Krąg - Jill Barnett (Kawka)
Napisane: 28 września 2018, o 16:24
Jill Barnett „Krąg”
Walijsko-Angielskie pogranicze, rok 1280. Teleri – dziewczyna żyjąca w puszczy, okrzyknięta wiedźmą i wyrzucona poza lokalną społeczność, prowadzi spokojne życie pustelnicy. Jej jedynymi przyjaciółmi są zwierzęta, które ciągle ratuje. Pewnego dnia w jej spokojne życie wdziera się ranny rycerz – Anglik, na którego życie ktoś czyha. Wydaje się, że nic nie może łączyć tych dwojga, żyjących w odmienny sposób i mających zupełnie inne ideały ale stopniowo rodzi się między nimi nić porozumienia.
Po pierwsze – to średniowiecze, jednak jest tak napisane, w bajkowy, trochę odrealniony sposób, że raczej nie przeszkadza. Klimat tej książki jest bardziej baśniowy i legendowy niż prawdziwie średniowieczny, a uważam to za plus. Nierealność potęguje niezwykłe zachowanie zwierząt, które autorka spersonifikowała aż tak, że wydaje się, że wszystko rozumieją.
Język powieści jest plastyczny i dość żywy. Sporo jest onomatopei, za którymi nieszczególnie przepadam, ale dało się to przeżyć. U Barnett dominuje raczej lekki klimat niż mroczność. To zaleta, bo również w tej książce jest lekkość i sporo humoru, niewymuszonego i przyjemnego, choć nie każdemu ten styl przypadnie do gustu.
Bohaterowie są nieco przerysowani - głównie Teleri, jest zakręcona i nierzeczywista, ale to ją wyróżnia od innych bohaterek. Nie jest sztampowa. Roger też ma swoje wady jak również zalety. Nie chcę się czepiać za bardzo ale coś mi zgrzytało w relacji między nimi, nie potrafię jednak wskazać co dokładnie. Chyba nieco za szybko przeszli z etapu nieufności do miłości. Napięcie pomiędzy nimi było porządku. Sceny erotyczne nie były może zbyt porywające ale też nie wyróżniały się jakoś na minus. Ot, zgrabnie opisane i nie rażące ale bez szału.
Ogólnie sama historia nie byłą szczególnie porywająca ani oryginalna, niemniej czytało się przyjemnie i dość szybko. Nie zauważyłam większych wpadek i nie było dłużyzn. Ogólnie, jest to przyjemna i lekka książka na wieczór ale kompletnie przeźroczysta, czyli taka, która niczym się nie wyróżnia. O realiach epoki trudno mi cokolwiek powiedzieć, niemniej wydaje mi się, że nie było jakichś wielkich wpadek. Według mnie sprawiedliwą oceną będzie 7/10, bo nie było super ale też nie było źle.
Walijsko-Angielskie pogranicze, rok 1280. Teleri – dziewczyna żyjąca w puszczy, okrzyknięta wiedźmą i wyrzucona poza lokalną społeczność, prowadzi spokojne życie pustelnicy. Jej jedynymi przyjaciółmi są zwierzęta, które ciągle ratuje. Pewnego dnia w jej spokojne życie wdziera się ranny rycerz – Anglik, na którego życie ktoś czyha. Wydaje się, że nic nie może łączyć tych dwojga, żyjących w odmienny sposób i mających zupełnie inne ideały ale stopniowo rodzi się między nimi nić porozumienia.
Po pierwsze – to średniowiecze, jednak jest tak napisane, w bajkowy, trochę odrealniony sposób, że raczej nie przeszkadza. Klimat tej książki jest bardziej baśniowy i legendowy niż prawdziwie średniowieczny, a uważam to za plus. Nierealność potęguje niezwykłe zachowanie zwierząt, które autorka spersonifikowała aż tak, że wydaje się, że wszystko rozumieją.
Język powieści jest plastyczny i dość żywy. Sporo jest onomatopei, za którymi nieszczególnie przepadam, ale dało się to przeżyć. U Barnett dominuje raczej lekki klimat niż mroczność. To zaleta, bo również w tej książce jest lekkość i sporo humoru, niewymuszonego i przyjemnego, choć nie każdemu ten styl przypadnie do gustu.
Bohaterowie są nieco przerysowani - głównie Teleri, jest zakręcona i nierzeczywista, ale to ją wyróżnia od innych bohaterek. Nie jest sztampowa. Roger też ma swoje wady jak również zalety. Nie chcę się czepiać za bardzo ale coś mi zgrzytało w relacji między nimi, nie potrafię jednak wskazać co dokładnie. Chyba nieco za szybko przeszli z etapu nieufności do miłości. Napięcie pomiędzy nimi było porządku. Sceny erotyczne nie były może zbyt porywające ale też nie wyróżniały się jakoś na minus. Ot, zgrabnie opisane i nie rażące ale bez szału.
Ogólnie sama historia nie byłą szczególnie porywająca ani oryginalna, niemniej czytało się przyjemnie i dość szybko. Nie zauważyłam większych wpadek i nie było dłużyzn. Ogólnie, jest to przyjemna i lekka książka na wieczór ale kompletnie przeźroczysta, czyli taka, która niczym się nie wyróżnia. O realiach epoki trudno mi cokolwiek powiedzieć, niemniej wydaje mi się, że nie było jakichś wielkich wpadek. Według mnie sprawiedliwą oceną będzie 7/10, bo nie było super ale też nie było źle.