Sterling trilogy (cykl) - Samantha James (Viperina)
Napisane: 21 lipca 2014, o 21:35
A Perfect Bride - Samantha James
Pamiętacie Samanthę James? Tę od Jankeski, Pierwszego razu i Branki?
Ja ją pamiętam bardzo dobrze, bo każdą z tych książek czytałam dawno temu (no jakoś w latach dziewięćdziesiątych, 95-96 rok mniej więcej), ale zapamiętałam je. A niedawno odświeżyłam sobie lekturę i ciągle mi się podobało.
Powiem zatem, że nie rozumiem, dlaczego u nas wydano tylko trzy książki tej autorki. No nie rozumiem
Ale przejdźmy do samej powieści. To pierwszy tom trylogii o rodzeństwie Sterlingów (zostańcie państwo z nami, przeczytamy i będziemy raportować).
Pamiętacie mit o Pigmalionie i Galatei? My fair Lady? To tu mamy podobną historię. Sebastian Sterling, markiz Thurston, jest najstarszym z rodzeństwa. Dwadzieścia lat wcześniej jego rodzinę dotknął paskudny skandal, matka uciekła z kochankiem. Surowy ojciec zrujnował finanse rodziny, a potem umarł. Sebastian w zasadzie już od ucieczki matki opiekował się młodszym rodzeństwem, a po śmierci ojca musiał jeszcze odbudować rodzinny majątek. Sebastian jest odpowiedzialny, poważny, surowy, dobrze ułożony, pracowity, przyzwoity, trochę sztywny (czyli ulubiony typ bohatera moi). Powieść zaczyna się od uratowania Devon St. James, ubogiej dziewczyny, sieroty, nieślubnej córki zmarłej guwernantki, utrzymującej się z pracy w tawernie. Devon mianowicie wracała z pracy nocą, została napadnięta przez dwóch zbirów, jednego zasztyletowała w obronie własnej, ale sama została zraniona. I Sebastian ją ratuje. Zabiera do siebie do domu, razem z bratem opatruje, a potem zatrzymuje w domu, żeby się wykurowała.
Devon jest młoda, uczciwa, zahartowana ciężkim życiem, odważna, ale też wesoła, żywa, z otwartą głową. Powiew świeżości w życiu Sebastiana.
Nic odkrywczego, bo mamy tu nawiązanie do Jankeski (uboga, niepiśmienna, acz szlachetna w obyciu dziewczyna) i do Pierwszego razu (bohater musi ratować z opresji bohaterkę, która mu spada na głowę). Państwo młodzi się w sobie zakochują, on się oczywiście broni przed uczuciem, bo jest przyzwoity i nie chce uwodzić dziewczyny, która znajduje się pod jego opieką. Ona się też broni, bo on ją na początku podejrzewa o to, że jest złodziejką, trochę się ścierają, trochę kłócą, iskry lecą. Dramatozy na razie nie ma (w przeciwieństwie do trzech wydanych u nas książkach James, gdzie niechęć między bohaterami była bardziej wyrazista), bo widać między nimi sympatię i przyjaźń. Ona marzy o tym, by wyrwać się ze slumsów i zostać guwernantką, on ją uczy czytać i przekazuje jej inną przydatną wiedzę (Pigmalion), ona się cudownie rozwija pod jego wpływem, gdyż ma potencjał (Galatea). No i się w sobie zakochują. Jak mówię - niby nic odkrywczego, ale ładnie napisane. Oczywiście w tle pojawia się wątek jej pochodzenia (gdyż jej tatuś też nie żyje, ale nie była to bynajmniej romantyczna miłość, tylko tatuś był łobuzem spod ciemnej gwiazdy, który uwiódł i rzucił mamusię), my wiemy niemal od razu, z jakiej rodziny ona się wywodzi, pytanie tylko, kiedy dowiedzą się o tym nasi bohaterowie. I to jest właśnie ta dramatoza, na którą, znając James, czekałam.
Dodatkowy plusik za przeczołganie bohatera, ale w granicach rozsądku. Dziewczyna miała dobrze poukładane w głowie i wiedziała, kiedy odpuścić. I jeszcze jeden za ładne budowanie napięcia erotycznego, bohaterowie nie lądują od razu w pościeli, autorka pozwala im dojrzeć i rozpalić się tak, żeby zbliżenie naprawdę było wymarzone, wyśnione i pełne emocji. I ostatni za wspomnianą dramatozę. Bo z dramatozą trzeba ostrożnie, nie wolno przesadzić. A autorka dokładnie wie, ile jej dać i w jaki sposób.
Lubię panią James i zachęcam do lektury. Sama zaraz zacznę drugi tom, o Justinie (takim nie do końca zepsutym hulace, ma być w klimacie "trafiła kosa na kamień").
Pozostałe tomy.
Pamiętacie Samanthę James? Tę od Jankeski, Pierwszego razu i Branki?
Ja ją pamiętam bardzo dobrze, bo każdą z tych książek czytałam dawno temu (no jakoś w latach dziewięćdziesiątych, 95-96 rok mniej więcej), ale zapamiętałam je. A niedawno odświeżyłam sobie lekturę i ciągle mi się podobało.
Powiem zatem, że nie rozumiem, dlaczego u nas wydano tylko trzy książki tej autorki. No nie rozumiem
Ale przejdźmy do samej powieści. To pierwszy tom trylogii o rodzeństwie Sterlingów (zostańcie państwo z nami, przeczytamy i będziemy raportować).
Pamiętacie mit o Pigmalionie i Galatei? My fair Lady? To tu mamy podobną historię. Sebastian Sterling, markiz Thurston, jest najstarszym z rodzeństwa. Dwadzieścia lat wcześniej jego rodzinę dotknął paskudny skandal, matka uciekła z kochankiem. Surowy ojciec zrujnował finanse rodziny, a potem umarł. Sebastian w zasadzie już od ucieczki matki opiekował się młodszym rodzeństwem, a po śmierci ojca musiał jeszcze odbudować rodzinny majątek. Sebastian jest odpowiedzialny, poważny, surowy, dobrze ułożony, pracowity, przyzwoity, trochę sztywny (czyli ulubiony typ bohatera moi). Powieść zaczyna się od uratowania Devon St. James, ubogiej dziewczyny, sieroty, nieślubnej córki zmarłej guwernantki, utrzymującej się z pracy w tawernie. Devon mianowicie wracała z pracy nocą, została napadnięta przez dwóch zbirów, jednego zasztyletowała w obronie własnej, ale sama została zraniona. I Sebastian ją ratuje. Zabiera do siebie do domu, razem z bratem opatruje, a potem zatrzymuje w domu, żeby się wykurowała.
Devon jest młoda, uczciwa, zahartowana ciężkim życiem, odważna, ale też wesoła, żywa, z otwartą głową. Powiew świeżości w życiu Sebastiana.
Nic odkrywczego, bo mamy tu nawiązanie do Jankeski (uboga, niepiśmienna, acz szlachetna w obyciu dziewczyna) i do Pierwszego razu (bohater musi ratować z opresji bohaterkę, która mu spada na głowę). Państwo młodzi się w sobie zakochują, on się oczywiście broni przed uczuciem, bo jest przyzwoity i nie chce uwodzić dziewczyny, która znajduje się pod jego opieką. Ona się też broni, bo on ją na początku podejrzewa o to, że jest złodziejką, trochę się ścierają, trochę kłócą, iskry lecą. Dramatozy na razie nie ma (w przeciwieństwie do trzech wydanych u nas książkach James, gdzie niechęć między bohaterami była bardziej wyrazista), bo widać między nimi sympatię i przyjaźń. Ona marzy o tym, by wyrwać się ze slumsów i zostać guwernantką, on ją uczy czytać i przekazuje jej inną przydatną wiedzę (Pigmalion), ona się cudownie rozwija pod jego wpływem, gdyż ma potencjał (Galatea). No i się w sobie zakochują. Jak mówię - niby nic odkrywczego, ale ładnie napisane. Oczywiście w tle pojawia się wątek jej pochodzenia (gdyż jej tatuś też nie żyje, ale nie była to bynajmniej romantyczna miłość, tylko tatuś był łobuzem spod ciemnej gwiazdy, który uwiódł i rzucił mamusię), my wiemy niemal od razu, z jakiej rodziny ona się wywodzi, pytanie tylko, kiedy dowiedzą się o tym nasi bohaterowie. I to jest właśnie ta dramatoza, na którą, znając James, czekałam.
Dodatkowy plusik za przeczołganie bohatera, ale w granicach rozsądku. Dziewczyna miała dobrze poukładane w głowie i wiedziała, kiedy odpuścić. I jeszcze jeden za ładne budowanie napięcia erotycznego, bohaterowie nie lądują od razu w pościeli, autorka pozwala im dojrzeć i rozpalić się tak, żeby zbliżenie naprawdę było wymarzone, wyśnione i pełne emocji. I ostatni za wspomnianą dramatozę. Bo z dramatozą trzeba ostrożnie, nie wolno przesadzić. A autorka dokładnie wie, ile jej dać i w jaki sposób.
Lubię panią James i zachęcam do lektury. Sama zaraz zacznę drugi tom, o Justinie (takim nie do końca zepsutym hulace, ma być w klimacie "trafiła kosa na kamień").
Pozostałe tomy.