Kolejna książka, którą bardzo chcę Wam polecić. To jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku, a ponieważ stawka jest dość wysoka (Hoyt, Chase, Wiggs, Adele Vieri Castellano z serią o Rzymie), to warto o niej napisać.
Fabuła jest dość nietypowa, bo źródłem wydarzeń jest skandaliczny zakład między dwoma najbardziej niesławnymi libertynami angielskiej socjety okresu Regencji. Nicholasem Manningiem, księciem Rothay, i Derekiem Drakiem, hrabią Manderville. O to mianowicie, który z nich jest lepszym kochankiem. Zakład jest oczywiście szczeniacki, panowie w czasie zakładania się są skuci w drobny mak, a kiedy przychodzi otrzeźwienie, okazuje się, że jest za późno, by się wycofać, bo zapisali zakład w księdze zakładów w klubie, pół Londynu postawiło na jednego, a drugie pół na drugiego. Ergo, niechętnie, ale muszą doprowadzić sprawę do końca. I potrzebują bezstronnego arbitra. Jest kilka chętnych kandydatek, ale jakoś nie mogą się na żadną zdecydować. I wtedy pojawia się Ona. Lady Caroline Wynn, młoda (23 lata) wdowa, znana wśród londyńskiej śmietanki jako "Lodowa Lady Wynn", chłodna, zdystansowana, absolutnie comme il faut, o nieposzlakowanej reputacji, do tego oczywiście piękna. I panowie, acz mocno zszokowani odwagą młodej kobiety, decydują się przyjąć jej propozycję rozsądzenia zakładu. Które to rozsądzenie ma nastąpić wskutek spędzenia tygodnia w ramionach jednego z panów, a kolejnego tygodnia w ramionach drugiego.
Jak poprzednia książka Wildes (patrz wątek obok), tak i ta opowiada dwie historie miłosne, dość od siebie różne, ale obie ciekawe. Pierwsza to historia Nicholasa i Caroline. Od początku bowiem wiadomo, że to będzie nasza para. Nicholas upiera się, by zacząć zakład, i zabiera Caroline w dyskretne miejsce, do jednej ze swoich posiadłości. Po kilku spędzonych tam dniach (choć w zasadzie wiemy to od początku) okazuje się - oczywiście dla czytelniczek, a nie dla bohaterów, że zakład właśnie się skończył i nie będzie żadnego porównania.
Jeśli chodzi o zachowanie Caroline, to choć wydaje się ono dość mało prawdopodobne, a jej ochotniczy udział w takim zakładzie wręcz zupełnie niemożliwy, jednakże ma ona swoje powody, by zdobyć się na taką odwagę. Przyznam, że nie jestem sama pewna, czy je kupuję jako katalizator inicjatywy, z jaką przecież sama wystąpiła, ale książka jest napisana tak dobrze, że mogę sobie odpuścić te wątpliwości.
Spoiler:
Nieszczęsny zakład jest także zupełnie nie po myśli Dereka, który przystąpił do niego wskutek wspomnianego spicia się, które z kolei było reakcją na ogłoszenie o zaręczynach kobiety, którą Derek od roku kocha.
Spoiler:
Ukochaną Dereka jest wychowanica jego stryja, kolejna ciekawa i ładnie zarysowana postać. Dumna, uparta, niezależna Annabel stanowi twardy orzech do zgryzienia, w dodatku jako narzeczona innego mężczyzny jest obecnie zupełnie niedostępna. Niesławny zakład też nie pomaga w zdobyciu jej przychylności.
Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów fabuły, powiem tylko, że każdy z bohaterów będzie musiał zaryzykować, żeby zdobyć miłość. I postępowanie każdego z bohaterów jest wytłumaczalne, wynikające z jakichś zdarzeń i przeżyć z przeszłości, a każdy z nich będzie musiał się z nimi rozliczyć i uporać, żeby zmienić swój los.
Na poziomie emocjonalnym książka przypomina nieco książki Lisy Kleypas, budzi podobne odczucia. I czyta się ją jednym tchem, kibicując od początku obu parom. Poprzednia książka Wildes też była dobrze napisana, ale same relacje między bohaterami były bardziej płaskie, tutaj wiemy doskonale, co oni w sobie wzajemnie widzą, widzimy, jak budują się ich uczucia, miłość nie bierze się z księżyca, czy z tego, że on ma ładne włosy. Między nimi jest nie tylko silne napięcie seksualne (chociaż jest silne, a sceny miłosne są jednym z mocnych atutów książki, Wildes umie je opisywać), ale też zwyczajnie się lubią, lubią z sobą przebywać, rozmawiać i są sobą autentycznie zainteresowani.
Jeśli chodzi o głupoty, to poza nieprawdopodobnym pomysłem Caroline, by wystąpić w roli arbitra, jest także kwestia ewentualnej ciąży, którą żaden z bohaterów (licząc w to Caroline, która co prawda, nie miała dzieci z pierwszym mężem, ale przecież pewności co do własnej bezpłodności mieć nie może) wydaje się nie przejmować. Nikt o tym nie rozmawia, Nicholas nie podejmuje żadnych działań prewencyjnych - choć może dlatego, że Caroline wspomina, że może być bezpłodna. Ale nawet jeśli, to taka beztroska wydaje mi się dość niedorzeczna w tych okolicznościach. Przecież układ, który ustalają na początku, implikuje możliwość ciąży, w której nie byłoby nawet wiadomo, który z nich jest ojcem...
Ale poza tymi dwoma drobiazgami, książka jest fajna i gorąco zachęcam. Kolejna dobra autorka, której się u nas nie wydaje
Przyznam, że jestem bardzo ciekawa Waszych opinii