Strona 1 z 1

PostNapisane: 21 grudnia 2014, o 14:09
przez szuwarek
Propozycja.
Bałam się i początek jakoś mnie trzymał w niepewności: wątek znany i oklepany. Ona , nauczycielka muzyki z Bostonu, wnuczka księcia. On: rewolwerowiec o złej. złej reputacji mieszkający w burdelu. Ona go najpierw chce zabić a potem wynajmuje. Oczywiście, Bill zgadza się. Po pierwsze dlatego, że jest ciekawy, po drugie poszuka jej brata bo takie zlecenie przyjął od skorumpowanego szeryfa. Esme jest naiwna, szczerze zdziwiona układami w małym miasteczku na dzikim zachodzie. szeryf przesiaduje w burdelu grywając w karty z poszukiwanym listem gończym Billem Darlingiem. Nie ma w miasteczku kobieta i nawet z wyrokiem ciągle ktoś jej się oświadcza. Do tego wierzy w niewinnośc brata (dorosłego pisarza). Na zmianę ulega urokowi Billa i go nienawidzi. A Bill... Esme jest wszystkim tym czego nie może mieć. Pochodzi z rodziny przestępców, ojciec zginął na ich oczach, matka nie chce znać synów przestępców , a sam marzy o zostaniu szeryfem. Oczywiście odnajdują naszego Barta - Esme przeżywa kolejne rozczarowanie, Bill jest ranny a bandyccy bracia Darling pokazują braterska lojalność. Są tu i akcenty humoru: gra Esme na skrzypcach kontra jej koszmarny śpiew, Zoe- matka Darlingów- nie wiedomo kogo się bać. No i mamy dziadka księcia, który wkracza na scenę kiedy już prawie mamy happy end. Przez to Bill zachowuję się honorowo, Esme ma złamane serce i wyjeżdża do Londynu. mamy też starą pannę Annę, siostrę księcia, ktora kradnie serce szeryfowi :wink:
A potem abstrakcyjne przedstawienie, ujawnienie wroga i HEA. Esme nienawidzi Londynu, fałszu, bali i plotek. A o tym marzyła. A Bill... jak to facet - użala się nad sobą i dopiero groźba ślubu Esme go budzi.
Przyznam, że nie lubię dzikiego zachodu. Za często bohaterowie są podobni : mieszkaja w domu publicznym, są ulubieńcami pań i super reworwelowcami. Oczywiście tak powinno być, ale ja nie musze lubić. Tutaj od pewnego momentu nawet przestało mi to przeszkadzać , a zaczęłam naprawdę lubić Billa, gdy jak Esme go poznawałam. W przeciwieństwie na przykład do bohatera Kusicielki Deveraux (ona to tworzy facetów :zalamka: ), który tak samo miał opinię najlepszego rewolwerowca, złego chłopaka i mega kochanka... tam do końca Bohater "lubił" swoje koleżanki, z którymi mieszkał, rozbierał kobiety odruchowo i było to wszystko nielogiczne i zakręcone. Tutaj , jak sie przekonuję, autorka umie napisać w miarę prawdziwie, bohaterowie nie sa odrealnieni i budzą sympatię.
Kolejny raz lubię Panią Medeiros. Nie jest to pozycja po którą bym często wracała, ale IMHO miła, przyjemna, nie pozbawiona humoru i łez. Bez sztucznego wymyślania dramatów i przeszkód - ludzie sami sobie wystarczą.

PostNapisane: 4 sierpnia 2017, o 19:13
przez myszka
Recenzja znakomita. Podobnie,jak książka i jej bohater. Niby zły chłopak,a jednak stróż prawa. hmmm . Mogłabym go nawet pokochać. :inlove: Szczególnie za to,że nie wyjmuje broni,gdy nie ma zamiaru jej użyć. Żadnej broni. :evillaugh:
Naprawdę,mężczyzna,dla którego można stracić głowę.

Pozwolę sobie jednak nie zgodzić się z Tobą co do bohaterów tworzonych przez Deveraux. Ja akurat ich lubię. Może poza Gavinem z "Obietnicy" i poza bohaterami cyklu "James River". Nie lubię natomiast jej bohaterek. Chyba żadnej.
Zresztą,zauważyłam,że wiele autorek tworząc znakomitą postać męską,nie umie napisać dobrze postaci kobiecej.
Bo to albo mopy,albo zadziorne babo-chłopy,albo co najgorsze merysujki.

PostNapisane: 26 marca 2018, o 09:03
przez szuwarek
myszko- oj jej bohaterki :bezradny: :zalamka: to prawda