Tylko śmiać mi się zachciało, bo miałam całkowicie inaczej. Mnie relacja Feyry z Tamlinem z pierwszego tomu wydawała się sztuczna, na siłę i nie było między nimi tej iskry. A kiedy siedział jak wypierdek w tych podziemiach i nic nie robił, by powstrzymać tę Amaranthę, to sobie całkiem u mnie przerąbał. Dwójka jedynie potwierdziła jaki z niego kozi bobek. Wszystko sobie zaplanował, obmyślił i miało być, jak on chce. Lucien w dwójce zachowywał się jak totalne cielę bez dupy.
Cierpienie bohaterki jak najbardziej rozumiałam.Cały czas liczyłam, że może jeszcze jakimś magicznym sposobem wskrzeszą tych fae, których musiała zabić, by ratować niedołęgę Tamlina.
A że spijała każde słowo z ust Rhysa? Kto by tego nie robił? Toż on najprzystojniejszy i najbardziej godny pożądania ze wszystkich książąt (oraz wszystko inne,co tam kazał o sobie pisać)
Siostry Feyry były głównie wkurzające. Nesta jeszcze miała swoje momenty, że mnie trochę ciekawiła.
Z pozostałych osób intrygująca była Amrena, faceci mogli być, choć niczego nie urywali specjalnie, a Mor mnie irytowała
Ja tam lubię Feyrę i mam nadzieję, że Tamlina nic dobrego w trójce nie czeka. A bestia z niego też raczej była marna. Głównie się skupiał na darciu zasłonek i demolowaniu swoim komnat.
I choć ja nigdy nie lubiłam cyklów, w których występują jakieś perturbacje i zmiany partnerów, tak tu jestem zdecydowanie na tak. Feyra i Tamlin razem, to nuda absolutna.