Zgodnie z obietnicą daną kaśkowi przeczytałam Ukochanego.
Hmmm.... Taaaaak... Cóż... Powtórzę to, co powiedziałam już we Właśnie czytam. Bardziej bzdurnej książki to dawno nie czytałam. Kasiek złośliwie wybrała do książkotestu jedyny zabawny fragment, który zresztą bardziej zabawny wydawał się w oderwaniu od całości.
Było całkowite pomieszanie z poplątaniem. Najpierw on się zakochuje w niej, chociaż jest, jak mu się wydawało, szczęśliwym małżonkiem, więc ją popycha w ramiona najlepszego przyjaciela, o którym jak się potem okazało, nie wiedział najważniejszej rzeczy, oskarża ją o przyczynienie się do śmierci tegoż przyjaciela, ale cały czas ją kocha, chociaż ją nienawidzi, przyjaźni się z nią, chociaż zamierzał się od niej odciąć i jej nie znosi, potem jak się orientuje, jak ją zranił, zamiast jak człowiek wytłumaczyć wszystko, to ją prześladuje, jakieś intrygi wymyśla, no oszaleć można.
A ona nie lepsza. Najpierw cały czas udawała, że jest światową kobietą, przebojową, waleczną, a w gruncie rzeczy to mysza jest do pomiatania stworzona, bo nawet się porządnie pokłócić nie potrafi, bo zaraz wybucha płaczem, cały czas jest śmiertelnie zraniona, a on cały czas myśli, że ona jednak jest przebojowa i waleczna, o czym myśli sobie jak ona zaczyna się wydzierać na niego, chociaż prawdziwa jej natura ujawnia się w chwili, kiedy po trzech wykrzyczanych zdaniach ona właśnie wybucha płaczem. Jednak on nie orientuje się, że to właśnie jest prawdziwa ona.
W ogóle, co to za kobieta przebojowa i tak dalej, która nie ma żadnych przyjaciół, którym mogłaby kupić prezent na gwiazdkę? Rozumiem, mogą być okoliczności, kiedy nie ma się rodziny, niektórzy mają więcej szczęścia, inni mniej. Ale skoro ona taka towarzyska, piękna, miła, otwarta, to powinna mieć jednak kilku chociaż bliższych znajomych, a tutaj mówi, że może kupić prezent tylko domniemanemu kochankowi i gospodyni. Coś tu nie halo.
Z tych książek, które przeczytałam (nie było tego, wiele, no ale...) wynika, że Palmer nie potrafi stworzyć silnej bohaterki. A jak się zszokowałam, jak się okazało, że ona jest piękna. Już mniej nieoczekiwane było to, że ona na swoją urodę wcale nie zwraca uwagi. Tak się zastanawiałam, czy to, że bohater stracił rękę to o coś miało z tym chodzić. Doszłam do wniosku, że chodziło o to, że musiał być pokrzywdzony przez los, a to, że żona jego suczą była nie wystarczyło i w wypadku, w którym zginęła musiał tez stracić rękę. Udawał co prawda, że jest raczej niepewny siebie w stosunku to kobiet z powodu kalectwa, ale żadnego wpływu na fabułę to to nie miało, wyświęciło jeszcze tylko bohaterkę, bo jej oczywiście to nie przeszkadzało, a i wcześniej miała dzięki temu sposobność, żeby się nim opiekować i pomóc wrócić do zdrowia.
Następny aspekt pomieszania z poplątaniem to była narracja. Kiedy wydawało mi się, że patrzę na świat oczami bohatera, nagle dowiaduję się, że bohaterka odeszła szybko od niego, bo już nie mogła wytrzymać w jego towarzystwie i jak odwróciła głowę to łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Ale nie idę dalej z nią, tylko zostaję z bohaterem. To on wie, że ona płacze, czy nie wie?
O tym, jak ta książka na mnie (nie) podziałała może świadczyć fakt, że nawet kiedy on jej wykrzykiwał oszczerstwa w twarz nie mogłam opuścić brwi, która mi się podniosła na początku czytania i tam została, a zwykle w takich momentach cierpię z bohaterkami i nawet mi się potrafi łezka zakręcić w oku.
I tak na koniec - pomyliłam się co do śmiesznych scen, że a z braćmi była jedyna. Najlepsza była mimo wszystko mysz. I jeszcze fakt, że najpierw dowiadujemy się, że:
<span style="font-style: italic">- To znaczy, że walczyłaś z myszą? Dzielna dziewczynka!
- Umiem strzelać - odparła sucho. - Muszę być tylko trzeźwa. Wtedy nie pudłuję.
- Nie lepiej kupić pułapkę?
- Próbowałam, ale to wyjątkowa mysz.
<span style="font-weight: bold">- A co powiesz na kota?
- Mam uczulenie na sierść.</span>
- A elektroniczne odstraszacze?
- Też na nic. Poprzegryzała kable.
- I nie poraził jej prąd?
- Nie. Wydaje mi się, że po każdym zwycięstwie nade mną staje się coraz silniejsza i mądrzejsza. Nawet arszenik zamieniłaby na białko. Pozostała tylko kula w łeb. </span>
a potem, że:
<span style="font-style: italic">Został już tylko niecały tydzień do świąt. W Wigilię Tira miała uczestniczyć w wieczorze dla dzieci. Bardzo się z tego cieszyła, przynajmniej w ten sposób poczuje atmosferę Bożego Narodzenia. W domu miała sztuczną choinkę, którą od lat ustawiała w salonie. <span style="font-weight: bold">Niestety, nie mogła kupić prawdziwej jodełki, była bowiem uczulona na drzewa iglaste.</span> Ale lepsza sztuczna
choinka niż żadna.</span>
No ja nie wiem, jakie mogą być większe nieszczęścia
Tym optymistycznym akcentem kończę moja przydługą wypowiedź i mam nadzieję, że ma ona jakiś sens. Zresztą może i nie mieć sensu, bo da się napisać coś sensownego o bezsensie?