Agaton napisał(a):Hmmm, zbędnej, moim zdaniem, w momencie, gdy bohater jednak stwierdza, że wcześniej - całe życie - był w błędzie i teraz kocha tylko tę wybraną drugą połówkę. Jakoś tak nie bardzo mi to gra, ale może to tylko ja, a dla całej reszty w porządku
Ja bym to raczej nazwała dorastaniem postaci, dojrzewaniem, rozwojem.
Agaton napisał(a):Dobra, czepiam się, ale nie rozumiem po co to było, nawet w minimalnej ilości.
Sprzedaż produktu, nic więcej, jak każdy inny pomysł w tej książce - choć pewnie można byłoby to obudować jakąś ideologią i tak chodzi o jedno. Nowość, coś innego, uczucie niepewności. I jakby nie patrzeć, szum poszedł, pomysł się sprawdził.
Agaton napisał(a):Zatem wymuszona i zbędna dramatoza dotyczy czegoś, co być może nie nastąpi, ale zawsze groźba istnieje...
Dramatoza akurat w tym wypadku polega między innymi, na tym, że za diabła nie wiadomo co autorka postanowi. Ze strony czytelników tyle samo "za" jak i "przeciw". Z marketingowego punktu widzenia - a takim jest stworzenie sprzedającej się książki, a nawet cyklu książek - super pomysł. I udany.
A tak na marginesie. Ja nie przepadam za Ward i wcale nie mam potrzeby jej obrony czy nawet chęci, ale wydaje mi się, że akurat pod tym względem wyszło jej nieźle. Wprowadziła w pierwszej kolejności możliwość, pewien niepokój. Przy czym było to delikatne, żeby nie powiedzieć, że ze smakiem, na groźnej granicy prawdopodobieństwa. Drugi rzut jest mocniejszy, ale nie tylko w tej relacji. Inni bohaterowie też stają się inni. Ogólnie więcej seksu, podporządkowania, dewiacji i jakiś tam wynaturzeń. I stąd wydaje mi się, że jak się czepiać to już całości.
Ja też się czepiam, ale akurat zupełnie czegoś innego
Agatonie i tak z ciekawości, czytałaś to czy posiłkujesz się trzecią ręką?