przez Scholastyka » 9 grudnia 2012, o 15:20
diabeł był...
Z kąta za stołem Witolda, w który wpatrywałam się z konieczności, bo siedziałam akurat twarzą do niego, wyszedł diabeł. Autentyczny, najprawdziwszy w świecie diabeł, pokryty czarnymi, baranimi kudłami, z rogami, ogonem i na kozich kopytkach. Obszedł stół dookoła, nie wiem, jakim sposobem, bo deska dotykała do samej ściany, usiadł na krześle Witolda, założył nogę na nogę i spojrzał na mnie drwiąco.
— No i co? — powiedział. — Doczekałaś się?
[...]
— Tu był diabeł — mruknęłam ponuro. — Oma¬wiałam z nim śledztwo.
— Rany boskie, znów ma halucynacje — powiedział Leszek ze zgrozą. — Wymorduje całą pracownię!
— Jaki diabeł? — zainteresował się Wiesio.
— Zwyczajny, jak diabeł. Z rogami, z ogonem...
— No i co ci powiedział?
— Że Kacper jest niewinny. Za to szkalował parę innych osób.
— No dobrze, ale dlaczego rzucasz w diabła moimi cyrklami? — spytał Janusz z głębokim niesmakiem, wchodząc pod stół Witolda i zbierając rozsypane szczątki. — Gdzie zerownik?! — ryknął nagle okrop¬nie. — Ten diabeł zabrał?!
— Nic nie zabrał, to porządny diabeł. Masz zerow¬nik, tu leży...
— Skąd się pani wziął ten diabeł, dopiero wpół do jedenastej — zdziwił się Kazio. — O północy to jeszcze rozumiem...
[...]
Uśmiechał się ze złośliwą satysfakcją i nagle pojꬳam, co mi przypominał złośliwy uśmiech pięknego prokuratora. Wielki Boże, ależ to on! Odjąć kudły i rogi, złagodzić rysy, zmienić kolor oczu z czarnego na jasnoniebieski!... Wypisz, wymaluj, prokurator!
Patrzyłam ze zgrozą na przedstawiciela piekieł, a on kiwał się na krześle niesłychanie zadowolony,
Jeśli w powieściach nie będzie wygrywać sprawiedliwość, a miłość kończyc się szczęśliwie, to po co je czytać? Prawdziwe życie zbyt często daje w kość.