Sekretny pamiętnik Mirandy Cheever - Julia Quinn (obession)
Napisane: 24 maja 2014, o 22:17
Kilka dni temu skończyłam Sekretny pamiętnik Mirandy Cheever. Postanowiłam trochę podzielić się wrażeniami.
Mirandę główna bohaterkę poznajemy na przyjęciu urodzinowym swoich przyjaciół Olivii i Winstona, kiedy to jakaś dziewczynka nazywa ją brzydką. Cóż wtedy prawdopodobnie nie była małą pięknością i pewnie nawet zdawała sobie z tego sprawę, ale usłyszeć coś takiego to nie było raczej nic przyjemnego. Ale tego dnia zdarzyła się też rzecz która zmieniła życie małej Mirandy, starszy brat jej przyjaciółki wicehrabia Turner odwiózł ją do domu, po usłyszeniu historii jaka spotkała dziewczynkę stwierdził, że kiedyś wyrośnie ona na piękną kobietę i doradził jej by zaczęła prowadzić pamiętnik... Tego dnia dziesięcioletnia Miranda zakochała się Turnerze...
Miranda ma lat dziewiętnaście, wciąż prowadzi pamiętnik i wraz z Olivią przygotowują się do towarzyskiego debiutu, rzeczywiście wyrosłą na piękną młodą kobietę, może nie obdarzoną tak olśniewającą urodą jak jej przyjaciółka, ale niewątpliwie piękną i intrygującą. Wicehrabia Turner z kolei jest tuż po pogrzebie swojej żony. Ale zrozpaczony, ani pogrążony w żałobie nie jest. Za to zraniony i nie wierzący już w szczęśliwe zakończenie. Nie przypomina w niczym radosnego młodego mężczyzny, który oczarował dziesięcioletnią Mirandę. W tych okolicznościach po raz kolejny spotykamy naszych bohaterów i w zasadzie od tego momentu historia zaczyna się na dobre.
Historia chwilami zabawna, a chwilami banalna, może nie porywa czytelnika, ale na pewno wciąga. Dosyć przewidywalna, nie zaskakuje jakimiś nagłymi zwrotami akcji, ale wywołująca uśmiech na twarzy.
Początkowo historia jednostronnej miłości Mirandy, zmienia się kiedy Turner zaczyna rozumieć, że jedno niepowodzenie nie może go całkowicie odciąć od szczęście i zaczyna rozumieć, że nie każda kobieta przypomina jego zmarłą żonę.
To przyjemna opowieść o miłości, przyjaźni i walce o własne szczęście. O tym, że jedno rozczarowaniem nie powinno odciskać się piętnem na całe życie. I o tym, że czasami marzenia małych dziewczynek, którym nikt nie wróżył wiele dobrego, mogą się spełnić.
Dodatkowym plusem tej historii był wątek przyjaźni Mirandy i Olivii, przyjaźni na całe życie, skłonnej do poświęceń. A fragmenty pamiętnika Mirandy pozwalają spojrzeć na tą historię bardziej z jej perspektywy, lepiej poznać jej uczucia.
Jak to zwykle u Quinn podobało mi się... Autorka piszę w taki sposób, że nawet banalne historie mnie wciągają...
Polecam tę książkę na leniwe południe z kubkiem herbaty.
Trochę się rozpisałam...
Mirandę główna bohaterkę poznajemy na przyjęciu urodzinowym swoich przyjaciół Olivii i Winstona, kiedy to jakaś dziewczynka nazywa ją brzydką. Cóż wtedy prawdopodobnie nie była małą pięknością i pewnie nawet zdawała sobie z tego sprawę, ale usłyszeć coś takiego to nie było raczej nic przyjemnego. Ale tego dnia zdarzyła się też rzecz która zmieniła życie małej Mirandy, starszy brat jej przyjaciółki wicehrabia Turner odwiózł ją do domu, po usłyszeniu historii jaka spotkała dziewczynkę stwierdził, że kiedyś wyrośnie ona na piękną kobietę i doradził jej by zaczęła prowadzić pamiętnik... Tego dnia dziesięcioletnia Miranda zakochała się Turnerze...
Miranda ma lat dziewiętnaście, wciąż prowadzi pamiętnik i wraz z Olivią przygotowują się do towarzyskiego debiutu, rzeczywiście wyrosłą na piękną młodą kobietę, może nie obdarzoną tak olśniewającą urodą jak jej przyjaciółka, ale niewątpliwie piękną i intrygującą. Wicehrabia Turner z kolei jest tuż po pogrzebie swojej żony. Ale zrozpaczony, ani pogrążony w żałobie nie jest. Za to zraniony i nie wierzący już w szczęśliwe zakończenie. Nie przypomina w niczym radosnego młodego mężczyzny, który oczarował dziesięcioletnią Mirandę. W tych okolicznościach po raz kolejny spotykamy naszych bohaterów i w zasadzie od tego momentu historia zaczyna się na dobre.
Historia chwilami zabawna, a chwilami banalna, może nie porywa czytelnika, ale na pewno wciąga. Dosyć przewidywalna, nie zaskakuje jakimiś nagłymi zwrotami akcji, ale wywołująca uśmiech na twarzy.
Początkowo historia jednostronnej miłości Mirandy, zmienia się kiedy Turner zaczyna rozumieć, że jedno niepowodzenie nie może go całkowicie odciąć od szczęście i zaczyna rozumieć, że nie każda kobieta przypomina jego zmarłą żonę.
To przyjemna opowieść o miłości, przyjaźni i walce o własne szczęście. O tym, że jedno rozczarowaniem nie powinno odciskać się piętnem na całe życie. I o tym, że czasami marzenia małych dziewczynek, którym nikt nie wróżył wiele dobrego, mogą się spełnić.
Dodatkowym plusem tej historii był wątek przyjaźni Mirandy i Olivii, przyjaźni na całe życie, skłonnej do poświęceń. A fragmenty pamiętnika Mirandy pozwalają spojrzeć na tą historię bardziej z jej perspektywy, lepiej poznać jej uczucia.
Jak to zwykle u Quinn podobało mi się... Autorka piszę w taki sposób, że nawet banalne historie mnie wciągają...
Polecam tę książkę na leniwe południe z kubkiem herbaty.
Trochę się rozpisałam...