No dobrze, prawie skończyłam
Wdowę i chyba faktycznie nie jest najlepsza. Pewnie gdybym czytała ją jako pierwszą Stuart, nie miałabym takich wątpliwości, bo w sumie ciężko wiele zarzucić tej książce. Tyle, że kiedy czytelnik przeszedł przez umiejętność Stuart w niewielu słowach oddania środka bohaterki, a tutaj przy ich masie, jest jedynie odrobina współczucia, to ciężko wysoko ocenić, choć błędem byłoby nie docenić.
Wdowa nie jest zła. To dobra książka, ale w porównaniu z innymi Stuart (może, bez serii lodowej) ograniczona w sferze emocji/chemii między bohaterami. Stuart przyzwyczaiła nas (no dobrze, mnie na pewno) do silnym emocji, wyrażanych bez obcesowo, bezpośrednio, silnie i z ściskiem w splocie słonecznym. Tutaj jest inaczej. Bardziej spokojnie, wyważenie, ale chyba "zbyt". Nawet bezwolność bohaterki mnie dobijała, choć one zwykle nieźle komponują się z silnymi bohaterami.
Wdowa nie jest zła. Jest inna