Meagan McKinney "Gwiazda Aranu"
Ojciec Aurory przed laty ukradł i ukrył bezcenny klejnot – Gwiazdę Aranu, po czym zniknął bez śladu. Dziewczynka dorastała jako sierota w przytułku, a później została w nim nauczycielką. Kiedy pojawia się okazja, by podjąć intratną posadę damy do towarzystwa, Aurora nie zastanawia się długo i wyrusza w podróż przez ocean ku przygodzie i nowemu życiu. Nie wie, że oferta pracy to tylko przynęta, a ona sama stanie się kartą przetargową w niebezpiecznej rozgrywce pomiędzy dwoma braćmi, którzy nienawidzą się wzajemnie. Okrutny Blackwell chce wyeliminować rywala do tytułu i majątku, które przed laty zagarnął dzięki podstępnej intrydze. Vashon zaś szuka zemsty za krzywdy, doznane od brata w dzieciństwie.
Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę jest bardzo dziwna konstrukcja książki. Powieść nie ma rozdziałów, podzielona jest na kilka bardzo długich części i kilka dość krótkich. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam w romansie. Czasami czytanie przez to się dłużyło, bo trudno było doczytać do jakiegoś odznaczającego się fragmentu. Zdecydowanie wolę czytać książki z tradycyjnym podziałem na rozdziały.
Podobała mi się bohaterka. To fajna dziewczyna z charakterem. Wie czego chce i ma poukładane w głowie. Niestety, bohater już mniej przypadł mi do gustu. Nie przepadam za takimi samcami alfa, ociekającymi testosteronem. Vashon jest zbyt zaborczy, samolubny, skoncentrowany na swoim celu – zemście. Czasem miałam wrażenie, że on nikogo nie kocha, a Aurora jest mu potrzebna tylko do prywatnej zemsty. Pod tym względem książka przypomina klasyczne bodice rippery, gdzie bohater pomiata bohaterką, a ona go i tak kocha. Na szczęście, Aurora nie jest typem bohaterki, która się łatwo daje sterować i choć Vashon nią poniewiera i próbuje stłamsić, ona stawia się i ma swoje zdanie. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie powieści nie dałoby się czytać. Dużo jest między nimi agresji słownej i nie tylko ale mimo to, czyta się dobrze. Na szczęście bohaterowie przechodzą w końcu przemianę, zwłaszcza Vashon.
Na minus zaliczyć muszę traumę. Została zasugerowana dość mocno, po czym autorka urwała temat w połowie. A może to wina tłumacza i wycięcia części tekstu? Trudno stwierdzić, nie czytając wersji oryginalnej. W każdym razie, polska wersja ma ewidentne braki. Nie wiadomo dokładnie co się stało i dlaczego, czytelnik zostaje z mglistym obrazem przeszłości Vashona, a szkoda, bo być może szersze omówienie tego pozwoliłoby polubić bohatera. Lubię motyw traum i dlatego zwróciłam na to uwagę.
Tempo akcji jest w porządku. Wprawdzie na początku niewiele się dzieje, akacja rozkręca się powoli ale na szczęście, im dalej tym lepiej. Sama końcówka nie jest szczególnie emocjonująca ale mimo to książkę dobrze się czyta.
Kolejny plus to ciekawa sceneria. Słoneczne Karaiby, bezkresny ocean i piękne plaże. Lubię nietypowe miejsca akcji w romansie.
Kolejne plusy to: fajna para drugoplanowa, którą można z łatwością polubić. Flossie i Izaak są po prostu sympatyczni i nie przesadzeni. Poza tym dobre sceny erotyczne to też zaleta, choć nie są bardzo szczegółowe i rozbudowane, to dodają smaczku te książce.
Całość jest naprawdę niezła, choć chyba oczekiwałam trochę więcej. Rozczarował mnie źle poprowadzony wątek traumy, która została mocno zasugerowana ale nie wyjaśniona. Lubię znać motywację i paliwo bohaterów, które pcha ich ku zemście, a w tym przypadku autorka (tłumacz?), nie dała mi tej szansy. Niemniej, za całokształt daję 7/10, bo dobrze się czytało i było ok pod wieloma względami.