Strona 1 z 1

Uciekinierka - Jude Deveraux (Kawka)

PostNapisane: 4 września 2018, o 21:37
przez Kawka
Jude Deveraux „Uciekinierka”.

Regan to spokojna i potulna dziewczyna, która lubi bujać w obłokach. Wiedzie uporządkowane życie angielskiej panny z dobrego domu, do dnia, w którym dowiaduje się, że ukochany mężczyzna chce się z nią ożenić dla pieniędzy, a wuj – jej opiekun, chce na tym zarobić. Zraniona i zdradzona ucieka i błąka się bez celu po porcie w Liverpoolu. W tej sytuacji znajduje ją przystojny marynarz – Amerykanin – Travis, który zabiera ją na swój statek i myśląc, że ma do czynienia z portową prostytutką – uwodzi. Kiedy spostrzega swój błąd, postanawia zabrać Regan ze sobą za ocean, do swojego domu.

Nastrój był typowy dla romansu historycznego od Deveraux. Ani za bardzo poważny, ani zbyt wesoły.

Pomysł na książkę przeciętny. To taki normalny, jak od sztancy romans historyczny. Trochę przewidywalny i chwilami nużący, mimo zmieniającej się scenerii i kilku nowych bohaterów, którzy pojawiali się w kolejnych rozdziałach, aby ożywić trochę akcję.

Język powieści i opisy były zupełnie normalne. Nic szczególnie nie zwróciło mojej uwagi, ani na minus, ani na plus.

Tempo akcji było zmienne, z początku sporo się działo ale niestety, im dalej w książkę, tym mniej akcji. Pod koniec zrobiło się wręcz nudno i przewidywalnie. Nie podobał mi się też spory przeskok czasowy – o aż cztery lata w zaledwie dwa rozdziały. Według mnie to nie pasowało do całości. Wiem, że chodziło o to, żeby pokazać wewnętrzną przemianę bohaterki ale wydaje mi się, że autorka mogła poświęcić temu zagadnieniu nieco więcej miejsca, wyszłoby bardziej wiarygodnie.

Bohaterowie byli trochę dziwni. Zwłaszcza bohaterka działała mi na nerwy. Jej nieogarnięcie życiowe, skrajna naiwność i tendencja do bujania w obłokach zaczęła mnie coraz mocniej denerwować. Na szczęście, w końcu się zmieniła i znormalniała. Bohater był trochę dupkiem – uwiódł niewinną dziewicę, a potem nawet nie pytając jej o zdanie, zaciągnął przed ołtarz. Denerwował mnie arogancją i lekceważeniem bohaterki. Na szczęście i on się w końcu zmienił na lepsze. Ta para nie dała się jednak szczególnie polubić.

Sceny erotyczne były poprawne. Obyło bez większych fajerwerków ale też bez wpadek. Nic mi nie zapadło w pamięć na tyle, żeby to opisać.

Zakończenie trochę w stylu Deveraux, czyli mocno średnie. Dla mnie cała akcja z cyrkiem i karteczkami w ogóle nie pasowała do bohatera, no ale jakoś trzeba było przerobić aroganckiego, samolubnego dupka w romantyka zakochanego w bohaterce. Nie do końca w to uwierzyłam.

Całość wywarła na mnie średnie wrażenie. To nie jest zła książka, po prostu do bólu typowa, jak od linijki – wszystko w niej ma swój czas i miejsce, a konkretnie takie zwroty akcji, jakie były, można było przewidzieć z dużym wyprzedzeniem. Wyrobiona czytelniczka romansów nie dostrzeże w tej książce niczego odkrywczego. Nie było jednak źle – to przyzwoity pod względem warsztatu kawałek prozy ale zabrakło mi czegoś szczególnego w tej powieści. Jakiegoś elementu, który by odróżnił „Uciekinierkę” od masy innych, bardzo podobnych książek. Dlatego oceniam całość na 7/10.