Nieczuły rozpustnik - Lisa Kleypas (•Sol•)
Napisane: 17 sierpnia 2018, o 14:04
Devon Ravenel. Czy samo to nie brzmi jak grzeszna obietnica porywającego i erotycznego romansu? Historycznego na dodatek?
Devon jest taki inny od wszelkich bohaterów Kleypas. Taki nowy. Jak cała książka, odmienna od tego co autorka zwykła nam serwować.
Rozpustnik, czort, hulaka i utracjusz, tak samo jak jego młodszy brat, West. Dwie zakały, które trwonią życie i pieniądze na nic. Na przyjemności.
Aż spada na starszego brzemię tytułu, upadający majątek i opieka nad młodszymi kuzynkami. Oraz wdową po poprzednim hrabim Trenear.
I wtedy już nic nie jest takie samo. Bo nasz bohater, wraz ze swoim młodszym bratem przechodzi cudowną przemianę. Powolną, realną, uroczą.
Mało mi było relacji Devon – Kathleen. Mało, bo ich starcia były cudowne. Urocze, ogniste i pełne chemii. Ale wynagradzała mi te braki obecność reszty bohaterów. Bo nie da się ukryć, że całej tej wesołej ferajny nie da się nie lubić.
West troszeczkę przypomina Leo Hathawaya, ale nie ma w nim melancholii tego drugiego. Natomiast Helen i bliźniaczki… Spokojna, stateczna, skryta Helen i dzikie nieokiełznane bliźniaczki. To mieszanka wybuchowa czyniąca całą powieść jeszcze bardziej wyjątkową.
No i creme de la creme serii. Rhys (och!) Winterborne. Lubię mrocznych, złych bufonów o zamkniętych lodowatych sercach, które stopić może tylko odpowiednia kobieta. Tak, on i jedna z poznanych bohaterek to para z drugiego tomu, której już nie mogę się doczekać.
W ogóle Nieczuły rozpustnik to bardziej wprowadzenie do serii, zapowiedź masy radości czekającej czytelniczki
Sama Kathleen i Devon to para wybuchowa, ale jak pisałam wcześniej, mało ich razem w książce. Ciągnie ich do siebie, ale nie mają dla siebie zbyt wiele czasu. Powiedziałabym, że ich romans rozwija się niejako drugoplanowo, na pierwszym planie zostawiając miejsce dla problemów Devona z majątkiem, życia codziennego rodziny Ravenelów i pewnych innych wypadków, których nie chcę Wam spoilerować, by nie popsuć niespodzianki
Choć tej pary jest trochę, mniej niż przyzwyczajone jesteśmy przez Kleypas, nie czuję niedosytu. Oni od początku wiedzą, że są dla siebie. Początkowo, nie chcą o tym nawet myśleć, nie dopuszczają do siebie tego faktu, aż w końcu wszystko wybucha im w twarz.
Sama Kathleen ma rewelacyjną relację z Westem, ich rozmowy i przekomarzanki są jak rozmowy rodzeństwa.
Książka sama w sobie jest dość poważna i dzieją się w niej rzeczy smutne. Ale kilka momentów pozwalających na wybuch śmiechu też się znajdzie. Bliźniaczki są głównym powodem takowych. Uwielbiam je obie i bardzo się cieszę, że mają swoje części. Tylko nie wiem jakim cudem Devonowi uda się je wydać za mąż, skoro one do debiutu naprawdę nie są gotowe Dzikie kotki…
Nie mogę się doczekać dalszych tomów. Bardzo Wam polecam Nieczułego rozpustnika, cierpcie ze mną w oczekiwaniu. Warto