Pamiętnik - Teresa Medeiros (szuwarek)
Napisane: 9 grudnia 2014, o 09:10
Jednym zdaniem: wszystko mi się podobało!
A więcej? Cóż, zaczyna się smutno, taki prolog smutku. Potem poznajemy Lucy Snow- wyniosłą (chociaż próbuje przełamywać lody), dumną córkę Admirała. Wychowaną na wartą i godną sławy swojego ojca. I to właśnie Lucy zostaje porwana przez słynnego pirata kapitana Dooma. Porwana przez pomyłkę, więc szybko oddana ojcu. Jednak kapitan na pożegnanie całuje Lucy, a ona pokazując swój charakter rani go nożykiem do papieru. I jak by nie udawała ten pocałunek wiele dla niej znaczył.
W związku z całą sytuacją Admirał zatrudnia ochroniarza - Gerarda. I tu zaczyna się część pierwsza. Ta część mogłaby być typowym regencyjnym słodziakiem o biednej Lucy i jej rycerzu na białym koniu. A nie jest. Bo bohaterowie wcale nie chcą ze sobą przebywać : Gerard ma swój plan, który Lucy psuje. Lucy czuje, że on jej nie lubi i postanawia uprzykrzyć mu życie. Do tego dochodzi Admirał - paw, zarozumialec i tyran. Razem z Gerardem poznajemy powoli Lucy, jej dom, otoczenie. Jak to w przypadku takich historii bywa prawda nie jest taka oczywista. Zaczynamy widzieć skąd ten chłód i powaga Lucy, zaczynamy nie lubić Admirała - egoisty i terrorysty. Całe jego zachowanie to obłuda i znęcanie się psychiczne nad Lucy. Gerard zaczyna lubić, a potem pragnąć Lucy. A Lucy? Kiedy już skończyła mu dokuczać, kiedy już pozwoliła sobie na zdjęcie maski to ... zakochała się. I zapragnęła oddać ukochanemu. Bo cóż może ja spotkać lepszego od szlachetnego, bohaterskiego i walecznego mężczyzny?
I wtedy następuje część druga. Piękny i idealny romans Lucy okazuje się kłamstwem, nawet kiedy chciałaby jakoś sobie wszystko ułożyć to Gerard - przepraszam kapitan, nie tylko nie ułatwia ale i dodatkowo rzuca kłody. Świat Lucy się wali - w końcu musi przyznać, że jej ojciec to kanalia, musi zmienić całkowicie swoje zdanie o rycerzu, którego pokochała... czy na lepsze? Nie powinna: bo to pirat, bo oskarża jej ojca o zbrodnie, bo ją porwał i traktuje okropnie... ale czy na pewno? Poznajemy w tej części świat Gerarda, jego załogę, jego przeszłość i ... och, okazuje się, że Rycerz w zbroi to nic w porównaniu z tym, którego Lucy jednocześnie pragnie, kocha i nienawidzi.
Strasznie podobał mi się moment, kiedy postanowiła go uwieść i już.. już.. dobijała do portu, a tu... ojciec postanowił ja uwolnić. Ależ była na niego zła Tyle, że potem się okazało, że nie przybył jej uratować...
Lucy postanawia walczyć i walczy, zagrzewa do walki z ojcem ludzi Gerarda, walczy ze sobą. Lecz muszą się poddać. Gerard zostaje postawiony przed sądem...
Mamy jeszcze wątek matki Lucy - ważny , a jednak bardzo szczątkowy. W końcówce pojawia się pamiętnik Annemarie i ma wpływ na Lucy. Jednak czy wart tytułu książki? Nie. A sam wątek IMHO powinien być bardziej rozwinięty, bo ma zdecydowany wpływ na wszystkich bohaterów.
Czytałam naprawdę zaciekawiona. Wszystko takie naturalne, ludzkie, logiczne. Ludzie z wadami, ludzcy, prawdziwi. Historia też, jak na romans , logiczna i dobrze płynąca. Och jak nie lubię Admirała. Och jaki Gerard był normalny, a jednocześnie cudowny . I Lucy - z jej wadami, złością, ale i opanowaniem i dumą.
A więcej? Cóż, zaczyna się smutno, taki prolog smutku. Potem poznajemy Lucy Snow- wyniosłą (chociaż próbuje przełamywać lody), dumną córkę Admirała. Wychowaną na wartą i godną sławy swojego ojca. I to właśnie Lucy zostaje porwana przez słynnego pirata kapitana Dooma. Porwana przez pomyłkę, więc szybko oddana ojcu. Jednak kapitan na pożegnanie całuje Lucy, a ona pokazując swój charakter rani go nożykiem do papieru. I jak by nie udawała ten pocałunek wiele dla niej znaczył.
W związku z całą sytuacją Admirał zatrudnia ochroniarza - Gerarda. I tu zaczyna się część pierwsza. Ta część mogłaby być typowym regencyjnym słodziakiem o biednej Lucy i jej rycerzu na białym koniu. A nie jest. Bo bohaterowie wcale nie chcą ze sobą przebywać : Gerard ma swój plan, który Lucy psuje. Lucy czuje, że on jej nie lubi i postanawia uprzykrzyć mu życie. Do tego dochodzi Admirał - paw, zarozumialec i tyran. Razem z Gerardem poznajemy powoli Lucy, jej dom, otoczenie. Jak to w przypadku takich historii bywa prawda nie jest taka oczywista. Zaczynamy widzieć skąd ten chłód i powaga Lucy, zaczynamy nie lubić Admirała - egoisty i terrorysty. Całe jego zachowanie to obłuda i znęcanie się psychiczne nad Lucy. Gerard zaczyna lubić, a potem pragnąć Lucy. A Lucy? Kiedy już skończyła mu dokuczać, kiedy już pozwoliła sobie na zdjęcie maski to ... zakochała się. I zapragnęła oddać ukochanemu. Bo cóż może ja spotkać lepszego od szlachetnego, bohaterskiego i walecznego mężczyzny?
I wtedy następuje część druga. Piękny i idealny romans Lucy okazuje się kłamstwem, nawet kiedy chciałaby jakoś sobie wszystko ułożyć to Gerard - przepraszam kapitan, nie tylko nie ułatwia ale i dodatkowo rzuca kłody. Świat Lucy się wali - w końcu musi przyznać, że jej ojciec to kanalia, musi zmienić całkowicie swoje zdanie o rycerzu, którego pokochała... czy na lepsze? Nie powinna: bo to pirat, bo oskarża jej ojca o zbrodnie, bo ją porwał i traktuje okropnie... ale czy na pewno? Poznajemy w tej części świat Gerarda, jego załogę, jego przeszłość i ... och, okazuje się, że Rycerz w zbroi to nic w porównaniu z tym, którego Lucy jednocześnie pragnie, kocha i nienawidzi.
Strasznie podobał mi się moment, kiedy postanowiła go uwieść i już.. już.. dobijała do portu, a tu... ojciec postanowił ja uwolnić. Ależ była na niego zła Tyle, że potem się okazało, że nie przybył jej uratować...
Lucy postanawia walczyć i walczy, zagrzewa do walki z ojcem ludzi Gerarda, walczy ze sobą. Lecz muszą się poddać. Gerard zostaje postawiony przed sądem...
Mamy jeszcze wątek matki Lucy - ważny , a jednak bardzo szczątkowy. W końcówce pojawia się pamiętnik Annemarie i ma wpływ na Lucy. Jednak czy wart tytułu książki? Nie. A sam wątek IMHO powinien być bardziej rozwinięty, bo ma zdecydowany wpływ na wszystkich bohaterów.
Czytałam naprawdę zaciekawiona. Wszystko takie naturalne, ludzkie, logiczne. Ludzie z wadami, ludzcy, prawdziwi. Historia też, jak na romans , logiczna i dobrze płynąca. Och jak nie lubię Admirała. Och jaki Gerard był normalny, a jednocześnie cudowny . I Lucy - z jej wadami, złością, ale i opanowaniem i dumą.