(ostatnio okupuję straszliwie ten temat, wybaczcie
)
Nooo więc Honey Moon
Podobało mi się
Masz rację, Agaton, że jest tam sporo dramatozy. I nie jest to zabawna książka, jak późniejsze romanse SEP. Może w ogóle trzeba zacząć od tego, że jeśli zdefiniujemy romans jako historię jednej kobiety i jednego mężczyzny, to Honey Moon romansem nie jest, bo bohaterka jest jedna, ale przeżywa dwie miłości, jest dwóch bohaterów i ten pierwszy nie zostaje ostatecznie obarczony mnóstwem wad, żeby ten drugi mógł się lepiej zaprezentować.
To jest coś, za co ja ogromnie cenię SEP, to pokazanie, że miłość ma różne oblicza, choć w jej typowych romansach jest to bardziej złagodzone, bo te pierwsze miłości nie zajmują połowy książki
Jeśli pożyczyłaś też Nie będę damą, to faktycznie masz SEP w dwóch zupełnie odmiennych wersjach
Jak dla mnie obie świetne, tyle że łatwiej Honey Moon przyjąć jako historię Honey niż opowieść o konkretnej parze. A Nie będę damą to po prostu romans