Teraz jest 3 grudnia 2024, o 21:24

Diana Gabaldon

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 13 grudnia 2012, o 14:17

a mnie trochę wciąga wątek Brianny... tak dla odmiany może, ale jeszcze nie wypowiem się konkretnie bo ledwie ledwie tak naprawdę zaczęłam czytać...
mnie chyba do tej pory też Podróżniczka najbardziej się podobała...
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 9 stycznia 2013, o 19:57

no dobra, skąd się wzięło słowo Angliszka? (Ognisty krzyż)... zdecydowanie wolałam jak Jamie mówił do Claire Angielko
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 9 stycznia 2013, o 20:02

Pewnie stąd, że w oryginale on mówi "Sassenach", więc nie jest to zwykła "Angielka", no i pewnie tłumacz postanowił podobnie uegzotycznić.
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."

Emily Byrd Starr

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 9 stycznia 2013, o 20:07

pewnie tak, ja jednak przywykłam do zwykłej Angielki... byćmoże to kwestia opatrzenia.. a trochę tego było ;)
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 9 stycznia 2013, o 20:08

Na pewno ;) Ja tylko spekuluję, bo i tak czytałam tylko po angielsku.
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."

Emily Byrd Starr

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 9 stycznia 2013, o 20:11

a czy to nie jest tak, że Sassenach jest z lekka dokuczliwe względem znienawidzonych Angoli? a Jamie używa tego przekornie/zadziornie? nie wiem, nie znam Celtyckiego... ale tak to sobie trochę wyobrażam
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 21173
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: z Doliny Muminków
Ulubiona autorka/autor: chyba jednak Krentz/Quick/Castle...

Post przez Jadzia » 9 stycznia 2013, o 20:14

Ja zawsze miałam wrażenie, że Sassenach to po prostu po szkocku by było - tak jak lass na dziewczynę itd. Ale mogę się mylić, bo też żadne ze mnie ekspert ;)
Czytam romanse - mój blog z recenzjami. Recenzjami romansów, oczywiście.

Smoki były idealnym środkiem antykoncepcyjnym, ponieważ raz skonsumowana dziewica już nigdy nie była płodna.

ObrazekObrazek
by Agrest

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 9 stycznia 2013, o 20:16

Tak, miało to negatywny wydźwięk.
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."

Emily Byrd Starr

Avatar użytkownika
 
Posty: 30771
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 9 stycznia 2013, o 21:46

bardziej mi przeszkadzało to,że w pierwszych częściach była Angielka a dopiero w kolejnych Angliszka.Nie,żeby mi sie nie podobało czy coś,kwestia przyzwyczajenia pewnie u mnie zadziałała.Nie lubię takich zmian w trakcie czytania.To podobnie jak we Władcy pierścieni nazwy własne tłumaczone sa według widzimisię tłumacza.Może tu było to samo?
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 10 stycznia 2013, o 14:23

Ognisty krzyż był tłumaczony przez kogoś innego :bezradny: a ja przywykłam do Angielki... i tak jak Tobie ewo, przeszkadza mi sam fakt zmiany...
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 30771
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 10 stycznia 2013, o 16:54

bo to jest irytujące.Ja zwykle przy czytaniu cyklu sprawdzam tłumaczy i staram sie pożyczać książki tłumaczone przez tę samą osobę,choc nie zawsze jest to możliwe.Nauczyłam się na przykładzie Władcy pierścieni(pożyczyłam z biblioteki i druga część była od innego tłumacza;strasznie mnie denerwowały zmienione nazwy własne po pierwszej części)
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 11 stycznia 2013, o 11:19

no ja nie zwróciłam uwagi, otwieram, czytam... a tu masz ci los... kolejne chyba znów tłumaczone przez poprzedniego tłumacza z tego co pamiętam...
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 21173
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: z Doliny Muminków
Ulubiona autorka/autor: chyba jednak Krentz/Quick/Castle...

Post przez Jadzia » 11 stycznia 2013, o 22:31

ewa.p napisał(a):Nauczyłam się na przykładzie Władcy pierścieni(pożyczyłam z biblioteki i druga część była od innego tłumacza;strasznie mnie denerwowały zmienione nazwy własne po pierwszej części)

Ciężko mi wyobrazić sobie nazwy u Tolkiena inne niż w tłumaczeniu Skibiniewskiej...
Czytam romanse - mój blog z recenzjami. Recenzjami romansów, oczywiście.

Smoki były idealnym środkiem antykoncepcyjnym, ponieważ raz skonsumowana dziewica już nigdy nie była płodna.

ObrazekObrazek
by Agrest

Avatar użytkownika
 
Posty: 30771
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 11 stycznia 2013, o 22:35

mi właściwie inny tłumacz nie przeszkadza,gorzej jak miałam kolejne tomy z innym tłumaczem.Za to córka ma takie samo zdanie jak twoje
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 18 stycznia 2013, o 13:47

skończyłam wreszcie, czemu zawsze tak ciężko mi się zabrać za kolejną częsć,ale jak już to uczynię to nie mogę się oderwać i w dodatku... cieszę się, że tak wiele jeszcze przede mną...
napisałam wcześniej, że wciągam się w wątek Brianny i Rogera... ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z Rogera to pantoflarz jest... co sądzicie?
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 3066
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Warszawa

Post przez Scholastyka » 18 stycznia 2013, o 17:00

trochę pantoflowaty jest, ale i tak go lubie :bigeyes:
Jeśli w powieściach nie będzie wygrywać sprawiedliwość, a miłość kończyc się szczęśliwie, to po co je czytać? Prawdziwe życie zbyt często daje w kość.

Avatar użytkownika
 
Posty: 30771
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 18 stycznia 2013, o 17:34

jakoś nie szufladkuję go jako pantoflarza...a może nie zwracałam na to uwagi :mysli:
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 18 stycznia 2013, o 19:40

ciągle tylko patrzy czy aby Brianna się na niego nie wścieka, a ona też niezłe ziółko... ciągle go beszta... Roger powinien jej z jeden raz wygarnąć, a zamiast tego zachowuje się jakby bez przerwy czuł się winny
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 30771
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 19 stycznia 2013, o 21:27

kurcze,bo jemu się wydaje że jest odpowiedzialny za wszystkie działania -jego i jej.Lubię go,jest może trochę misiowaty,ale kawał z niego fajnego chłopa i super męża
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 525
Dołączył(a): 14 czerwca 2012, o 10:55
Ulubiona autorka/autor: Nora Roberts

Post przez tartugirl » 21 stycznia 2013, o 10:57

mnie też ta Angliszka strasznie na nerwy działa, (co to w ogóle za słowo?), ale znacznie bardziej niepokoi mnie to, że seria zdecydowanie wyhamowała, moim zdaniem, rzecz jasna, pod każdym względem - zarówno ciekawości opisów, rozwoju relacji pomiędzy Claire a Jamiem, jak i czysto fabularnym. czytam właśnie Ognisty krzyż, mój kindel pokazuje, że jestem już w 1/5 i nic się jeszcze nie wydarzyło, serio... NIC. wiele różnych uczuć żywiłam już do Gabaldon podczas lektury jej książek, ale nie przypuszczałam dotąd, że mogę się przy niej nudzić...

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 21 stycznia 2013, o 15:50

no ja też mam takie wrażenie po Ognistym, ale Tartu nie martw się, doczytaj do końca... nie jest znowu tak źle ;)

a Roger, jest fajny to prawda, ale ciągle jeszcze czekam na jakąś przemianę ich relacji... dlatego właśnie, że oboje są ciekawymi postaciami... ale razem jakoś... gdzieś.. coś... kuleje...
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 525
Dołączył(a): 14 czerwca 2012, o 10:55
Ulubiona autorka/autor: Nora Roberts

Post przez tartugirl » 21 stycznia 2013, o 16:10

Czytam dalej, syn, nie poddaję się. :) A do Bree i Rogera od początku nie pałam sympatią, Claire i Jamiemu swoją relacją do pięt nie dorastają, mam więc nadzieję, że fabularny środek ciężkości nie przesunie się na nich...

Avatar użytkownika
 
Posty: 1643
Dołączył(a): 6 czerwca 2012, o 16:26
Lokalizacja: czytelnia
Ulubiona autorka/autor: Brockway/Schone/Long/Gabaldon

Post przez syntemeks » 21 stycznia 2013, o 16:24

bo C i J ciężko będzie dorównać, choć przez chwilę na to liczyłam, to teraz dochodzę do wniosku, że byłoby to dla mnie męczące i dość przewidywalne rozwiązanie... w tej sytuacji na ich tle ich relacja wydaje się być ciekawsza bo niedoskonała... i znów mam wrażenie, że Pani Gabaldon ma chyba ze sto lat doświadczeń za sobą... bo dla mnie rzadkością w powieści, powiedzmy sobie, przygodowej jest taki talent autora do obserwacji czegoś co nazywa się życiem...
"Czemuż służy literatura, jeśli nie temu, aby kazać nam żyć pełną piersią, zmusić nas do picia z kielicha codzienności większymi haustami?" Henry Miller

Avatar użytkownika
 
Posty: 30771
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 21 stycznia 2013, o 19:35

ja nie miałam poczucia wyhamowania.Dobrze mi się czytało całościowo,podobały mi się te kawałki o Briannie i Rogerze,moim zdaniem nadawały książce dodatkowej lekkości.Może dlatego,że akcja nie koncentrowała się juz tylko na jednej parze,ale swoim zasięgiem obejmowała więcej osób.A więc i więcej problemów.Jak dla mnie super,bo przy opisach zajęć Claire miałam wrażenie,że powinnam czym prędej wziąć się za jakieś zaległe obowiązki,bo przy niej to strasznym leniem jestem :evillaugh:
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 525
Dołączył(a): 14 czerwca 2012, o 10:55
Ulubiona autorka/autor: Nora Roberts

Post przez tartugirl » 21 stycznia 2013, o 22:02

Przy niej każdy jest leniuchem; to jest na przykład fantastyczne w Gabaldon, że przy tych wszystkich dobrych cechach nie zrobiła z Claire jakiegoś papierowego ideału, tylko kobietę z krwi i kości obdarzoną pasją. Pasję ma też Jamie. I właśnie chyba pasji brakuje mi w Bree i Rogerze, ja jej w nich nie dostrzegam. Nie chodzi mi o temperaturę ich relacji, tylko taką pasję życiową.

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do G

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość