Strona 1 z 2

Castles Ever After (cykl) - Tessa Dare (Viperina)

PostNapisane: 12 marca 2016, o 13:42
przez Viperina
Tessa Dare - Romancing the Duke [Castles Ever After #1]

Obrazek

Co by tu rzec? Kolejna odsłona mojej ulubionej baśni o Pięknej i Bestii. Trochę a rebours, bo Bestia jest, co prawda, zewnętrznie i pozornie wewnętrznie bestią, ale Piękna wcale nie uważa się za piękną.

Parę słów o fabule: oto Isolde Ophelia Goodnight, zwana Izzy, córka słynnego pisarza, autora przebojowych bajek dla dzieci, których notabene była adresatką, dostaje w spadku po protektorze ojca zamek. Zamek w ruinie i z lokatorem, to jest podającym się za jego właściciela, Ransomem diukiem de Rothbury. Niewidomym i z twarzą oszpeconą blizną.

Diuk jest mrukliwy, sarkastyczny, cyniczny wręcz, uparcie zwalczający wszelkie przejawy własnego romantyzmu czy nawet sentymentalizmu. Izzy jest uparta, zdeterminowana, by zawalczyć o zamek, praktyczna, chorobliwie wręcz niepewna własnej kobiecości. Fajna. Jest klasycznie: ścierają się, potem łączą wysiłki w wyjaśnieniu, w jaki sposób diuk utracił własność zamku, poznają się i dalej, to już same wiecie. Oboje mają głęboko wdrukowane w duszę błędy wychowawcze ojców, z czego Ransom musi uporać się już nie z błędami wychowawczymi, ale wręcz z okrucieństwem i psychiczną przemocą, z jakimi w dzieciństwie traktował go ojciec.

Jest też pewna niespodzianka, ciekawa wolta akcji, paru sympatycznych bohaterów drugoplanowych, samoprzeczołganie się bohatera, który w pewnym momencie zachowuje się jak pierwszego sortu dupek (stały element scenariusza w wariacjach na temat Pięknej i Bestii). W nim jest swoisty sentymentalizm i romantyzm, które sam w sobie zwalcza w uroczo nieporadny sposób. W niej determinacja i szlachetność, niekłamana dobroć i godność. Są fajni po prostu.

Jest też parę elementów komediowych, jak to u tej autorki (rozkoszny fanklub bajek autorstwa sir Goodnighta, łasica zwana Śnieżynką).

To chyba najbardziej udana książka Dare, jaką czytałam do tej pory (a czytałam sporo). Polecam :)

8/10.

PostNapisane: 12 marca 2016, o 13:48
przez Księżycowa Kawa
W takim razie zdecydowanie to powinni u nas wydać.

PostNapisane: 12 marca 2016, o 14:07
przez Lilia ❀
I przez tę książkę bardzo polubiłam Dare. Ten cykl podoba mi się o wiele bardziej niż Spindle Cove.

PostNapisane: 12 marca 2016, o 14:15
przez Księżycowa Kawa
Skoro jest wcześniejszy, to chyba powinno być więcej, a wydawnictwo tym bardzie powinno się brać do dzieła. Przypuszczam, że poprzedni wybrali z powodu 50, licząc, że wszyscy na to się rzucą :roll:

PostNapisane: 12 marca 2016, o 14:51
przez Lilia ❀
Kawo, w ogóle nie zrozumiałam twojej wypowiedzi :krzyczy:

PostNapisane: 12 marca 2016, o 15:01
przez Szczypta_Kasi
Brzmi bardzo interesująco :) Może nawet skuszę się na oryginał.

PostNapisane: 12 marca 2016, o 16:51
przez Viperina
Lilia napisał(a):Kawo, w ogóle nie zrozumiałam twojej wypowiedzi :krzyczy:


Kawa pomyliła Dare z Linden ;)

PostNapisane: 12 marca 2016, o 17:31
przez Księżycowa Kawa
Nic nie poradzę na to, że te autorki zlewają mi się w jedno :bezradny: To znaczy, że mogliby zacząć wydawać nowy cykl :wink:

PostNapisane: 13 marca 2016, o 20:32
przez mad_line
Mi się nie podobało, porzuciłam bodajże po trzech rozdziałach. A to wszystko dlatego, że książka napisana jest w stylu Eloise James, z którą sie nie lubimy :twisted: Zaczęłam też dwójkę z identycznym rezultatem. Dla fanów wspomnianej James powinno przypasować, dla mnie to chyba za mądre :wink:

PostNapisane: 13 marca 2016, o 20:55
przez Viperina
A to ciekawe, to ja Eloisy James nie lubię (z dwoma wyjątkami: "Piękna ujarzmia bestię" i "Brzydka księżniczka"), nie widzę punktów wspólnych z James, na czym one polegają?

PostNapisane: 13 marca 2016, o 21:20
przez montgomerry
Księżycowa Kawa napisał(a):W takim razie zdecydowanie to powinni u nas wydać.


jestem też za, podoba mi się ten opis :-D

PostNapisane: 13 marca 2016, o 21:54
przez Księżycowa Kawa
Teraz chyba trzeba kopnął wydawnictwo, aby się ruszyło.

PostNapisane: 14 marca 2016, o 00:37
przez Agrest
Najlepszy w tej książce był chyba aspekt fandomowy ;)
Swoją drogą doczytałam już do trzeciej części tej serii i chyba jednak ta pierwsza była najlepsza...

PostNapisane: 14 marca 2016, o 16:05
przez mad_line
Viperina napisał(a):A to ciekawe, to ja Eloisy James nie lubię (z dwoma wyjątkami: "Piękna ujarzmia bestię" i "Brzydka księżniczka"), nie widzę punktów wspólnych z James, na czym one polegają?


Izzy jest wg mnie żywcem wyrwana z powieści James. Irytowała mnie niemiłosiernie, wydawała się lekko przygłupawa. Jej partner - oszpecony i ślepy, chyba za starą wyjadaczką już jestem, żeby takie rzeczy robiły na mnie wrażenie. Teraz praktycznie w co drugim romansie bohater jest z traumą, kulawy, z bliznami, bez ręki nogi czy czegoś innego ^_^ ... Reszta niby ok, jest fajnie, baśniowo, dialogi zabawne, niezły pomysł na intrygę, ale to po prostu nie moja bajka, nie moje poczucie humoru. Ale okładka super tja myślę, ze większości książka się spodoba.

PostNapisane: 15 marca 2016, o 07:40
przez Viperina
Mad, ale nie można czynić parafrazie z Pięknej i Bestii zarzutu, że bohater ma jakieś problemy z urodą bądź zdrowiem... Zasadniczo do tego się sprowadza archetyp Bestii. Mnie nie drażnią ci niedoskonali, wręcz przeciwnie, nie cierpię pięknisiów, a już zwłaszcza, jak są libertynami i nierobami. Poraniony bohater jest, owszem, najczęściej mocno stereotypowy, ale romans generalnie opiera się na stereotypach i jak już mam sobie wybierać, to wolę taki właśnie. Oczywiście, rzecz gustu.

Izzy mnie nie denerwowała, w sumie współczułam bardziej jej niż jemu (w końcu za swoje nieszczęścia on był odpowiedzialny i mógł ich uniknąć), ona znalazła się w takiej sytuacji nie z własnej winy (trudno trzynastolatkę winić za to, że tatuś ją wpakował w taką historię).

Jeśli czegoś mi zabrakło, to jakiejś głębi w ich relacji. Zdecydowanie najmocniejszym emocjonalnie momentem książki była zimna kąpiel, którą bohaterowi sprawił kamerdyner. To nie jest dobra recenzja tego akurat aspektu książki. No ale. To jest Tessa Dare, która w żadnym razie nie wytrzyma porównania z taką na przykład Hoyt, u której w ósmej części Maiden Lane była z kolei niewidząca bohaterka. Tam relacja była poprowadzona zupełnie inaczej, głębiej, prawdziwiej. Inny świat. Od Tessy Dare nie można oczekiwać fajerwerków emocji, jej książki są jak lekki wiosenny spacerek, trochę słońca, lekki powiew wiaterku, może ze dwie kropelki deszczu. Emocjonalnie budyń z malinową konfiturą, może na brandy, ale w niewielkich ilościach. Za to sporo humoru (wspomniany fandom).

Reasumując, mnie się podobało, ale może to też kwestia tego, że podeszłam do powieści z filtrem oczekiwań pt. "to jest Tessa Dare". No i ja mam słabość do Pięknej i Bestii ;)

PostNapisane: 15 marca 2016, o 15:26
przez mad_line
Od Tessy Dare nie można oczekiwać fajerwerków emocji, jej książki są jak lekki wiosenny spacerek, trochę słońca, lekki powiew wiaterku, może ze dwie kropelki deszczu. Emocjonalnie budyń z malinową konfiturą, może na brandy, ale w niewielkich ilościach.


Cokolwiek teraz napiszę to się zbłaźnię, bo jak widać gołym okiem reprezentujemy zupełnie inny poziom intelektualny, nie potrafię w tak piękny i jednocześnie trafny sposób opisać swoich wrażeń odnośnie przeczytanych książek, ale, że akurat mam chwilę, to powymądrzam się o rzeczach o których mam małe pojęcie. Zaczęłam od wygooglowania słowa "fandom" :facepalm: Nie pytaj.

Polemizować co do treści Romancing the Duke nie zamierzam, bo jak napisałam moja przygoda z tą książką skończyła się bardzo szybko. Negatywna ocena mogła wiązać się z tym, że sięgnęłam po nią w dość stresującym momencie mojego życia, kiedy mało co mnie cieszyło (podejrzewam, że w tym czasie to nawet Hoyt by oberwała). Jestem praktycznie pewna, że to mogło wypaczyć moją opinię odnośnie tej książki, tym bardziej, że lubię Dare i sama byłam bardzo zdziwiona moją reakcją odnośnie tej konkretnej książki. Nie mam też w stosunku do tej autorki jakiś większych wymagań, jej twórczość to dla mnie czysta rozrywka, w większości przypadków naprawdę dobra porcja humoru i ciekawa historia miłosna, czyli to o co chodzi w romansie, nic mniej, nic więcej.
Jeśli chodzi o bohaterów to ja również wolę tych bardziej doświadczonych przez los, choć może tego nie widać w mojej poprzedniej wypowiedzi. Nie lubię po prostu jak autorka nieudolnie stara się wzbudzić we mnie współczucie dla danej postaci, używając do tego oklepanych schematów. Zaznaczam, że to absolutnie nie dotyczy Romancing the Duke, tylko ogółu książek. Ostatnio na przykład zaczytuję się w najnowszym cyklu Mary Balogh The Survivors Club, gdzie wszelkich ludzkich niedoskonałości i traum jest pod dostatkiem. Ostatnio mało mnie na forum, ale z tego co pamiętam, to Ty chyba nie byłaś zachwycona ostatnimi dokonaniami Balogh. No nic, na szczęście pozostaje nam wspólna fascynacja Hoyt. :-D

PostNapisane: 15 marca 2016, o 17:38
przez Viperina
mad_line napisał(a):moja przygoda z tą książką skończyła się bardzo szybko. Negatywna ocena mogła wiązać się z tym, że sięgnęłam po nią w dość stresującym momencie mojego życia, kiedy mało co mnie cieszyło (podejrzewam, że w tym czasie to nawet Hoyt by oberwała).


Myślę, że to jest kluczowe. Ja mam tak na przykład, że jak przeczytam coś, co wyjątkowo przypadnie mi do gustu (celowo nie generalizuję), to później przez jakiś czas żadna następna książka mi się nie podoba. Ponadto, jak mam ciąg kryminalny i potem niedajbuk wezmę do ręki historyka, to wybroni się tylko jakaś naprawdę wybitna pozycja, cała reszta wydaje mi się pretensjonalna i niedorzeczna.

Inna rzecz, że są książki, pod które wielokrotnie próbowałam podejść, w różnych nastrojach i po różnych lekturach i... nic. Bez szans, jesteśmy niekompatybilne, ja i te książki (mam tak z Jennifer Ashley, nie udało mi się pokonać lorda Mackenziego, już się chyba nie zaprzyjaźnimy).

A co do samej Dare, to ja ją lubię umiarkowanie. To znaczy, uważam ją za przyzwoitą pisarkę, autorkę poprawnych książek, chociaż przyznam, że czwarty tom Spindle Cove był nieudany, podobnie jak ostatni tom The Wantom Dairymaid, utknęłam też w połowie drugiego tomu Stud Club, ale to może dlatego, że po prostu akurat wyszło coś, co chciałam przeczytać bardziej. Ale generalnie lubię Dare, a nie lubię Eloizy James, więc trochę mnie to porównanie do bohaterek James zadumało :)

PostNapisane: 28 października 2016, o 19:55
przez Viperina
Zmęczyłam:
Obrazek

O rany, jakie to było nudne.... :czeka:

Po pierwsze on. Bokser z ADHD, nienachalnie inteligentny. Domniemanie zakochany w niej całe życie, ale przez trzy czwarte powieści kombinujący, jak wydać ją za brata, który zaręczył się był z nią osiem lat wcześniej, po czym wyruszył w świat na dyplomatyczne misje w różnych mniej lub bardziej egzotycznych zakątkach świata. A ona czekała. I czekała. I czekała. Aż w końcu, jak on (ten brat, znaczy) już się zdecydował, to ona postanowiła posłać go do diabła, bo akurat odziedziczyła zamek i doszła do wniosku, że dobrym pomysłem będzie robienie interesów w przemyśle piwowarskim.

Ona nawet jest dość fajna, chociaż niewątpliwie najfajnieszą postacią książki jest jej młodsza siostra Phoebe, genialna matematyczka z delikatną postacią zespołu Aspergera.

Powiem szczerze, że dobrnąć do końca było ciężko, bo książka jest najzwyczajniej w świecie nudna. Już pal sześć te postaci, ale tam się nic nie dzieje. To znaczy, on na przemian usiłuje ją nakłonić (przy intensywnym wsparciu ze strony swojego trenera podającego się za wedding plannera) do małżeństwa albo obściskuje po kątach. I tak przez całą książkę. Pod koniec, jak już się niby dogadują, to się kłócą. W finale romantyczny ślub.

Szoł kradnie w zasadzie pies.

Ja wiem? 3/10? Może 4/10. Ale tylko dlatego, że w sumie chyba dość lubię pisarkę. No i za psa.

PostNapisane: 28 października 2016, o 20:07
przez Viperina
I tom trzeci cyklu:
Obrazek

Z fatalną okładką, moim zdaniem, pozwolę sobie więc powiesić dużo ładniejszą okładkę wydania francuskiego:

Obrazek

Cóż mogę powiedzieć? Wróciła znana i lubiana Tessa Dare. Opowiadająca historie dowcipne, wzruszające, o sympatycznych ludziach, którym od początku do końca kibicujemy. Co nie było wcale oczywiste, bo oboje mieli niezły potencjał na bycie postaciami denerwującymi. Najpierw ona. Nie chce bywać w towarzystwie, więc wymyśla sobie narzeczonego. Przez parę lat pisuje do niego listy, a potem uśmierca go, kiedy już go nie potrzebuje, bo akurat odziedziczyła zamek w Szkocji i może być niezależna. Bzdurne i absurdalne, prawda? Owszem, tylko że bohaterka cierpi na agorafobię i niechęć do bywania w towarzystwie nie jest w jej przypadku fanaberią, tylko stanem chorobowym. On z kolei. Szantażysta i zimny drań. Z pozoru. Tak naprawdę niezwykle samotny i dzielny, lojalny młody człowiek, który najbardziej na świecie boi się odrzucenia. Bo już je przeszedł i to najgorsze, jakie można sobie wyobrazić.

Ładnie dochodzą do świadomości uczucia, tradycyjnie ona szybciej niż on. Końcówka nieco przyspieszona, ale akceptowalnie.

W bonusie mamy kilka wzruszających i przezabawnych scen (on czytający w okularach Dumę i uprzedzenie, on zmuszony do publicznego przeczytania poematu rzekomo własnego autorstwa) oraz parę homarów w zalotach.

Całość 8/10. Polecam!

PostNapisane: 17 maja 2017, o 08:52
przez Viperina
Skończyłam:

Obrazek

Czytałam po polsku i... bardzo mi się podobało. Nawet do tłumaczenia nie czepiałabym się nadmiernie tym razem. Tessa Dare znów w dobrej formie :00

Książka stanowi klamrę zamykającą dwie serie: Spindle Cove (tom 5) i Castles Ever After (tom 4). Nie mamy tutaj, co prawda, żadnego zamku, ale mamy za to parę bohaterów poznanych w obu seriach. On to Piers Brandon, markiz Granville, ten, któremu brat odbił narzeczoną w drugiej części Zamków, a ona to panna Charlotte Highwood, znana z serii Spindle Cove.

Jest zabawnie, sympatycznie, on jest takim typem bohatera, jaki akurat bardzo lubię (stateczny, dość chłodny i całkowicie bezbronny wobec żywiołu, który reprezentuje ona). Ona jest żywiołowa właśnie, ciepła, pełna wdzięku i optymizmu. Musi im wyjść.

Jedna, w sumie drobna, niedorzeczność fabularna (nie wierzę, by siedmioletni chłopiec był mentalnie zdolny zrobić to, co on zrobił). Całość napisana z właściwym dla Dare humorem i lekkością. Miłe spięcie obu serii, stawiam mocne 8/10 w tej kategorii (czyli romansów sympatycznych, lekkich i humorystycznych).

PostNapisane: 14 stycznia 2018, o 10:47
przez szuwarek
Przeczytałam historię Izzy i Randoma i całkowicie zgadzam się z opinią VIP. Bawiłam się, chichrotałam w scenach z fandomem. Nie lubiłam bohatera gdy kazał czytać list kochanek. A potem wszystkie te jego gesty romantyczne były takie och. Lubię taką Dare. Lubię takie historie. Zwłaszcza gdy za oknem szaro i ponuro.

PostNapisane: 15 stycznia 2018, o 00:44
przez Księżycowa Kawa
A mi to cały czas kojarzyło się z Eloisą James i tak mi już pozostało.

PostNapisane: 15 stycznia 2018, o 08:10
przez szuwarek
Kawo - na początku może tak, i w sumie jeśli chodzi o podejście takie z przymrużeniem oka, z humorem to tak. No i motyw musiał być podobny. Ale jednak inaczej.
Wiesz, jak się pojawił fandom to ryknęłam śmiechem..
ciekawa jestem kolejnych, zwłaszcza szkota :-P Czwórkę czytałam i bardzo mi sie podobała. Już nie z tym śmiechem ale podobała mi się.

PostNapisane: 16 stycznia 2018, o 00:11
przez Księżycowa Kawa
Tak, przede wszystkim chodzi mi o to absurdalne podejście do tematu. Jakoś to mnie nie śmieszyło, ale nieźle się czytało.

PostNapisane: 16 stycznia 2018, o 00:27
przez giovanna
Mnie też nie śmieszyło tylko denerwowało, chyba spodziewałam się bardziej poważnego podejścia do motywu pięknej i bestii. Wolałam historię w wykonaniu Eloisy James. I teraz się zastanawiam czy kupić następną książkę z tego cyklu jak będzie u nas.