Wracam do niedawno przeczytanych
"Gromów i róż".
Książka składała się z trzech elementów, które autorka zgrabnie ze sobą połączyła. Każdy element zawierał w sobie te same postaci (Albo prawie te same.), ale w różnych konfiguracjach. Składowe zazębiały się ze sobą, choć mogły stanowić samodzielne całości. Na krótko, ale zawsze jednak.
Zacznę od romansu. Historia niczym się nie wyróżnia, bo w końcu ileż to już razy miało się do czynienia z porządną starą panną, która mimo urody i wdzięku, nadal jest sama i bogatym hultajem, który ma wszystko gdzieś. Panna, a na imię jej Clare, idzie po pomoc do bohatera, noszącego imię Nicholas , a ten jest niepoprawnym hulaką, uwodzicielem i skandalistą. Plotki jakie o nim krążą sprawiają, że wszystkim włosy stają dęba (Ciekawe czy tylko włosy
). Układ jasny jak słońce. On ma pomóc ludziom z wioski w zamian za jej cnotę. Ale... Nie ma nic prostego na świecie, wbrew pozorom. Mężczyzna woli jej reputację. Nie chce, by dziewczyna mogła nazywać się męczennicą, która poświęciła się na rzecz innych. Nie... Postanawia ją uwieść. I daje sobie i jej na to trzy miesiące. Pragnie udowodnić, że pewne przysługi są warte więcej niż można zapłacić. Zaczyna się gra, w której tylko jedno ma być górą. Z góry wiadomo kto wygra, choć w rezultacie wygrywają oboje. Bo oprócz pożądania jest też przyjaźń i w końcu miłość. Jeśli ktoś spodziewa się czegoś innego, to źle szuka
Lubię takie historie i składa się na to kilka przyczyn. Nicholas i Clare prawie ciągle przebywają razem, a jeśli nawet nie, to nie ma całego tłumu ludzi, którzy pałętaliby się pod nogami. Oczywiście akcja rozgrywa się w dużej mierze we wiejskiej rezydencji, chociaż mamy też Londyn. Szczęśliwie dla mnie, mało tego mglistego, ponurego miasta. Jak również mało jest bali, uroczystości i rozprawiania o kreacjach oraz tańcach. O radości! Za pozytyw uważam to, że bohaterka jest traktowana jak partnerka, nie jak podwładna. W sumie pensji nie otrzymuje, zaś ich umowa ma pewne zasady, które pozwalają jej na konkretne zachowania. Nie tyle jest krnąbrną pracownicą, co nietypową towarzyszką. Gorzej jeśli idzie o powody z jakich nie daje się uwieść. Jakieś rozsądne powody mogłaby podać. Całe mnóstwo przecież da się wymyślić, ale nie, ona będzie prawić o Bogu, wierze i takich tam. Na dodatek sama przed sobą się przyznaje, że cała ta pobożność nie jest taka prawdziwa, jak by się wydawało, a bardziej wynika z tego kim był jej ojciec. Troszkę głupio się coś takiego czytało, mimo wszystko. Za dużo tego dobrego, czyli tych cnót
Ogółem było tak, jak powinno być. Niczego za dużo, niczego za mało. Równowaga w miarę utrzymana.
Druga część to kopalnia. Sam jej obraz z początków XIX wieku. Problemy jej działania, niebezpieczeństwo pracy. Interesujące było móc przeczytać coś na ten temat. Dla mnie, jako osoby mieszkającej na Śląsku, widok szybu kopalnianego nie jest niczym nowym. Jest to coś naturalnego, znanego. Miło jest zapoznać się z tym zagadnieniem z punktu historycznego. Cóż z tego, że to inny kraj, a wątek jest dodatkiem. Zawsze chętnie dowiaduję się nowych rzeczy, nawet z romansu.
Ostatni element to tajemnica. O właśnie. Zagadka w pewnym momencie tak mnie zainteresowała, że gotowa byłabym pominąć cały romans, nie doczytawszy jak to się stało, iż w końcu HEA nastąpiło. Po prostu ciekawa byłam co mogło być tak strasznego, że przyjaciel był gotów zabić przyjaciela. Na dodatek z takim obłędem i cierpieniem w oczach. Chodziło mi po głowie rozwiązanie, ale tylko połowiczne, bo czytałam jedną z kolejnych części. Całość była właściwie prosta, jednak nieprzyjemna wielce. Od razu zaczęłam sobie przypominać wszystkie inne tytuły, które zawierały w sobie tak zakręcone wyjaśnienia. Parę ich się znalazło, chociaż tutaj wyłoniła się szczególna perfidia osób zamieszanych.
Podsumowując, lubię
Putney bardzo. Nawet gdy zdarzają się jej wpadki. Potrafi pisać. Nawet całkiem niegłupio, a pokusiłbym się o stwierdzenie, że mądrze. Już samo spojrzenie na notkę na końcu książki
Od autorki podnosi mnie na duchu. Zawsze coś nowego można tam znaleźć. Napisała o stołach bilardowych i kijach. O kopalni też. Poruszyła też w powieści kwestię Cyganów, choć nie wiem czy było to prawdziwe, bo nic nie było napisane na ten temat w notce
Przeczytałam tę pozycję jako drugą, po historii owego przyjaciela gotowego do morderstwa. I cieszę się z tego. Teoretycznie nie powinno tak być, bo to nie po kolei, ale ja często zaczynam nie tak, jak trzeba
Zresztą, mogłam lepiej zrozumieć cierpiącego, bo inaczej mogłoby mi być ciężko.
Chyba tyle, chyba