U mnie problem ma troszkę inny wymiar. Bardzo przywiązuję się do rzeczy i jest mi ich zwyczajnie szkoda. Zwłaszcza, gdy wiążą się z jakimiś wspomnieniami. Do dziś mam sukienkę, w której nie chodziłam przez kilka lat, mimo iż była na mnie dobra. Po prostu przypominała mi pewną randkę i bolesne rozstanie z jednym takim facetem. Ostatnio już nie boli i postanowiłam kiecce dać drugą szansę (jak w "Elizabethtown"
), wygrzebując ją ze sterty innych ubrań. A sukienka jest śliczna - biała w czerwone róże.
Większość osób, które ma ten problem co ja, chodzi ciagle w tym samym, a reszta zalega. Ja odkładam po praniu ciuch na sam spód i biorę następny z wierzchu - w ten sposób co chwila chodzę w czymś innym. Mimo to, chyba jednak powinnam się pozbyć rzeczy, w które już się nie mieszczę. Z drugiej jednak strony, jak je widzę, motywują mnie do zmiany aktualnego stanu, czyli krótko mówiąc - do zrzucenia kilku kilogramów.