przez ewa.p » 1 lutego 2023, o 21:08
jeszcze żyję,co dziwniejsze on też...
Tak,to ślubny zabił dzika,a mięso i tak należałoby wykorzystać,więc wiadomo jak miało być.Mąż raczej nie gotuje,jego obowiązkiem jest wstępna obróbka mięsa,łącznie ze sprawianiem zwierzyny.nawet swojego czasu chciał mnie wrobić w skubanie i patroszenie ptactwa,ale że tego nie lubię,więc stwierdziłam,że kto zabił ten sprawia i tak już zostało.
jeśli chodzi o pracę przy pasztetach podzieliłam ją na dwa dni.W pierwszym było gotowanie ,obieranie mięsa i prace wstępne,drugiego cała reszta.przyznam że najdłużej zabrało mi pieczenie,bo do piekarnika nie wchodziło więcej niż 4-5 pasztetów...
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.