Not Quite a Husband - Thomas Sherry (Agaton)
Napisane: 3 kwietnia 2011, o 00:21
"Not Quite a Husband" - Thomas Sherry
To było inne. Po prostu inne.
Kto ma ochotę, może sobie zerknąć to blurba. Warto przy tym wspomnieć, że, moim zdaniem, ma się on do książki, jak niektóre opisy po polsku. To znaczy nijak albo tylko w połowie mówi prawdę. Można też spojrzeć do komentarzy, ale, znowu, chyba nie tędy droga. Niektórzy mają tendencję do wyolbrzymiania i widzą coś, czego ja nawet z lupą dojrzeć nie mogę. W skrócie podam to, co wiedzieć wypada.
* Koniec XIX wieku.
* Spotkanie po latach, a właściwie anulowanie małżeństwa.
* Egzotyczna kraina, w tym przypadku Indie.
* Uzdolniony matematyk i wspaniała lekarka.
Już kiedyś coś w tym stylu było, owszem. Czy może ktoś pamięta gdzie? Podpowiedzią są wielbłądy.
Tak czy inaczej, tutaj mamy mniej akcji, jako takiej. Wszystko jest tłem dla relacji między bohaterami. Opisy krajobrazów i przyrody nie są jakoś specjalnie porywające. Przyznam się szczerze, Chase czy Putney lepiej sobie z tym aspektem poradziły. Ale... No, właśnie. Zawsze jest jakieś 'ale'. W przypadku tej książki, jest ono jak najbardziej pozytywne. Ta historia miała ręce i nogi. I to nie takie byle jakie, tylko prawdziwie prawdziwe. I sens, sensownie sensowny. Co najważniejsze, nie poczułam irytacji ani razu. Nie było wrażenia, że coś nie pasuje lub powinno być inaczej rozegrane.
Przy czytaniu sceny z przeszłości, w której bohaterka dostaje bukiet kwiatów przed wyjazdem do szkoły medycznej, myślałam, że się rozpłynę. Udało mi się pozostać w stanie stałym, na szczęście.
Czy tytuł przypadł mi do gustu? Oczywiście, że tak. Chyba widać. Jeśli nie, stwierdzam raz jeszcze, podobało mi się.
Co ciekawe, zdarzyło mi się kilka razy zaśmiać lub uśmiechnąć. Mam nadzieję, że taki był zamiar autorki, bo inaczej zwątpię w swoje zdrowie
To było inne. Po prostu inne.
Kto ma ochotę, może sobie zerknąć to blurba. Warto przy tym wspomnieć, że, moim zdaniem, ma się on do książki, jak niektóre opisy po polsku. To znaczy nijak albo tylko w połowie mówi prawdę. Można też spojrzeć do komentarzy, ale, znowu, chyba nie tędy droga. Niektórzy mają tendencję do wyolbrzymiania i widzą coś, czego ja nawet z lupą dojrzeć nie mogę. W skrócie podam to, co wiedzieć wypada.
* Koniec XIX wieku.
* Spotkanie po latach, a właściwie anulowanie małżeństwa.
* Egzotyczna kraina, w tym przypadku Indie.
* Uzdolniony matematyk i wspaniała lekarka.
Już kiedyś coś w tym stylu było, owszem. Czy może ktoś pamięta gdzie? Podpowiedzią są wielbłądy.
Tak czy inaczej, tutaj mamy mniej akcji, jako takiej. Wszystko jest tłem dla relacji między bohaterami. Opisy krajobrazów i przyrody nie są jakoś specjalnie porywające. Przyznam się szczerze, Chase czy Putney lepiej sobie z tym aspektem poradziły. Ale... No, właśnie. Zawsze jest jakieś 'ale'. W przypadku tej książki, jest ono jak najbardziej pozytywne. Ta historia miała ręce i nogi. I to nie takie byle jakie, tylko prawdziwie prawdziwe. I sens, sensownie sensowny. Co najważniejsze, nie poczułam irytacji ani razu. Nie było wrażenia, że coś nie pasuje lub powinno być inaczej rozegrane.
Przy czytaniu sceny z przeszłości, w której bohaterka dostaje bukiet kwiatów przed wyjazdem do szkoły medycznej, myślałam, że się rozpłynę. Udało mi się pozostać w stanie stałym, na szczęście.
Czy tytuł przypadł mi do gustu? Oczywiście, że tak. Chyba widać. Jeśli nie, stwierdzam raz jeszcze, podobało mi się.
Co ciekawe, zdarzyło mi się kilka razy zaśmiać lub uśmiechnąć. Mam nadzieję, że taki był zamiar autorki, bo inaczej zwątpię w swoje zdrowie