Anne Barbour "Na jedną kartę"
Alison Fox pracuje jako dama do towarzystwa starszej pani. Bardzo ceni sobie swą posadę, spokój i przyjaźń pracodawczyni ale na jej spokojnym życiu pojawia się rysa. Niespodziewanie pojawia się bratanek staruszki, który jest przekonany, że Alison podstępem wkradła się w łaski ciotki, chcąc wyłudzić od niej majątek. Najgorsze jest jednak to, że Alison ukrywa przed nim fakt, że przed laty była zamieszana w skandal, który wstrząsnął rodziną hrabiego i spowodował śmierć bliskich mu osób. Od tamtej pory hrabia poprzysiągł zemstę tajemniczej intrygantce, Lisie Reynard.
Pierwsze moje spotkanie z autorką i niestety, chyba niezbyt udane. Przede wszystkim kuleje to co powinno działać w romansie, czyli wątek romantyczny i para głównych bohaterów. Ona to totalna kretynka, która w założeniu miała być mądrą, ułożoną i rozsądną kobietą, przedstawiona jest jako wykształcona, podstarzała panna z dobrego domu. Niestety, jej zachowanie temu przeczy. Alison zachowuje się i myśli jak nieopierzony podlotek, mimo dobiegania 30-stki. Jest równie niedojrzała co rozwydrzona nastolatka Meg. Mimo wszystko głupie zachowania, humory i kaprysy Meg można wytłumaczyć brakiem doświadczenia życiowego i naiwnością, co w przypadku głównej bohaterki nie jest możliwe. Ona jest po prostu mało rozgarnięta. Nie można logicznie wytłumaczyć jej działań. Kłamie ze strachu, zamiast szczerze rozmawiać ze swoją pracodawczynią, przez co ładuje się w kłopoty, robi bardzo dziwne rzeczy, a przede wszystkim nie myśli. Finałowa scena konfrontacji z czarnym charakterem sprawiła, że ręce mi opadły z powodu głupoty bohaterki.
Bohater nie lepszy. Uprzedzony do bohaterki, przekonany o swojej nieomylności, zadzierający nosa z powodu pozycji społecznej, snob i hipokryta. Do tego zachowuje się jak cham i prostak w stosunku do niej. Nie ma problemu na dzień dobry, przy pierwszym spotkaniu wyzywać bohaterki od oszustek, a później zasugerować, że chętnie weźmie ją na swoją kochankę. Taki antypatyczny typ, w stylu romansów z wczesnych lat 90-tych, co to pozjadał wszystkie rozumy. Nie weryfikuje faktów, nie łączy kropek, a jak się okazuje, że nie miał racji, to ma problem z przyznaniem się do winy. Choć on pod koniec się trochę ogarnia i zmienia, wydusza z siebie nawet przeprosiny, co jest na plus.
Najfajniejszą i jedyną postacią, którą można polubić jest Edith, czyli pracodawczyni bohaterki. Miła starsza pani, rozsądna ale nie nachalna, sympatyczna i miła.
Wątek romantyczny się nie klei za bardzo. Miłość między główną parą pojawia się ale nie ma to żadnego umocowania w fabule. Ot, nagle grom z jasnego nieba ich dotyka i dochodzą do wniosku, że się kochają, mimo że jeszcze kilka dni wcześniej się nienawidzili i zachowywali podle w stosunku do siebie. Temperatura ich uczucia po tym przeskoku jest za duża, przez co wszystko to wydaje się niewiarygodne i przesadzone. Zero chemii i realnych zachowań bohaterów, tylko jakieś rozterki wzięte z sufitu. Nie pomógł w uwiarygodnieniu tego brak scen erotycznych. Wprawdzie nie każdy romans musi je mieć ale może to by pomogło zrozumieć dlaczego nagle zapałali do siebie miłością po grób bez powodu (wiadomo, po dobrym seksie hormony sprawiają, że mózg nie działa normalnie i wiele można w ten sposób wytłumaczyć).
Całość, mimo dość małej liczby stron, czyta się niezbyt płynnie. Przede wszystkim dobija głupota bohaterów, ich życiowe nieogarnięcie, antypatyczny facet, który bardziej pasuje do miana antybohatera niż amanta. Bohaterka, która nie używa zbyt często rozumu, a wszystko to podlane sosem miałkości, banału i płytkie. Nie powiem, żebym się męczyła podczas czytania, bo nie było źle, niemniej w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać co ta kretynka jeszcze głupiego wymyśli, żeby się władować w kłopoty, zamiast się skupiać na wątku romantycznym. Druga połowa jest mniej nudna i nawet pojawia się trochę żywszej akcji jednak to nie jest na tyle dobry tekst, żeby mógł kogoś porwać. Daję 5/10 na zachętę, bo jednak skończyłam bez sięgania po napoje alkoholowe i nie wyrzuciłam książki za okno, mimo silnej pokusy. Kompozycyjnie też było nieźle. Może następna książka autorki będzie lepsza.