Teraz jest 3 grudnia 2024, o 19:13

Utalentowany pan Montague - Stephanie Laurens (montgomerry)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW HISTORYCZNYCH
Avatar użytkownika
 
Posty: 2265
Dołączył(a): 17 listopada 2015, o 13:02
Lokalizacja: mazowieckie
Ulubiona autorka/autor: Montgomery, Palmer, Roberts

Utalentowany pan Montague - Stephanie Laurens (montgomerry)

Post przez montgomerry » 24 stycznia 2016, o 22:45

Obrazek

Kolejny raz spotkałam się z Laurens. Coraz bardziej lubię książki tej autorki. Laurens pisze, bowiem specyficznie, przemyca w słowach pewną słodycz, naiwność i dobroć. To jest niezwykle czarujące i urocze. Nie zawsze się to udaje, ale Laurens tak. Z jednej strony podejmuje realistyczne tematy, z drugiej wkracza w sferę emocji. W powieści Utalentowany pan Montague miłosne romanse są zaledwie tłem, bowiem główne miejsce zajmuje afera kryminalna.

Panna Violet Matcham ma około trzydziestu czterech lat, a od ponad ośmiu jest damą do towarzystwa lady Agathy Halstead. Starsza dama pragnie przed śmiercią spełnić ostatnią wolę swego męża Hugona i pozostawić uporządkowane wszystkie finansowe sprawy. Wzywa, więc pełnomocnika rodziny Andrew Runcorna, by ten przedstawił jej stan bieżących finansów, depozytów złożonych w różnych funduszach oraz stan pieniędzy na rachunku bankowym. Zdaniem lady Agathy na koncie bankowym było za dużo pieniędzy. Szybko okazało się, że ktoś od kilku miesięcy regularnie dokonuje tajemniczych wpłat. Lady Agatha zdradza też Violet, że dostała wiadomość, w której mowa jest o nieznanych lokatorach w wiejskiej posiadłości Halstead’ów, która powinna być zamknięta na czas nieobecności gospodarzy. Lady Agatha postanawia uzyskać poradę od najbardziej doświadczonego i godnego zaufania specjalisty od finansów w Londynie. Tym kimś okazuje się Heathcote Montague, którego firma cieszyła się w mieście powszechnym uznaniem. Montague zapoznawszy się ze sprawą za pośrednictwem Violet, a potem samej lady, postanawia nieodpłatnie pomóc paniom. Jest zdania, że w końcu w jego samotnym, monotonnym, otępiałym życiu coś go zaintrygowało, a nowe wyzwanie będzie jedynie przyjemnością. W dodatku panna Matcham okazała się jego zdaniem bardzo ciekawą i ładną osóbką.

Szybko okazuje się, że sprawa nie jest tak wcale prosta. Pewnego dnia, gdy panna Violet z pokojówką Tilly pojawiły się w pokoju wiekowej pani, aby ją obudzić, zastały lady martwą. Od razu wiedziały, że starsza dama nie wyglądała na osobę, która odeszła we śnie. Violet posłała po Montague’go, a ten zawiadomił inspektora Basila Stokesa ze Scotland Yardu, który wnet pojawił się na miejscu zbrodni z Barnabym Adairem. Główne podejrzenia spadają na czworo dzieci lady Halsted i jej wnuki, a nie jest to zbytnio kochająca się rodzinka.
Sprawa oczywiście coraz bardziej się gmatwa, a nad jej rozwiązaniem pracuje aż sześć osób. Okazuje się, bowiem, że żony Basila – Griselda oraz Barneby’ego – Penelope, mimo pojawienia się na świecie dzieci, chcą nadal pomagać mężom w rozwiązywaniu detektywistycznych zagadek. O tych związkach opowiadają inne książki Laurens, które jeszcze przede mną. W tej powieści autorka nie zapomina o swych dawnych bohaterach i rozwija wątki małżeńskie. Do tej czwórki oczywiście dołączają pan Montague, który otrzymał pełnomocnictwa od lady Agathy jeszcze przed jej śmiercią oraz panna Violet Matcham, która uważa za swój obowiązek dojść do sedna sprawy. Mamy, więc sześć osób, które ciągle wymieniają się wszelkimi informacjami. Strefa pytań i odpowiedzi jest w tej książce bardzo rozwinięta. Momentami czytelnik może mieć świadomość, że nic się nie dzieje, a fabuła jest rozmemłana. Akcja jednak rozwija się wolno i stopniowo, a pętle zacieśniają się, choć sposób budowania całej intrygi przez Laurens moim zdaniem nie należy do najlepszych. Mówiąc szczerze do końca nie wiedziałam, kto jest mordercą, bo brak było jednoznacznych wskazówek, a poszlaki prowadziły do różnych osób. Brakowało mi w tym wszystkim detektywistycznej żyłki. Szkoda też, że wątek pana Montague’go i panny Matcham został potraktowany przez Laurens po macoszemu, nie został zbytnio rozbudowany, jest właściwie pozbawiony wszelakich emocjonalnych barw, co nie do końca może satysfakcjonować czytelnika. Obydwoje nie mają też zarysowanych wyrazistych osobowości. Całe moje zainteresowanie zabrały pozostałe dwa szczęśliwe małżeństwa.

Utalentowany pan Montague może powieje dla niektórych nudą, ale to Laurens, więc wielbiciele jej książek, takie złagodzenie tonu w jednej z nich, z łatwością wybaczą. Należy jednak przekonać się jak zawsze samemu.


Stephanie Laurens, Utalentowany pan Montague, wydawnictwo BIS, wydanie 2015, tłumaczenie Anna Pajek, okładka miękka, stron 476.

*opinia ukazała się na blogu Słowem malowane w dniu 24 stycznia 2016.

Powrót do Recenzje romansów historycznych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości