Przeczytałam właśnie, w ramach nagrody
, <span style="font-weight: bold"><span style="color: darkblue">"Podróż do nieba"</span></span>. Krótko się zatem wypowiem, a jak mnie kiedyś najdzie ochota to i dłużej.
Przy okazji nawiążę do pierwszej książki z tej serii <span style="font-weight: bold"><span style="color: darkblue">"To musiałeś być ty"</span></span> i tej nieszczęsnej byłej żony. Jak tak czytałam, szczególną uwagę zwracając na relacje Dana z Valerie, stwierdziłam, że po prostu do siebie nie pasowali pod tym względem i tyle. Jakoś nie wyczytałam tam żadnej krytyki pod adresem preferencji tej kobiety. Ot, on wolał coś innego.
Wracając do drugiej części, to stwierdzam, że czytadełko miłe. Niestety spodziewałam się czegoś więcej. Do połowy książki wciągnęłam się całkowicie i uśmiałam porządnie kilka razy. Potem jednak jakoś nie szło mi tak dobrze. Mógłby bohater polubić, ale tak naprawdę, Gracie przed tą jej przemianą. Niby było coś na rzeczy wcześniej, ale dopiero jak już wszyscy na nią zwrócili uwagę, to i on się zdecydował. Ha. A zdecydował się, bo... Bo była dziewicą, a Bobby Tom, szlachetny rycerz na białym koniu, musiał ją ratować przed jej tłumioną i gromadzoną namiętnością oraz świniowatymi samcami kręcącymi się dokoła. A gdyby tak panna Snow dziewicą nie była i nie chciała poznać smaku seksu to co? To chyba by nic z tego nie wyszło.
Oczywiście, że ją kocha to się zorientował jak mu odmówiła dalszej współpracy i chciała odejść w siną dal. Nie mogę także przeboleć chęci Gracie do obdarowywania naszego kowboja miłością bezwarunkową. Znaczy się, że ona mu odda całą siebie nic nie chcąc w zamian. Rany. Masochistka jakaś, skoro założyła, iż ona go ukocha całym swym serduszkiem, a po zakończeniu przygody będzie po prostu wspominać z uśmiechem na ustach.
Hmm. Przytoczyłabym jeszcze parę spostrzeżeń, niestety umknęły mi na chwilę obecną. Może jeszcze kiedyś dopiszę.