Mr. Impossible - Chase Loretta (Agaton)
Napisane: 22 lutego 2011, o 18:46
"Mr. Impossible" - Chase Loretta
Miłość w cieniu piramid...
Egipt, rok 1821.
Daphne Pembroke specjalizuje się w odczytywaniu starożytnych papirusów. Właśnie pracuje nad szczególnym jego egzemplarzem, prezentem od swego brata. Ten dar jest wyjątkowy, choćby przez wzgląd na szczególnie starannie wykonane ilustracje oraz zdobienia, a także pismo hieroglificzne. Okazuje się jednak, iż sprzedawca owego znaleziska, chcąc zarobić jak najwięcej na potencjalnych kupcach, rozpowiadał historie o wielkim skarbie, który można znaleźć dzięki cennemu dokumentowi. Kobieta wątpi w te opowieści, choć nawet jeśli byłyby one prawdziwe, nikt nie był w stanie odczytać tajemniczej wiadomości. Przy czym nie wszyscy obdarzeni są tak bystrym umysłem i znajdą się chętni do poszukiwań ukrytego bogactwa. Pojawia się pewien problem. Raz, papirus jest w posiadaniu bohaterki, zatem trzeba go jakoś zdobyć. Najłatwiejsza droga? Kradzież. Dwa, ktoś musi przetłumaczyć wymarły język, by poszukiwacze mieli odpowiednie wskazówki. Decyzja? Porwanie sławnego znawcy starożytnego Egiptu. Trzy, kto powiedział, że jest nim nasza bohaterka? Nikt. Cały świat wierzy, że geniuszem jest Miles Archdale, brat Daphne. I to właśnie on znika. Sprawa szybko dociera do pani Pembroke, a ta bezzwłocznie zaczyna działać. Niestety, konsul w Kairze nie jest zbyt chętny do współpracy. Po cichu informuje swego sekretarza, iż zapewne pan Archdale spędza wolny czas w domu publicznym, a palony przez niego haszysz zaburzył jego poczucie czasu. Postanawia przy tym nie zniechęcać do siebie młodej kobiety, a jednocześnie pozbyć się problemu. Oferuje jej do pomocy Ruperta Carsingtona, który siedzi w więzieniu za bójkę z żołnierzem-policjantem. Chcąc nie chcąc, dziewczyna decyduje się na współpracę, której owoce zaskoczą niejednego.
Ona - Daphne Pembroke
Lat 29, wdowa. Niezwykle inteligentna, ale nieco zamknięta w swoim świecie badań historii krainy leżącej nad Nilem. Sama o sobie twierdzi, że jest nudna, nieciekawa, zdecydowanie niekobieca. Choć swym wyglądem przyciąga uwagę niejednego mężczyzny, wierzy, iż jej umysł jej w pewnym sensie defektem. Magiczne rozwiązanie zagadki? Jej mąż był starym pajacem z kompleksami. Niemal trzy razy starszy, zazdrościł młodej żonie jej zdolności językowych, wyjątkowej bystrości, energii i entuzjazmu. Bezustannie powtarzane przez niego słowa: Tego nie wolno. To nie wypada. Tamto jest niekobiece., obniżyły jej poczucie wartości, jako kobiety, do raczej niskiego poziomu. Jak później stwierdza Miles, po niemal miesiącu przygód, bohaterka nie przypomina siebie samej. I tu niespodzianka, bo oto jest prawdziwa Daphne.
On - Rupert Carsington
Lat 29, kawaler. Czwarty syn lorda jakiegoś tam (O tak, też chciałam móc kiedyś sobie napisać coś w tym guście). Został wysłany do krainy słynącej z piramid, gdyż ojciec uznał, że dobrze mu zrobi taka wyprawa. Cieszący się niezbyt pozytywną opinią hulaka, miał pomagać konsulowi. Na czym ta pomoc miała polegać? Według samego zainteresowanego na kopaniu w piasku i poszukiwaniu staroci w pełnym słońcu. Na pewno nie brakuje mu pewności siebie, poczucia humoru, dystansu wobec świata i uroku. W końcu kochają go nawet koty i mangusty. O ludziach już nie wspominając. Cuduś taki.
Przyznam się szczerze, iż przez moment wahałam się czy powinnam w ogóle pisać na temat tego tytułu. Powód dość dziwny, bo nie jestem w stanie go do końca sprecyzować. Niby wszystko jest w porządku: dobrze napisana historia, ciekawy pomysł, interesujący bohaterowie. Do tego duża dawka humoru, a na deser Egipt. Niestety, co jakiś czas coś mnie drażniło. Niewidoczne, ale wyczuwalne. Czy to ten piasek z pustyni? Miałam wrażenie, iż, jakimś cudem, roller coaster był. Tylko nie potrafię wskazać gdzie... No, i miałam pewien problem z ogarnięciem postaci bohaterki. Jakoś nie składała się w mojej głowie w całość.
Czy ja już pisałam jak bardzo lubię, wręcz kocham, egzotyczne scenerie? Pewnie tak, ale się powtórzę. Ubóstwiam. A w tej książce Egipt był niesamowity. Opisany w taki sposób, że niemal czułam upał i piekące słońce oraz słyszałam chrzęst piasku. Podobnie jeśli chodzi o piramidy czy rejs łodzią po Nilu. Dla mnie to było naprawdę coś. I choćby za to stwierdzam, iż trzeba tę opowieść przeczytać.
Co do humoru dochodzę do wniosku, że tam faktycznie było się z czego śmiać. Nie tylko w ogóle, ale i często. Zdecydowanie częściej niż w niektórych propozycjach, których celem jest wywołanie tej konkretnej reakcji. Tutaj zwykle wynika to z robienia z siebie półgłówka przez bohatera, szczególnie, gdy chciał rozbawić swą towarzyszkę lub po prostu odwrócić jej uwagę od niezbyt miłych przemyśleń. Przykładów nie podam, jednak jest ich sporo. Chyba pierwsze parsknięcie nastąpiło, gdy sekretarz kairskiego konsula namawiał bohaterkę do zdecydowanie się na pomoc ze strony Ruperta. Coś w tym guście, iż chociaż może być imbecylem, to przynajmniej jest pogodny i radosny. Potem jeszcze dużo, dużo więcej, a w pamięci utknęły mi imiona zwierzaków. Koty zostały nazwane Gog i Magog, zaś mangusta Marigold.
Co tam jeszcze? Nie wiem, bo milion rzeczy mi do głowy przychodzi, by za chwilę umknąć. Porządnie, zabawnie i z pomysłem, chyba nic więcej nie trzeba dodawać. Za to można by coś ująć, no.
Pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja, jak w tym przypadku. Wiadomo, co autorka, a nawet konkretne dzieło, to inny sposób i natężenie przedstawienia scen erotycznych. Dla mnie i dużo, i mało jest odpowiednie. Przy czym, co dziwi mnie samą, czytając tę konkretną książkę, zdecydowanie odebrałabym pozytywnie wycięcie tego czy owego. Pojęcia nie mam dlaczego, po prostu takie miałam wrażenie. Czy byłoby tutaj co ciąć? Nawet jakoś niespecjalnie, a i tak chciałam dorwać nożyczki. Ciekawe, doprawdy.
Dla ścisłości. Jest to druga część serii Carsington Brothers, żeby nie było wątpliwości.
Podsumowując, dochodzę do wniosku, iż nie dziwię się, że pani Chase cieszy się sporym/dużym zainteresowaniem. Gdyby nasze wydawnictwa zdecydowały się na na zapoznanie polskich czytelniczek z tą autorką, wróżę sukces. Szkoda tylko, iż nic nie zapowiada, by miało to nastąpić.
Czy polecam? Zdecydowanie! Ostrzegam jedynie, że ja, choć z lektury jestem bardzo zadowolona, miałam dziwne odczucie pewnego niepokoju i huśtawki. Może komuś też się coś takiego zdarzy, może i nie. Jakby co, już wiecie.
Miłość w cieniu piramid...
Egipt, rok 1821.
Daphne Pembroke specjalizuje się w odczytywaniu starożytnych papirusów. Właśnie pracuje nad szczególnym jego egzemplarzem, prezentem od swego brata. Ten dar jest wyjątkowy, choćby przez wzgląd na szczególnie starannie wykonane ilustracje oraz zdobienia, a także pismo hieroglificzne. Okazuje się jednak, iż sprzedawca owego znaleziska, chcąc zarobić jak najwięcej na potencjalnych kupcach, rozpowiadał historie o wielkim skarbie, który można znaleźć dzięki cennemu dokumentowi. Kobieta wątpi w te opowieści, choć nawet jeśli byłyby one prawdziwe, nikt nie był w stanie odczytać tajemniczej wiadomości. Przy czym nie wszyscy obdarzeni są tak bystrym umysłem i znajdą się chętni do poszukiwań ukrytego bogactwa. Pojawia się pewien problem. Raz, papirus jest w posiadaniu bohaterki, zatem trzeba go jakoś zdobyć. Najłatwiejsza droga? Kradzież. Dwa, ktoś musi przetłumaczyć wymarły język, by poszukiwacze mieli odpowiednie wskazówki. Decyzja? Porwanie sławnego znawcy starożytnego Egiptu. Trzy, kto powiedział, że jest nim nasza bohaterka? Nikt. Cały świat wierzy, że geniuszem jest Miles Archdale, brat Daphne. I to właśnie on znika. Sprawa szybko dociera do pani Pembroke, a ta bezzwłocznie zaczyna działać. Niestety, konsul w Kairze nie jest zbyt chętny do współpracy. Po cichu informuje swego sekretarza, iż zapewne pan Archdale spędza wolny czas w domu publicznym, a palony przez niego haszysz zaburzył jego poczucie czasu. Postanawia przy tym nie zniechęcać do siebie młodej kobiety, a jednocześnie pozbyć się problemu. Oferuje jej do pomocy Ruperta Carsingtona, który siedzi w więzieniu za bójkę z żołnierzem-policjantem. Chcąc nie chcąc, dziewczyna decyduje się na współpracę, której owoce zaskoczą niejednego.
Ona - Daphne Pembroke
Lat 29, wdowa. Niezwykle inteligentna, ale nieco zamknięta w swoim świecie badań historii krainy leżącej nad Nilem. Sama o sobie twierdzi, że jest nudna, nieciekawa, zdecydowanie niekobieca. Choć swym wyglądem przyciąga uwagę niejednego mężczyzny, wierzy, iż jej umysł jej w pewnym sensie defektem. Magiczne rozwiązanie zagadki? Jej mąż był starym pajacem z kompleksami. Niemal trzy razy starszy, zazdrościł młodej żonie jej zdolności językowych, wyjątkowej bystrości, energii i entuzjazmu. Bezustannie powtarzane przez niego słowa: Tego nie wolno. To nie wypada. Tamto jest niekobiece., obniżyły jej poczucie wartości, jako kobiety, do raczej niskiego poziomu. Jak później stwierdza Miles, po niemal miesiącu przygód, bohaterka nie przypomina siebie samej. I tu niespodzianka, bo oto jest prawdziwa Daphne.
On - Rupert Carsington
Lat 29, kawaler. Czwarty syn lorda jakiegoś tam (O tak, też chciałam móc kiedyś sobie napisać coś w tym guście). Został wysłany do krainy słynącej z piramid, gdyż ojciec uznał, że dobrze mu zrobi taka wyprawa. Cieszący się niezbyt pozytywną opinią hulaka, miał pomagać konsulowi. Na czym ta pomoc miała polegać? Według samego zainteresowanego na kopaniu w piasku i poszukiwaniu staroci w pełnym słońcu. Na pewno nie brakuje mu pewności siebie, poczucia humoru, dystansu wobec świata i uroku. W końcu kochają go nawet koty i mangusty. O ludziach już nie wspominając. Cuduś taki.
Przyznam się szczerze, iż przez moment wahałam się czy powinnam w ogóle pisać na temat tego tytułu. Powód dość dziwny, bo nie jestem w stanie go do końca sprecyzować. Niby wszystko jest w porządku: dobrze napisana historia, ciekawy pomysł, interesujący bohaterowie. Do tego duża dawka humoru, a na deser Egipt. Niestety, co jakiś czas coś mnie drażniło. Niewidoczne, ale wyczuwalne. Czy to ten piasek z pustyni? Miałam wrażenie, iż, jakimś cudem, roller coaster był. Tylko nie potrafię wskazać gdzie... No, i miałam pewien problem z ogarnięciem postaci bohaterki. Jakoś nie składała się w mojej głowie w całość.
Czy ja już pisałam jak bardzo lubię, wręcz kocham, egzotyczne scenerie? Pewnie tak, ale się powtórzę. Ubóstwiam. A w tej książce Egipt był niesamowity. Opisany w taki sposób, że niemal czułam upał i piekące słońce oraz słyszałam chrzęst piasku. Podobnie jeśli chodzi o piramidy czy rejs łodzią po Nilu. Dla mnie to było naprawdę coś. I choćby za to stwierdzam, iż trzeba tę opowieść przeczytać.
Co do humoru dochodzę do wniosku, że tam faktycznie było się z czego śmiać. Nie tylko w ogóle, ale i często. Zdecydowanie częściej niż w niektórych propozycjach, których celem jest wywołanie tej konkretnej reakcji. Tutaj zwykle wynika to z robienia z siebie półgłówka przez bohatera, szczególnie, gdy chciał rozbawić swą towarzyszkę lub po prostu odwrócić jej uwagę od niezbyt miłych przemyśleń. Przykładów nie podam, jednak jest ich sporo. Chyba pierwsze parsknięcie nastąpiło, gdy sekretarz kairskiego konsula namawiał bohaterkę do zdecydowanie się na pomoc ze strony Ruperta. Coś w tym guście, iż chociaż może być imbecylem, to przynajmniej jest pogodny i radosny. Potem jeszcze dużo, dużo więcej, a w pamięci utknęły mi imiona zwierzaków. Koty zostały nazwane Gog i Magog, zaś mangusta Marigold.
Co tam jeszcze? Nie wiem, bo milion rzeczy mi do głowy przychodzi, by za chwilę umknąć. Porządnie, zabawnie i z pomysłem, chyba nic więcej nie trzeba dodawać. Za to można by coś ująć, no.
Pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja, jak w tym przypadku. Wiadomo, co autorka, a nawet konkretne dzieło, to inny sposób i natężenie przedstawienia scen erotycznych. Dla mnie i dużo, i mało jest odpowiednie. Przy czym, co dziwi mnie samą, czytając tę konkretną książkę, zdecydowanie odebrałabym pozytywnie wycięcie tego czy owego. Pojęcia nie mam dlaczego, po prostu takie miałam wrażenie. Czy byłoby tutaj co ciąć? Nawet jakoś niespecjalnie, a i tak chciałam dorwać nożyczki. Ciekawe, doprawdy.
Dla ścisłości. Jest to druga część serii Carsington Brothers, żeby nie było wątpliwości.
Podsumowując, dochodzę do wniosku, iż nie dziwię się, że pani Chase cieszy się sporym/dużym zainteresowaniem. Gdyby nasze wydawnictwa zdecydowały się na na zapoznanie polskich czytelniczek z tą autorką, wróżę sukces. Szkoda tylko, iż nic nie zapowiada, by miało to nastąpić.
Czy polecam? Zdecydowanie! Ostrzegam jedynie, że ja, choć z lektury jestem bardzo zadowolona, miałam dziwne odczucie pewnego niepokoju i huśtawki. Może komuś też się coś takiego zdarzy, może i nie. Jakby co, już wiecie.