Pasja życia - Rosemary Rogers (Kawka)
Napisane: 10 października 2016, o 11:21
Moja opinia na temat książki „Pasja życia” Rosemary Rogers, która wydana została też pod tytułem "Dama w purpurze" (nie wiem skąd ten tytuł, kompletnie nie pasuje ).
Uwaga, mogą być spojlery!
Czytałam wcześniej dwie jej książki i pojawia się w nich ten sam schemat kreowania postaci. Niestety, w „Pasji życia” jest podobnie. Jej postacie męskie to chorzy psychicznie zazdrośnicy, samolubni, pełni pychy mężczyźni, a bohaterki mają w sobie coś z dziwki.
Phillipe – główny bohater jest arystokratą, śpiącym na pieniądzach. Mimo że ma talent do pomnażania majątku i w zasadzie nie jest rozpustnikiem, to w żaden sposób nie da się go lubić. Traktuje ludzi z góry, jakby był panem ich życia, nie ma szacunku nawet do swojego najbliższego przyjaciela z dzieciństwa, który jest dla niego jak brat. Własnego ojca i brata nie poważa i to akurat w pewnym sensie jest zrozumiałe. Najbardziej jednak jego wredny charakter widać w sposobie, w jaki traktuje swoją wybrankę, główną bohaterkę. Dla niego przez większość książki Raine jest tylko zabawką, która ma wypełniać jego polecenia i zaspokajać jego apetyt seksualny. Nie liczy się z jej zdaniem, uczuciami, traktuje ją jak bezwolną i głupią kochankę. Ba, siłą zmusza ją do swojej woli, zupełnie nie mając z tego tytułu wyrzutów sumienia, czy jakiejkolwiek refleksji. Ciągle powtarza, że ona jest jego własnością. Autorka od pewnego momentu próbuje złagodzić jego wizerunek, na przykład wtedy, gdy Phillipe daje przypadkowej prostytutce sakiewkę z dużą ilością pieniędzy, albo kiedy stara się być miły dla służby. Te zabiegi autorki jednak na nic się nie zdają. Phillipe jest zimnym draniem, który wszystkie swoje działania kalkuluje na chłodno, a dobre rzeczy robi tylko po to, by przypodobać się Raine. Nie wynika to z jego naturalnej potrzeby bycia dobrym. Jakoś mnie taki typ bohatera nie przekonuje.
Raine – na pierwszy rzut oka jest samą dobrocią. Współczuje nawet głównemu czarnemu charakterowi. Dla dobra ojca poświęca się i ryzykuje własnym życiem. Z drugiej jednak strony jest w niej coś, co sprawia, że również nie da się jej lubić. Niby honorowa, odważna i lojalna, wydaje się być skończoną idiotką. Po pierwszym porwaniu, daje się złapać Phillipe’owi po raz drugi w dokładnie ten sam sposób. Nie świadczy to dobrze o jej rozumie, choć jest kreowana na mądrą kobietę. Poza tym najbardziej razi mnie w niej to, że biernie poddała się Phillipe’owi. Niby nie chciała, a poszła z nim do łóżka bez większego sprzeciwu, a wręcz z wielką radością (f*ck logic). Owszem, lepsze to niż gwałt, ale nie wydaje mi się, żeby on był zdolny do gwałtu, gdyby ona miała odrobinę więcej stanowczości i ikry. Ona nie ma żadnej godności. On traktuje ją jak swoją prywatną dziwkę, wiernego i posłusznego psa, a nie ukochaną, a ona go kocha. Raine niby protestuje i się oburza, ale nie idą za tym żadne czyny, bo za moment on bierze ją za kudły i oboje radośnie oddają się chuci. Takie coś to nie miłość, a patologia, najprawdopodobniej bohaterka cierpi na syndrom sztokholmski. Wiem, że to tylko romans i nie należy się doszukiwać w nim wiele realizmu, ale nie znoszę motywu bezwolnej kobiety mopa i faceta w typie palmerowskiego świniaka. Tym bardziej, że autorka kreuję bohaterkę na kobietę z charakterem. Nie ma w Raine też żadnego kręgosłupa molarnego, żadnej woli walki. Jest bierna i pozbawiona tytułowej pasji. Kiedy trzeba kraść, to nie zastanawia się nad tym ani chwili, że robi komuś krzywdę. Kiedy w sytuacji zagrożenia uderza napastnika i myśli, że go zabiła, nie ma w niej żadnej refleksji. Jest w niej tylko determinacja, a cel uświęca, według niej, środki. Nie mogę polubić tego typu bohaterki.
Najfajniejszą i dającą się lubić postacią jest Carlos, przyjaciel głównego bohatera. Jest lojalny, uczynny, kocha Phillipe’a jak brata i choć też nie jest kryształowy, to jednak nie krzywdzi ludzi dla własnych zachcianek i równocześnie nie daje sobą pomiatać.
Co do akcji – jest jej trochę w książce, jednak w porównaniu do innych powieści tej autorki, fabuła wlecze się. Sięgając po Rosemary Rogers wiedziałam, że natknę się prawdopodobnie na popapranych bohaterów, ale oczekiwałam też, że będzie się coś ciekawego działo, jak na przykład w „Słodkiej, dzikiej miłości”. Tam akcja rekompensowała koszmarnych bohaterów. A tu rozczarowanie. Bohaterowie snują się po powieści jak duchy, jest trochę zapychaczy fabularnych, które jeszcze bardziej spowalniają akcję, ale nie ma praktycznie żadnej sceny erotycznej. Nie wiem czy tłumacz wyciął, czy autorka pominęła, ale wyraźnie tego w książce brak. Nie musiałoby to być coś na miarę Small, ale przydałaby się choć jedna porządna scena, zamiast urywania akcji w momencie, gdy do czegoś ma dojść między główną parą i zaczyna się robić ciekawie. Może też dlatego tak trudno mi polubić bohaterów i ich zrozumieć, skoro autorka nie pozwala odkryć ich bardziej intymnej strony. Brak seksu w tej książce sprawia, że nie widać pomiędzy bohaterami czułości, cieplejszych uczuć, czy tytułowej pasji. Odniosłam wrażenie, że oni się nie kochają tylko uprawiają seks dla zaspokojenia potrzeby fizjologicznej. Poza seksem, nie ma między nimi żadnych gestów, przytulania, spojrzeń, a ich dialogi to wieczna walka. Odniosłam wrażenie, że oni się nienawidzą. Głównie akcja opiera się o działania czarnego charakteru i to on jest chyba najlepiej wykreowaną postacią tej książki. Skrzywdzony przed laty człowiek, który nie jest z gruntu zły, bo to okoliczności spowodowały jego późniejsze działania. Człowiek szukający słusznej zemsty za swoje krzywdy. Nawet go polubiłam, mimo iż nie pojawia się często na łamach powieści.
Ogólnie książka ta nie podobała mi się. Za dużo walki pomiędzy główną parą, za mało prawdziwych dowodów na miłość, źle wykreowana główna para – po prostu się im nie wierzy, a za to są wkurzający. Mało akcji, brak scen erotycznych, a przede wszystkim – brak pasji. Tytuł wprowadza zdecydowanie w błąd. Jeśli pasja miała być w zachowaniu głównego bohatera – to raczej autorce nie wyszło. To była bardziej obsesja na punkcie posiadania, niż pasja. A już na pewno nie miłość. Dotrwałam do końca tylko dlatego, że ciekawiło mnie jak autorka zdoła zrobić z kompletnego dupka i buca normalnego człowieka, który jest zdolny pokochać kogoś innego, niż siebie. Nie doczekałam się niczego dobrego. Bohater po prostu „zmienił się” sam z siebie. Teoretycznie na jego zmianę wpłynęła rozłąka, ale tak naprawdę autorka nie przekonała mnie tym wyjaśnieniem. Taki drań powinien dostać mocno po głowie, żeby coś zrozumieć, a tym bardziej powinien dostać konkretną pokutę, po tym wszystkim co zrobił bohaterce. Zamiast tego, pokajał się przez pięć minut, a ona się ucieszyła, jakby znalazła zapomnianą stówę w płaszczu sprzed roku i nastąpił słodki happy end. Kompletnie tego nie kupuję. Nie polecam tej książki, chyba że ktoś lubi bohaterki kretynki bez szacunku do siebie i bohaterów dupków z przerośniętym ego. Są zdecydowanie lepsze książki do czytania niż ta.
Uwaga, mogą być spojlery!
Czytałam wcześniej dwie jej książki i pojawia się w nich ten sam schemat kreowania postaci. Niestety, w „Pasji życia” jest podobnie. Jej postacie męskie to chorzy psychicznie zazdrośnicy, samolubni, pełni pychy mężczyźni, a bohaterki mają w sobie coś z dziwki.
Phillipe – główny bohater jest arystokratą, śpiącym na pieniądzach. Mimo że ma talent do pomnażania majątku i w zasadzie nie jest rozpustnikiem, to w żaden sposób nie da się go lubić. Traktuje ludzi z góry, jakby był panem ich życia, nie ma szacunku nawet do swojego najbliższego przyjaciela z dzieciństwa, który jest dla niego jak brat. Własnego ojca i brata nie poważa i to akurat w pewnym sensie jest zrozumiałe. Najbardziej jednak jego wredny charakter widać w sposobie, w jaki traktuje swoją wybrankę, główną bohaterkę. Dla niego przez większość książki Raine jest tylko zabawką, która ma wypełniać jego polecenia i zaspokajać jego apetyt seksualny. Nie liczy się z jej zdaniem, uczuciami, traktuje ją jak bezwolną i głupią kochankę. Ba, siłą zmusza ją do swojej woli, zupełnie nie mając z tego tytułu wyrzutów sumienia, czy jakiejkolwiek refleksji. Ciągle powtarza, że ona jest jego własnością. Autorka od pewnego momentu próbuje złagodzić jego wizerunek, na przykład wtedy, gdy Phillipe daje przypadkowej prostytutce sakiewkę z dużą ilością pieniędzy, albo kiedy stara się być miły dla służby. Te zabiegi autorki jednak na nic się nie zdają. Phillipe jest zimnym draniem, który wszystkie swoje działania kalkuluje na chłodno, a dobre rzeczy robi tylko po to, by przypodobać się Raine. Nie wynika to z jego naturalnej potrzeby bycia dobrym. Jakoś mnie taki typ bohatera nie przekonuje.
Raine – na pierwszy rzut oka jest samą dobrocią. Współczuje nawet głównemu czarnemu charakterowi. Dla dobra ojca poświęca się i ryzykuje własnym życiem. Z drugiej jednak strony jest w niej coś, co sprawia, że również nie da się jej lubić. Niby honorowa, odważna i lojalna, wydaje się być skończoną idiotką. Po pierwszym porwaniu, daje się złapać Phillipe’owi po raz drugi w dokładnie ten sam sposób. Nie świadczy to dobrze o jej rozumie, choć jest kreowana na mądrą kobietę. Poza tym najbardziej razi mnie w niej to, że biernie poddała się Phillipe’owi. Niby nie chciała, a poszła z nim do łóżka bez większego sprzeciwu, a wręcz z wielką radością (f*ck logic). Owszem, lepsze to niż gwałt, ale nie wydaje mi się, żeby on był zdolny do gwałtu, gdyby ona miała odrobinę więcej stanowczości i ikry. Ona nie ma żadnej godności. On traktuje ją jak swoją prywatną dziwkę, wiernego i posłusznego psa, a nie ukochaną, a ona go kocha. Raine niby protestuje i się oburza, ale nie idą za tym żadne czyny, bo za moment on bierze ją za kudły i oboje radośnie oddają się chuci. Takie coś to nie miłość, a patologia, najprawdopodobniej bohaterka cierpi na syndrom sztokholmski. Wiem, że to tylko romans i nie należy się doszukiwać w nim wiele realizmu, ale nie znoszę motywu bezwolnej kobiety mopa i faceta w typie palmerowskiego świniaka. Tym bardziej, że autorka kreuję bohaterkę na kobietę z charakterem. Nie ma w Raine też żadnego kręgosłupa molarnego, żadnej woli walki. Jest bierna i pozbawiona tytułowej pasji. Kiedy trzeba kraść, to nie zastanawia się nad tym ani chwili, że robi komuś krzywdę. Kiedy w sytuacji zagrożenia uderza napastnika i myśli, że go zabiła, nie ma w niej żadnej refleksji. Jest w niej tylko determinacja, a cel uświęca, według niej, środki. Nie mogę polubić tego typu bohaterki.
Najfajniejszą i dającą się lubić postacią jest Carlos, przyjaciel głównego bohatera. Jest lojalny, uczynny, kocha Phillipe’a jak brata i choć też nie jest kryształowy, to jednak nie krzywdzi ludzi dla własnych zachcianek i równocześnie nie daje sobą pomiatać.
Co do akcji – jest jej trochę w książce, jednak w porównaniu do innych powieści tej autorki, fabuła wlecze się. Sięgając po Rosemary Rogers wiedziałam, że natknę się prawdopodobnie na popapranych bohaterów, ale oczekiwałam też, że będzie się coś ciekawego działo, jak na przykład w „Słodkiej, dzikiej miłości”. Tam akcja rekompensowała koszmarnych bohaterów. A tu rozczarowanie. Bohaterowie snują się po powieści jak duchy, jest trochę zapychaczy fabularnych, które jeszcze bardziej spowalniają akcję, ale nie ma praktycznie żadnej sceny erotycznej. Nie wiem czy tłumacz wyciął, czy autorka pominęła, ale wyraźnie tego w książce brak. Nie musiałoby to być coś na miarę Small, ale przydałaby się choć jedna porządna scena, zamiast urywania akcji w momencie, gdy do czegoś ma dojść między główną parą i zaczyna się robić ciekawie. Może też dlatego tak trudno mi polubić bohaterów i ich zrozumieć, skoro autorka nie pozwala odkryć ich bardziej intymnej strony. Brak seksu w tej książce sprawia, że nie widać pomiędzy bohaterami czułości, cieplejszych uczuć, czy tytułowej pasji. Odniosłam wrażenie, że oni się nie kochają tylko uprawiają seks dla zaspokojenia potrzeby fizjologicznej. Poza seksem, nie ma między nimi żadnych gestów, przytulania, spojrzeń, a ich dialogi to wieczna walka. Odniosłam wrażenie, że oni się nienawidzą. Głównie akcja opiera się o działania czarnego charakteru i to on jest chyba najlepiej wykreowaną postacią tej książki. Skrzywdzony przed laty człowiek, który nie jest z gruntu zły, bo to okoliczności spowodowały jego późniejsze działania. Człowiek szukający słusznej zemsty za swoje krzywdy. Nawet go polubiłam, mimo iż nie pojawia się często na łamach powieści.
Ogólnie książka ta nie podobała mi się. Za dużo walki pomiędzy główną parą, za mało prawdziwych dowodów na miłość, źle wykreowana główna para – po prostu się im nie wierzy, a za to są wkurzający. Mało akcji, brak scen erotycznych, a przede wszystkim – brak pasji. Tytuł wprowadza zdecydowanie w błąd. Jeśli pasja miała być w zachowaniu głównego bohatera – to raczej autorce nie wyszło. To była bardziej obsesja na punkcie posiadania, niż pasja. A już na pewno nie miłość. Dotrwałam do końca tylko dlatego, że ciekawiło mnie jak autorka zdoła zrobić z kompletnego dupka i buca normalnego człowieka, który jest zdolny pokochać kogoś innego, niż siebie. Nie doczekałam się niczego dobrego. Bohater po prostu „zmienił się” sam z siebie. Teoretycznie na jego zmianę wpłynęła rozłąka, ale tak naprawdę autorka nie przekonała mnie tym wyjaśnieniem. Taki drań powinien dostać mocno po głowie, żeby coś zrozumieć, a tym bardziej powinien dostać konkretną pokutę, po tym wszystkim co zrobił bohaterce. Zamiast tego, pokajał się przez pięć minut, a ona się ucieszyła, jakby znalazła zapomnianą stówę w płaszczu sprzed roku i nastąpił słodki happy end. Kompletnie tego nie kupuję. Nie polecam tej książki, chyba że ktoś lubi bohaterki kretynki bez szacunku do siebie i bohaterów dupków z przerośniętym ego. Są zdecydowanie lepsze książki do czytania niż ta.