Strona 1 z 1

Flowers from the Storm - Laura Kinsale (Viperina)

PostNapisane: 8 września 2014, o 09:04
przez Viperina
Obrazek

Po pierwsze: uff, skończyłam.
Po drugie: na Boginię, cóż za dziwna książka.

Przeczytałam włoską recenzję, której autorka twierdziła na początku, że czytelniczki podzielone są na dwa obozy: jeden złożony z zadeklarowanych wielbicielek i entuzjastek tej książki, drugi z jej zdecydowanych przeciwniczek. Nie wiem, na który z obozów bym się zdecydowała, bo z trudem i mozołem, ale jednak przebrnęłam przez książkę.

Zacznijmy od plusów: książka jest ładnie napisana. Ze ściśle literackiego punktu widzenia. Dobrze się ją czyta, język jest bogaty, zdania sensowne konstruowane (czytałam w tłumaczeniu na włoski, ale są opinie, że oryginał jest lepszy).

Po wtóre, fabuła jest oryginalnie i ciekawie zarysowana. Bohaterowie nietypowi. On - Christian, książę Jervaulx, libertyn, który wskutek najprawdopodobniej udaru traci umiejętność komunikowania się z otaczającym go światem i zostaje umieszczony przez rodzinę w szpitalu dla umysłowo chorych. Ona, Maddy (Archimedea) kwakierka, stara panna, trafia do tego samego szpitala, prowadzonego przez kuzyna jej ojca, jako pielęgniarka. Bohaterowie znają się, ponieważ ojciec Maddy jest genialnym matematykiem i wraz z księciem, który oprócz tego, że jest libertynem, jest równie genialnym matematykiem, przygotował i przedstawił publicznie rewolucyjną prezentację naukową podważającą m.in. aksjomaty Euklidesa. Spotkanie Christiana w szpitalu jest szokiem dla Maddy, ponieważ była przekonana, że zginął w pojedynku. Później jest już dość przewidywalnie, czyli Maddy pomaga Christianowi wrócić do zdrowia, będąc jedyną osobą przekonaną, że nie stracił rozumu tylko zdolność mówienia i rozumienia tego, co się do niego mówi.

Po trzecie, powieść nie opowiada o wydumanych problemach, nie pokazuje bzdurnych zachowań, jest psychologicznie wiarygodna. Jest także medycznie wiarygodna, bo opisane przez autorkę objawy faktycznie wskazują na udar.

Po czwarte możemy dowiedzieć się ciekawych rzeczy o Towarzystwie Przyjaciół, czyli o kwakrach, bo książka obfituje w opisy zasad i zwyczajów tego wyznania.

Niestety chyba właśnie skończyły mi się plusy.

Minusy: po pierwsze powieść jest za długa. Blisko 600 stron. Trochę wydarzeń,
Spoiler:
problemem jest to, że opisy odczuć bohaterów przy tych wydarzeniach są zbyt rozwlekłe. W trakcie lektury wielokrotnie błagałam w duchu bohaterów, żeby się już wreszcie na coś zdecydowali. Rytm książki jest bardzo nierówny, bo są momenty, kiedy jesteśmy bardzo ciekawi, co wydarzy się dalej, i momenty, kiedy marzymy o tym, by dotrzeć do końca, choćby do końca sceny.

Najpoważniejszym jednak zarzutem, jaki stawiam książce, jest brak chemii pomiędzy bohaterami. Rozumiemy doskonale, dlaczego z sobą są (ona dostała Zadanie od Boga i spłynęło na nią Światło, on jej potrzebuje, najpierw jako pielęgniarki, która pomaga mu wyzdrowieć i chroni go, a następnie jako żony, która ma uniemożliwić ubezwłasnowolnienie go), ale nie widzimy w tym uczucia. Jej religijne rozterki są, owszem, bardzo wiarygodne, ale niestety, przykro mi to mówić, szalenie nudne. Sceny zbliżeń nieprzekonujące.

W ogóle bohaterowie są dość nieciekawi. Głównym rysem jej postaci jest religijność. Owszem, Maddy jest dobra, uczciwa, ciepła, ale przede wszystkim i ponad wszystko jest religijna. Christian z kolei jest bardzo nietypowym bohaterem romansu, bo na początku poznajemy go jako libertyna, a w trakcie powieści przechodzi od totalnie zagubionego człowieka po udarze, który zwyczajnie nie rozumie tego, co do niego mówią inni, i nie potrafi poprawnie wypowiedzieć jednego słowa, do rekonwalescenta, który próbuje uratować majątek i nie stracić ukochanej kobiety.

Nie wiem sama, jak podsumować. Chyba tylko tak, że jest to książka nietypowa. Nie pasuje mi do kategorii "romans". Jeśli ją polecam, to tylko w ramach rozwijania znajomości literatury na obrzeżach gatunku. Mnie dość znudziła i nie wzbudziła u mnie takich emocji, jakich się z reguły po romansie spodziewam.

4/10

PostNapisane: 8 września 2014, o 09:10
przez Agrest
A ja lubię i we mnie wzbudziła emocje. A deklaracja Christiana na koniec, na zebraniu kwakierskim - toż to szczyt emocji romansowych ;)
Aczkolwiek, jeśli ta była dla ciebie dziwna, nudna i/lub długa, to reszty tym bardziej nie ruszaj :lol: Chociaż Lessons in French jest lajtowe dość jak na Kinsale, tylko tam końcówka mi się nie podobała.

PostNapisane: 8 września 2014, o 09:40
przez szuwarek
skrócony opis wydarzeń mocno mnie zniechęcił- jest wszystko to czego nie lubię... ale bardzo byłam ciekawa opinii...

PostNapisane: 8 września 2014, o 11:11
przez Agrest
A swoją drogą spotkałam się kiedyś z jednozdaniowym streszczeniem konfliktu w tej książce, które bardzo mi się spodobało: Christian to dusza uwięziona w ciele, Maddie to ciało więzione przez duszę ;)

PostNapisane: 8 września 2014, o 11:19
przez Viperina
Tak, bardzo trafne.

PostNapisane: 8 września 2014, o 13:01
przez Alias
Agrest napisał(a):A ja lubię i we mnie wzbudziła emocje.

Podobnie było ze mną. Tytuł na pewno szybko nie wypadnie mi z głowy ;)
Próbowałam jeszcze dwie inne Kinsale, ale kompletnie mi nie podeszły i nie ukończyłam... Ale pewnie po coś jeszcze sięgnę. Kiedyś.

PostNapisane: 8 września 2014, o 13:20
przez Agrest
Próbowałaś z The Shadow and the Star?

PostNapisane: 8 września 2014, o 13:40
przez Alias
Nie, trochę się boję tego tytułu właśnie...
Mam za sobą (do połowy może) The Prince of Midnight. Z tego co pamiętam to jakieś za szybkie i mało niewiarygodne były dla mnie uczucia bohatera względem bohaterki. Coś tam drażniło.

PostNapisane: 8 września 2014, o 13:52
przez Agrest
Niektóre wątki niełatwe, fakt (a z kolei inne brzmią absurdalnie w oderwaniu od całości ;) ), ale właśnie wbrew pozorom książka jest dość przystępna tak po prostu czytelniczo, tak mi się wydaje przynajmniej.

PostNapisane: 8 września 2014, o 14:02
przez Viperina
Mam jej jeszcze Midsummer Moon, pewnie kiedyś przeczytam, raczej nie w tej chwili.

Sądzę, że we Flowers from the Storm przeszkadzało mi także to intelektualne otumanienie bohatera, zwłaszcza na początku, ale później także. Lubię, jak bohaterowie z sobą rozmawiają. Tu porozumiewali się inaczej (choć nie emocjonalnie), to także mi nie leżało.

Ale zgadzam się oczywiście, że to jest pozycja, który zapada w pamięć.