przez Alicja91 » 23 kwietnia 2015, o 23:16
Nie dawno przeczytałam Założyciela Rodu, bo krótkie i dziewczyny polecały w dziale: mam ochotę na. Hm, niby te motywy, które chciałam: nie za ładna bohaterka, akcja na dzikim zachodzie i nawet nie jest za bardzo Palmerowsko, ona nie jest głupim dziewczątkiem, a on nie jest najlepszym ogierem we wsi. Miło się czytało, ale czegoś mi w tej książce brakowało. Chyba przy takich małżeństwach z rozsądku wolę jak facet jest bardziej świnią na początku (mam słabość do drani w książkach). Niby sympatyczna postać, ale jakoś we mnie głębszych emocji nie wzbudził, tak samo ona. W zasadzie trudno mi się przyczepić do głównych bohaterów, ale cóż to po prostu nie to. Irytowało mnie to, że brak urody głównej bohaterki był wyolbrzymiany jako wielki problem. No ile w dzisiejszych czasach jest prawdziwie pięknych kobiet, a w tym romansie miałam wrażenie, że wszystkie panny są piękne, tylko ona nie, zaraz budzą się we mnie myśli typu: jak to? nie miały ani podkładu, ani tuszu, żadnych dzisiejszych kosmetyków, to niemożliwe, żeby same skończone piękności obracały się w towarzystwie.