Jude Deveraux „Kusicielka”
USA, XIX w., Christiana, rezolutna 28-letnia stara panna i dziennikarka, próbując pomagać ludziom, często ładuje się w kłopoty. Jej ojciec, który ma dość wybryków niepokornej córki wynajmuje dwójkę mężczyzn, którzy mają ją porwać i sprowadzić do domu. Po drodze Chris wplątuje siebie i swoich towarzyszy w kolejne tarapaty.
Tak zaczyna się powieść „Kusicielka”. W zasadzie książka od samego początku do niemal końca trzyma w napięciu. Jest zabawna, lekka i przyjemna, pełna przygód i szalonych pomysłów Christiany. Ani przez moment się nie nudziłam, a czasem zdarzyło mi się nawet zaśmiać z perypetii bohaterów, nieudolności Asha lub wojenek między Chris i Tynanem. Ogólnie było to dość przyjemne doświadczenie. Czytało się sprawnie i szybko.
Konstrukcja fabuły jest liniowa i przejrzysta, większość wątków zostało logicznie wytłumaczonych, choć główna intryga nie za bardzo się udała i jest trochę niedorzeczna. Nie jest to jednak coś, przez co mogłabym przekreślić tę powieść. Warsztatowo jest dobrze. Nie jest to może arcydzieło, ale sprawny romans stylizowany na historyczny. Nie zdołałam znaleźć większych błędów i mimo iż nie do końca przekonały mnie niektóre rozwiązania fabularne, to jestem w stanie przymknąć na nie oko.
Podobali mi się bohaterowie. Ash, nieco fajtłapowaty, zarozumiały, równocześnie sympatyczny i irytujący, Tynan, tajemniczy i męski oraz Chris – rezolutna idealistka z ikrą. Wszystkie ich interakcje były ciekawe i czasem zabawne. Szczerze ich polubiłam.
Była też fajna chemia między bohaterami. Sceny erotyczne, choć było kilka, nie przeszkadzały w fabule, nie zwalniały akcji, ale też nie robiły klimatu. Po prostu były. Całkiem sprawne, ale nie na tyle istotne, żeby ich brak w jakiś sposób zepsuł książkę. Najbardziej podobały mi się słowne utarczki Chris zarówno z Ashem, jak i z Tynanem. Wydaje mi się, że to postać Chris napędzała całą powieść i sprawiała, że tak szybko się czytało. Zazwyczaj mam problem z lubieniem bohaterki w romansie, często zdarza się, że mi coś w niej nie pasuje. W tym przypadku nie miałam żadnych zastrzeżeń.
Chwilami fabuła wydała mi się nieco infantylna, a bohaterowie trochę za bardzo szaleni, ale o dziwo, całość się broni, bo jest w pewien sposób urocza. Ta książka ma coś w sobie, że absurdalność nie razi (przynajmniej mnie). Ta powieść przypomina mi moje pierwsze, czytane dawno temu romanse Quick, kiedy jeszcze byłam laikiem w tym gatunku literackim i nieskażona porównaniami do setek innych, mogłam się cieszyć po prostu dobrą książką. O ile z Quick chyba wyrosłam, to „Kusicielką” Deveraux zdołała mnie ująć i przenieść mentalnie do dawnych lat.
Niestety, jak zwykle u Deveraux, zabrakło dobrego zakończenia, dlatego powieść pozostawia w uczuciu sporego niedosytu. Brak jest wzajemnych wyjaśnień, a zachowanie bohatera w końcówce książki pozostawia wiele do życzenia. Czytelnik musi sobie dopowiedzieć najważniejsze rzeczy, bo nie padają te wyświechtane, romansowe zwroty i czułości. Z drugiej strony, może dzięki temu udało się autorce uniknąć przesady i banału.
Podsumowując: za ogólny, sympatyczny klimat, gładkość w czytaniu, niezłą fabułę i lekkość, daję tej powieści mocne 8/10.