzoną ofiarę podłego uwodziciela. Nie dopuszcza do siebie myśli, że jej kiepska sytuacja spowodowana jest po prostu jej bezdenną głupotą i brakiem przewidywania nieuchronnych konsekwencji.
Ani Eden, ani tym bardziej Ram nie są sympatyczni i nie dają się lubić, mimo iż od mniej więcej połowy książki autorka robiła co mogła, aby ich nieco ucywilizować i wygładzić. Nie wiem którego z nich bardziej nie lubiłam, bo oboje byli charakterologicznie odpychający. Za to bohaterowie poboczni zostali dobrze wykreowani. Carina, odważna i dzika przyrodnia siostra Rama, jego szalony ojciec, mieszkańcy Skyelt, ekscentryczna rodzinka Eden, Ian i wierny sługa Ramsaya – Arlo – wszyscy są lepsi niż główni bohaterowie. Gdyby nie fajne, choć nie zawsze pozytywne postacie poboczne, ta książka nie byłaby strawna w ogóle.
Jeśli chodzi o sceny erotyczne, to było ich zdecydowanie za dużo i były wszystkie praktycznie takie same. To najnudniejszy element książki, według mnie. Początkowo relacja między bohaterami nabierała rumieńców i to było dość dobre i ciekawe ale jednak przez całą powieść autorka powtarzała ten sam schemat: pożądanie, kłótnia, seks, kłótnia, chore, absurdalne wzajemne oskarżenia bohaterów, nienawiść, znowu seks i znowu kłótnia. W pewnym momencie poczułam się emocjonalnie zmęczona natłokiem negatywnych emocji w tej książce i faktem, że oni się po prostu nienawidzili, a mimo to parzyli równie chętnie i z podobną częstotliwością, co króliki.
Odnośnie fabuły, konstrukcji książki, języka i opisów nie mam większych uwag. Wszystko jest poprawne i raczej nie rzuciły mi się w oczy większe błędy i niedociągnięcia. Nie było źle ale też nie było dobrze.
To jest jedna z tych powieści, które pozostawiły mnie w odczuciu lekkiego niesmaku. Bo niby był to klasyczny romans, z wieloma romansowymi elementami, chwytliwymi zabiegami, burzliwą relacją pomiędzy bohaterami ale jednak nie nazwałabym tej książki fajną. Niezłą pod względem warsztatu tak ale równocześnie męczącą w odbiorze. Jeśli miałabym do czegoś porównać „Ukryty płomień”, to chyba najbliżej tej powieści do twórczości Bertrice Small albo Rosemary Rogers. Sięganie po takie książki może być dobrym pomysłem tylko w sytuacji, gdy wie się, że na pewno ma się na to ochotę i świadomie tego chce. W innym przypadku raczej nie będzie to przyjemna lektura.
Myślę, że to pozycja dla raczej odważniejszych czytelniczek. W moim prywatnym odczuciu sprawiedliwą oceną jest: 6/10, bo mimo iż było nieźle, to jednak nie na tyle, żeby polubić tę książkę, a tym bardziej kiedyś do niej wrócić.