W Polsce mieszkałam na wsi, wokół prawie same ugry, zagajnik praktycznie kilkadziesiąt metrów od domu, tak więc różnorodność zwierząt spora. Od dużych, jak sarny, poprzez lisy, ptaki, na owadach skończywszy. W Norwegii niby na osiedlu podmiejskim mieszkam (mam jakieś 20 minut do centrum miasta spacerkiem, 6 największe miasto w Norwegii pod względem zaludnienia), ale mimo to las niedaleko, jak to w Norwegii. Tu wszędzie wokół jest las, nawet w mieście.
Mimo to, że zieleni dużo, bardziej gryzą mnie polskie owady. Tutaj komar to raz na jakiś czas się trafi, w Polsce nie otworzysz okna, żeby cała masa nie wleciała.
Żeby tak zupełnie offa nie było - Oskar mnie dziś obudził o 6:37, bo stwierdził, że coś by zjadł i kto to widział tyle spać, zamiast nakarmić głodującego kota. Na bezczela przyszedł drapać w ramę łóżka.