Po pierwsze nie powieszę żadnej z oryginalnych okładek tej książki, bo wprost idealnie pasuje do niej ten rysunek:
Nie mam pojęcia, z jakiej to książki, ale chyba ją także chciałabym przeczytać
Ale wróćmy do tematu. Otóż mamy drugą połowę osiemnastego stulecia i znudzonego irlandzkiego libertyna w Londynie. Katolika na domiar złego. Hrabia James Killoran jest tak dalece znudzony kobietami, końmi i grami hazardowymi, że w zasadzie przestał oddawać się powyższym rozrywkom. I słusznie, nie ma po co, skoro go nie bawią. Niby utrzymuje jeszcze pozory, ale są to wyłącznie pozory. I wtedy pojawia się ONA. Emma Langolet, sierota, mieszczanka po ojcu, arystokratka po matce, dziedziczka całkiem pokaźnej fortuny w postaci świetnie prosperującej odlewni. Na dziedzictwo Emmy chrapkę ma jej kuzynka, zasuszona bigotka i, jak się później okazuje, psychopatka. Na samą Emmę ma chrapkę jej wuj, sprośny i obleśny staruch. I właśnie podczas próby zgwałcenia i zabicia Emmy przez wuja dochodzi do nieszczęścia. Emma w obronie własnej zabija wuja, ale wskutek niespodziewanych okoliczności odpowiedzialność za zabójstwo - ciągle w obronie własnej - bierze na siebie hrabia Killoran, którego Emma w jakiś dziwny i niezrozumiały sposób porusza. Potem akcja gęstnieje, dochodzą bohaterowie drugoplanowi, Killoran ponownie wyciąga Emmę z kłopotów (ten stan będzie się utrzymywał w zasadzie do końca powieści).
Co mi się podobało. Najpierw i długo, długo nic po NIM - ON. Absolutnie cudowny bohater stuartowski. Szlachetny chłopiec po przejściach, usiłujący rumakować jako libertyn, by zabić dręczące go wyrzuty sumienia, ale bez szczególnego upodobania do wyuzdanych zabaw. Hulaszczość Killorana - przynajmniej podczas akcji powieści - jest wyłącznie deklaratywna, no może poza skłonnością do napojów wyskokowych, ale chłopak ma mocną głowę, więc obywa się bez ekscesów. W zasadzie okazuje się, że jedyna cielesna relacja naszego bohatera w trakcie całej powieści jest relacją z bohaterką (a i do tej dochodzi po długich wahaniach - z obu stron). Killoran ewidentnie nie radzi sobie z rozwijającym się uczuciem do Emmy. Teoretycznie ma wobec niej jakieś makiaweliczne plany (ma niby mu posłużyć jako przynęta w zemście na głównym wrogu w osobie niedoszłego szwagra), ale jak przychodzi do ich realizacji, to wymyśla różne powody, dla których rzeczona realizacja jest niedobrym pomysłem. Oczywiście, to jest książka z 1994 roku i do tego Stuart, więc musi być dramatoza i dupkowate zachowania bohatera, ale tym razem autorka zachowała właściwą proporcję i udało jej się nie zniechęcić czytelniczki (moi) do postaci i potencjalnej relacji z bohaterką. Killoran jest odpowiednio mroczny, odpowiednio znudzony, odpowiednio sarkastyczny. Dojrzały emocjonalnie mężczyzna, który jednak przekonuje się, że nie nad wszystkim w swoim życiu panuje.
Dalej po nim podobała mi się ona. Odważna, zadziorna, szlachetna, inteligentna, dumna, ale nie ponad własne interesy i uczucia. Takiej mu było trzeba.
Ex aequo z nią bohaterowie drugoplanowi i ich relacja. Przyznaję, powielona później w drugiej części serii House of Rohan w postaciach Liny i Simona, jej pastora. Tu nie mamy pastora, ale mamy młodą arystokratkę, lady Barbarę, robiącą za dyżurną ladacznicę. Także leczącą w ten sposób traumę z przeszłości. I mamy kuzyna Killorana - Nathaniela, szlachetnego młodzieńca pragnącego sprowadzić ją na dobrą drogę. Świetna para i bardzo romantyczna relacja, bardziej rozbudowana niż w sadze o rodzinie Rohanów.
Co mi się nie podobało? Nieco przerysowane zabiegi fabularne, głównie w postaci psychopatycznej kuzynki Miriam, chociaż ostatnio coraz łatwiej mi uwierzyć, że dewocja i bigoteria mogą istotnie prowadzić do zaburzeń psychicznych z socjopatią i skłonnością do przemocy włącznie.
Wisienką na torcie jest uroczy, sielankowo-sarkastyczny epilog.
I na koniec, dlaczego ta ilustracja akurat: otóż Killoran ubiera się wyłącznie w czerń, biel i srebro. I kiedy bierze Emmę pod swoje skrzydła i celem przeprowadzenia planu zemsty wprowadza ją do towarzystwa, zamawia jej suknie także wyłącznie w tych kolorach.
Reasumując, jeśli podobał Wam się Książę ciemności, ale czułyście, że Francis Rohan jest "za bardzo", to to jest pozycja dla Was, bo Killoran jest "akurat".
Całość oceniam na 8/10, ale tylko dlatego, że odjęłam punkt za te dziwne zabiegi fabularne. Bohaterowie i ich relacje (obie pary) zasługują na przynajmniej 9,5/10.