Wczoraj skończyłam kolejną książkę z cyklu "Kwartet Smythe-Smith". Zaczęłam go od końca, ale to nic
Co tu dużo mówić. Podobała mi się ta książka. Mam słabość do bohaterów z różnymi "defektami", więc Hugh to typ w sam raz dla mnie
Jest taki jak lubię - pełen sprzeczności - z jednej strony inteligentny i z poczuciem humoru, z drugiej jednak gryzą go wyrzuty sumienia za przeszłe wydarzenia. Jeśli chodzi o Sarah, to też została dobrze napisana. Nie jest jakąś mimozowatą panienką, która mdleje przy byle okazji, ale umie walczyć (i to dosłownie) o to, co dla niej ważne. Początkowo może nie wydaje się najsympatyczniejszą osobą (a na pewno sporą egoistką), ale z czasem zyskuje i to dużo. Pokazuje, że potrafi dbać i chronić swoich bliskich.
Jest też czarny charakter - ojciec Hugh. Oj zasłużył sobie na wszystko, co go spotkało, a może i było to za mało. Niestety myślę, że takich typów jak on, dla których liczył się tylko tytuł i dziedzic, było wtedy dużo więcej.
Podobało mi się, jak się rozwijała historia Hugh i Sarah.To typowa opowieść od nienawiści do miłości, ale czyta się bardzo dobrze i nie jest nudno. Fajne były relacje Hugh z młodszymi siostrami Sarah, no i końcowe wydarzenia to dość nieoczekiwana akcja, która doskonale pokazała Sarah w nowym świetle.
Po dwóch przeczytanych częściach, mogę powiedzieć, że podoba mi się ten cykl. Lubię takie historie rodzinne, gdzie jest co najmniej kilka sióstr i jeszcze trochę kuzynek. Podoba mi się, jak autorki pokazują w nich kobiecą siłę, solidarność i wsparcie. Bohaterki nigdy nie zostają same, ale mogą liczyć na pomoc nie tylko starszych i bardziej doświadczonych, ale też młodszych dziewczyn.
Z przyjemnością sięgnę po poprzednie części tego cyklu. Mam już książkę o Danielu, więc ta będzie następna w kolejce