Notorious Bachelors (cykl) - Emma Wildes (Viperina)
Napisane: 20 marca 2016, o 09:49
My Lord Scandal (Notorious Bachelors #1), Emma Wildes
Chociaż zdecydowanie bardziej podoba mi się francuska okładka:
Romeo i Julia w nowej, ciekawej inscenizacji. Ba, nawet Romeo i Julia do kwadratu, bo dwie historie, w tym jedna naprawdę tragicznej miłości. Fabularnie niby nic odkrywczego, oto stara księżna Berkeley, prosi najmłodszego wnuka, lorda Aleksandra St. James, o odnalezienie i odzyskanie tajemniczego klucza, który znajduje się w posiadaniu lorda Hathawaya. A tak się składa, że rodziny Hathawayów i St. Jamesów są od lat w sporze. Aleksander pod osłoną nocy włamuje się do domu lorda Hathawaya (w towarzystwie przyjaciela, szpiega, który będzie bohaterem trzeciej części trylogii), ale przypadkowo natrafia na córkę lorda Hathawya, Amelię. Scena balkonowa raz!
Potem toczy się klasycznie, czyli państwo zaczynają na siebie natrafiać w okolicznościach towarzyskich oraz aranżują przejażdżki konne po parku w okolicznościach porannych i skutkiem tego bardziej intymnych, bo świtem park jest wyludniony. Pretekstem jest oczywiście wyjaśnienie zagadki, który dwa pokolenia wcześniej poróżniła rodziny.
Co mi się podobało? Sympatyczne podejście do historii miłosnej. Otóż między rodzinami jest tyle złych emocji, że młodzi są zwyczajnie ponad to. Poznają się (tak, tak, jest przyciąganie erotyczne, ale przede wszystkim jest przyjaźń i odkrywanie się, zachwyt tym, jakimi fajnymi są ludźmi). Oboje zgodnie stwierdzają, że nie mają nic wspólnego ze sporem rodzinnym, w którym w żadnym stopniu nie uczestniczyli i do którego się nie przyczynili. On ma na początku delikatny skręt w kierunku "jestem wolnym ptakiem, w ogóle nie myślę o małżeństwie ani żadnym stałym związku", ale szybko kapituluje wobec miłości. To jest ładne, nie ma żadnych bzdetów, że on się boi zaangażować, ot, coś tam sobie o swoim życiu wyobrażał, że jego wyobrażenia zostały zweryfikowane wskutek spotkania jej. On w dodatku jest ofiarą obiegowej opinii o swoich wyczynach. Wcale nie jest takim libertynem i cynikiem, za jakiego jest uważany. Na wskroś uczciwy i w głębi duszy romantyczny. Zwyczajnie przyzwoity. Ona jest mądra. Młodziutka, ale mądra. Bardzo samotna, bo zaniedbywana przez ojca (z przyczyn, przyznam, dość dla mnie niejasnych, trochę szkoda, że wątek ojca nie został pogłębiony). Przyjemnie się czyta o pierwszych momentach ich wspólnego życia, jest ciepłe i sympatyczne mimo niewątpliwych perturbacji rodzinnych spowodowanych tym małżeństwem. Co jeszcze jest pozytywne? Że jednoczą wysiłki w zabieganiu o uczucie i szczęśliwe zakończenie. Nie walczą z sobą ani o siebie, tylko o to, żeby być razem. Jak pojawia się problem, to przede wszystkim starają się go rozwiązać praktycznie i nie przywiązują wagi do drobiazgów. Kupuję to i widzę ich jako dobre, szczęśliwe i dograne małżeństwo, także po latach.
Rozwiązanie zagadki poniekąd szekspirowskie, ale z delikatnym dystansem do pierwowzoru.
Postaci drugoplanowe obiecujące, ale nie do końca wykorzystane.
Całość na 7/10, czytało się bardzo przyjemnie.
Chociaż zdecydowanie bardziej podoba mi się francuska okładka:
Romeo i Julia w nowej, ciekawej inscenizacji. Ba, nawet Romeo i Julia do kwadratu, bo dwie historie, w tym jedna naprawdę tragicznej miłości. Fabularnie niby nic odkrywczego, oto stara księżna Berkeley, prosi najmłodszego wnuka, lorda Aleksandra St. James, o odnalezienie i odzyskanie tajemniczego klucza, który znajduje się w posiadaniu lorda Hathawaya. A tak się składa, że rodziny Hathawayów i St. Jamesów są od lat w sporze. Aleksander pod osłoną nocy włamuje się do domu lorda Hathawaya (w towarzystwie przyjaciela, szpiega, który będzie bohaterem trzeciej części trylogii), ale przypadkowo natrafia na córkę lorda Hathawya, Amelię. Scena balkonowa raz!
Potem toczy się klasycznie, czyli państwo zaczynają na siebie natrafiać w okolicznościach towarzyskich oraz aranżują przejażdżki konne po parku w okolicznościach porannych i skutkiem tego bardziej intymnych, bo świtem park jest wyludniony. Pretekstem jest oczywiście wyjaśnienie zagadki, który dwa pokolenia wcześniej poróżniła rodziny.
Co mi się podobało? Sympatyczne podejście do historii miłosnej. Otóż między rodzinami jest tyle złych emocji, że młodzi są zwyczajnie ponad to. Poznają się (tak, tak, jest przyciąganie erotyczne, ale przede wszystkim jest przyjaźń i odkrywanie się, zachwyt tym, jakimi fajnymi są ludźmi). Oboje zgodnie stwierdzają, że nie mają nic wspólnego ze sporem rodzinnym, w którym w żadnym stopniu nie uczestniczyli i do którego się nie przyczynili. On ma na początku delikatny skręt w kierunku "jestem wolnym ptakiem, w ogóle nie myślę o małżeństwie ani żadnym stałym związku", ale szybko kapituluje wobec miłości. To jest ładne, nie ma żadnych bzdetów, że on się boi zaangażować, ot, coś tam sobie o swoim życiu wyobrażał, że jego wyobrażenia zostały zweryfikowane wskutek spotkania jej. On w dodatku jest ofiarą obiegowej opinii o swoich wyczynach. Wcale nie jest takim libertynem i cynikiem, za jakiego jest uważany. Na wskroś uczciwy i w głębi duszy romantyczny. Zwyczajnie przyzwoity. Ona jest mądra. Młodziutka, ale mądra. Bardzo samotna, bo zaniedbywana przez ojca (z przyczyn, przyznam, dość dla mnie niejasnych, trochę szkoda, że wątek ojca nie został pogłębiony). Przyjemnie się czyta o pierwszych momentach ich wspólnego życia, jest ciepłe i sympatyczne mimo niewątpliwych perturbacji rodzinnych spowodowanych tym małżeństwem. Co jeszcze jest pozytywne? Że jednoczą wysiłki w zabieganiu o uczucie i szczęśliwe zakończenie. Nie walczą z sobą ani o siebie, tylko o to, żeby być razem. Jak pojawia się problem, to przede wszystkim starają się go rozwiązać praktycznie i nie przywiązują wagi do drobiazgów. Kupuję to i widzę ich jako dobre, szczęśliwe i dograne małżeństwo, także po latach.
Rozwiązanie zagadki poniekąd szekspirowskie, ale z delikatnym dystansem do pierwowzoru.
Postaci drugoplanowe obiecujące, ale nie do końca wykorzystane.
Całość na 7/10, czytało się bardzo przyjemnie.