Teraz jest 22 listopada 2024, o 12:02

Mary Balogh

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 24 kwietnia 2009, o 14:11

Na All About Romance już jest recenzja At Last Comes Love.



http://www.likesbooks.com/cgi-bin/bookReview.pl?BookReviewId=7284



Nie przeczytałam jej dokładnie, bo nie chciałam sobie spojlerować, ale książka oceniona jest na B. Dla porównania, FSC i TCS dostały obie A-, ale u innych recenzentek, co też ma znaczenie... Zresztą oduczyłam się już zawierzania tym ocenom (taki Mr Perfect A i B w dwóch różnych recenzjach:D)



No... ale jak ktoś chce, to już można przeczytać recenzjęObrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28666
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 24 kwietnia 2009, o 16:31

ja muszę najpierw przeczytać książkę Obrazek

na likesbooks są fajne recenzje w większości, nawet jeśli (też w wiekszości Obrazek się nie zgadzam z ocenami Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 25 kwietnia 2009, o 22:33

Ja też się często nie zgadzam, na przykład najgorsze oceny z Balogh mają Slightly Wicked i Unforgiven (D- i D). Unforgiven faktycznie miało gorsze momenty, ale nie było aż TAKIE złe, a SW to w ogóle bardzo lubię, choć chyba jestem w mniejszości:)

Avatar użytkownika
 
Posty: 28666
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 26 kwietnia 2009, o 00:38

chyba jesteś, bo faktycznie w większości słabe ma recenzje Obrazek czemu się dziwię, swoją drogą... bo bardzo w porządku jest, nie moja ulubiunona w samym cyklu, ale wciąż wyżej od wielu A- i B-romansów Obrazek

ale ja tam lubię część pierwszą Bedwynów, i tu jestem w faktycznej mniejszości, wiem Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 26 kwietnia 2009, o 01:22

Dla mnie Slightly Wicked było miłą niespodzianką, bo raczej z niechęcią zabierałam się do tej książki. Bo pierwsza w serii faktycznie tak sobie mi się podobała - nie żeby była zła, ale jakoś mi się ciągnęła. A po drugie - jakoś nie wyobrażałam sobie, żeby Rannulf mógł być bohaterem, który mi przypadnie do gustu (z tego samego powodu wciąż nie przeczytałam Taming the Scotsman K. Macgregor - też taki zwalisty typ;)). A tymczasem okazało się, że książka jest bardzo w moim typie i została moją ulubioną z cyklu. Rozumiem, że nie dla każdego musi być tak ulubiona jak dla mnie, ale też co jest w niej takiego, żeby ją słabo oceniać? Ot, taka klasyczna historia. Zdaje się, że częstym zastrzeżeniem jest to, że Judith daje sobą pomiatać... Ale cóż, przynajmniej Rannulf tego nie wykorzystuje:)

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 26 kwietnia 2009, o 10:36

ja to ogólnie jakoś lubię Bedwynów, w całości choć mi się strasznie tytuły kiełbaszą Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 26 kwietnia 2009, o 12:27

Ja całokształt Bedwynów lubię bardziej niż się spodziewałam po A Summer to Remember, może tak to ujmęObrazek Najbardziej lubię właśnie książkę Rannulfa, w drugiej kolejności - Freyji i Wulfrica (o tyle dziwne, że ich samych, Freyji szczególnie, nadal nie darzę zbyt wielką sympatią). Książka Aidana była niby w porządku, ale ciężko mi było przebrnąć, książkę Alleyne 'a za to czytało mi się miło i szybko, a jakoś nigdy do niej nie mam ochoty wracać. Po pierwszej lekturze chyba nigdy nie wróciłam do książki Morgan - nawet już trudno mi powiedzieć czemu, ale pewnie jednym z powodów jest to, że nie lubię w romansach różnicy wieku na tyle dużej, że się jej istnienie podkreśla.



(pinks, zauważ jaka jestem miła, nie rzucałam tytułami:D))

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 26 kwietnia 2009, o 18:52

wdzięcznam Obrazek



ja natomiast czemuś lubię ksiązke o Morgan bo tam było jakoś tak wszystkiego akurat, romans, przygoda, odrobina skandalu i fajna bohaterka co potrafiła wziąć wszystkich za mordę, nawet Freyę mniej lubię bo mnie się zdaje że ona się tak szwendała bez celu głównie- choć doceniam podławy charakter i duży nos Obrazek



ale niestety pierwsze miejsce przed Bedwynami nadal Luke a potem jego mały braciszek z głuchoniema dziewczyną Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28666
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 26 kwietnia 2009, o 19:49

ale to różnica klimatu - regencja późna prawie a szalony wiek XVIII Obrazek

ja lubię wszystkie części, chociaż Alleyne ciut mnie nudzi - dobre, ale nie w mym stylu. cenię sobie Aidana - trochę też z sentymentu: pierwszy romans, który przekonał mnie, że porządny fakcet też może byc "romantycznym bohaterem" w tym gatunku (i w ogóle ocieplił me uczucie do romansów Obrazek

Wulfrica, bo pozostał sobą Obrazek Morgan, bo "cicha woda brzegi rwie" i kawał cholery większy od siostry (wyjątkowo mnie różnica wieku nie kłuła w oczy) Rannulfa bo to kolejny walnięty ale sympatyczny facet i mi przypomina drugoplanowego (w sumie) bohatera "Lady Dearborn 's Debut" Elizabeth Chater, ale jest bardziej intelogentny Obrazek no i Freję za nieznośność upartą - tez Balogh pozwoliła jej pozostać sobą, a nie uczyniła słodką, uroczą istotką...

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 26 kwietnia 2009, o 19:55

... i za duży nos Obrazek





co do tamtych to szalony wiek XVIII ale nie tylko- porządne postaci i chłodna intryga, taki baloghowy złoty środek Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28666
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 26 kwietnia 2009, o 20:39

ale chłodna intryga w duchu de Laclosa Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 26 kwietnia 2009, o 20:59

Nie no, Morgan jest spoko, to tylko jej romans mi jakoś nie przypasowałObrazek



A Freyja, cóż, faktycznie się nie zmieniła, do końca się o coś ciskałaObrazek



A czemu lubienie Kendricków bardziej niż Bedwynów jest niestety?Obrazek Obaj są bardzo przyjemni:D

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 26 kwietnia 2009, o 21:26

no dobra, niech ci Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 30 kwietnia 2009, o 12:26

Zgodnie z sugestią Pinks zaczynam dyskusję o Perle na boczku Obrazek



No więc nazywam się Agrest i jestem nieuleczalną perłoholiczką Obrazek Ponadto jestem też chyba okrutną angstomanką, bo cieszę się, że pierwszy rozdział książki wygląda tak, jak wygląda... Tym razem Balogh motyw ', jego zdrada może i jest jakoś usprawiedliwiona, ale Fleur nie zna jeszcze wtedy jego sytuacj małżeńskiej. Owszem, wie że Adamowi i Sybil nie układa się najepiej, ale mimo wszystko ona myśli, że to jest normalne małżeństwo. Całkiem świadomie zostaje tą trzecią, bez żadnych okoliczności łągodzących.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 30 kwietnia 2009, o 12:28

milusio, tylko to ględzenie o rękach Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 30 kwietnia 2009, o 12:30

Ojej, no ale wiesz przecież, po co były te ręce Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 30 kwietnia 2009, o 12:34

wiem, wiem ale jakoś mnie straumatyzowały, choć generalnie zgadzam się ze wszystkim łącznie z angstową cudnością dzieła Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 30 kwietnia 2009, o 12:40

Straumatyzowały w sensie grafomaństwa? No może mogło być mniej tych wzmianek, bo faktycznie często się to powtarza, no ale już trudno Obrazek



Mnie tylko jedna rzecz w książce przeszkadza, ale to w zasadzie było wiadome od samego początku... Musiało być deus ex machina - innego wyjścia nie było. Oczywiste było, że Adam się nie rozwiedzie ani nie unieważni małżeństwa, więc albo jego żona się tym zajmie, ale opuści ten padół łez (przy czym wszystko wskazywało, że będzie to ta druga opcja). Ale trzeba też przyznać Balogh, że chociaż zakończenie było przewidywalne, był w nim ten mały procent niespodzianki Obrazek (A gdyby to pisał ktoś w rodzaju Nicholasa Sparksa, to zapewne Adam i Fleur by się zeszli, owszem, ale w wieku 90 lat - taki to byłby happy end Obrazek )

Avatar użytkownika
 
Posty: 3066
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Warszawa

Post przez Scholastyka » 30 kwietnia 2009, o 14:09

hmmm... lepiej późno niż wcale...

Znam taki przykła z życia...Mama miała przyjaciólke... Zakochała sie w dyrektorze gimnazjum, on w w niej, a w niej kochał sie uczniak... Ona i dyrektor [po maturze] wzięli ślub.. Na ślubie pojawił sie uczniak, strzelił do pana młodego i młodej.... a potem do siebie! Uczniak i dyrektor = trup, ona wyżyła, ale z kula z głowie, której usunąć się nie dało.... Miała jeszcze innego wielbiciela, którego traktowała jak przyjaciela... Po wojnie on ja odszukał, wyladował w Szwecji, ona zostałą w PRL. przysyłał jej forsę i leki [no bo ta kula swoje skutki miała} - i w jakieś 30. lat po tej strzelaninie wzięli ślub... jezcze ze 20.lat żyli szczęśliwie w Szwecji...

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 30 kwietnia 2009, o 15:47

że tez nikt tego nie opisał Obrazek



powrót do boczku:

ale generalnie to chyba trudno się było spodziewać w tych realiach epokowych rozwodu Donalda Trumpa- mnie akurat to o małżenstwie podoba się Obrazek

i tam grafomańskie to nieco te rączki Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28666
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 30 kwietnia 2009, o 15:49

no nie powiem,to jest dopiero opowieść Obrazek



co do Perły - cóż mogę dodać Obrazek ręce mi się nie rzucała w oczy ani do oczu, ale może ja mało wrażliwa jestem Obrazek i mm wrażenie, że sparks to jednak by zatłukł jedno z nich Obrazek

i tak obstawiam ze to cudowna złota epoka romansu (czyli przełom lat 80tych i 90tych...) była po prostu...



perła to dowód, że można wrzucić min 2 rzeczy mocno "nieromansowe" konwencyjnie i nawet się wiele osób nie połapie... sprytny zabieg - ty wiesz, czytelniku, więc "rozgrzeszyć" możesz w znacznym stopniu...



jeszcze cos mi sie majaczy, czym się chcialam podzielić, ale muszę najpierw napić się herbaty, zbyć malkontentów (drugi tydzień urlopu zdrowotnego...) i upiec tort.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31458
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez pinksss » 30 kwietnia 2009, o 15:57

napij się spokojnie ... Obrazek

Sparks to by od razu jedno uśmiercił Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 30 kwietnia 2009, o 19:17

Koniecznie się podziel, żeby to pinksowe ' nie skończyło się za szybko Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28666
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 30 kwietnia 2009, o 20:16

a wiesz, też mnie to zastanowiło za pierwszym azem, ale akurat tutaj płodna wyobraźnia nasunęła mi szybko takie rozwiązanie: Adam na samym początku został przedstawiony jako facet w trudnym momencie swego żywota - zdradzic czy nie dradzić, zdrada to, a może nie... w każdym razie jest już na etapie działań, nie samych rozważań. i działa. a jak już w klasycznie baloghowskiej scenie "po" zmierzy się z tym, co si stało (a raczej - co zrobił) to alea iacta est. i może, niczym pierwowzór swój, brnąć dalej - nie ma "przepraszam, nie chciałem" ani "twoja wina". nie ma wycofania się.

ba, założenia biorą w łeb, w końcu jaki facet (ok, taki z przeciętnymi fantazjami raczej) biorąc pod uwagę wynajęcie prostytutki, oczekuje takiego przebiegu całej akcji? czyli zaskoczenie swoiste nr jeden. to taki facet co jak do jeża, a skoro jeż okazał się poturbowany, to losem sie przejąć należy.



oczywiście w świetle dalszych wydarzeń zyskujemy wgląd w charakter naszego bohatera Obrazek szczerze, przecież to samoposwięcające się stworzenie jest maksymalne - ja nie zazdroszczę, bo faktycznie co o sobie pomyśli to (krwawy często) dramat z tego wynika Obrazek

żona jaka jest, wiemy - zniesie, dziecko, wiadomo - zniesie, majątek - podoła.

on Fleur w ramach samobiczowania na początku przyjął Obrazek



baloghowscy faceci w wielu wypadkach, co jest fajne, należą do tej nielicznej grupy mężczyzn, którzy w wieku dorosłym wcale nie muszą byc obznajomieni ze wszystkimi londyńskimi i nie tylko burdelami, ani nie znają koniecznie wszystkich akorek sezonu "bo kolega przyprowadził" Obrazek



ps.moja nieskladność męczy mnie coraz bardziej - proszę o pytania naprowadzające, bo coś z dnia na dzień jest coraz gorzej Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 30 kwietnia 2009, o 21:24

Zgadzam się absolutnie z tym, że Adam jest wielbicielem poświęcania się oraz że przejął się losem poturbowanego jeża, pomimo że ' Obrazek Ale mimo to uważam, że jeśli chodzi o zajęcie się Fleur, to mógł to zrobić w mniej dramatyczny sposób Obrazek Mógł ją chociażby zatrudnić w jednej z pozostałych swoich posiadłości, niekoniecznie tam gdzie sam mieszkał z rodziną.



I rzecz w tym, że on naprawdę nic o niej nie wiedział, oprócz tego że choć miała jako takie pochodzenie (ze sposobu mówienia itd), to musiała zostać prostytutką. A mimo to zatrudnił ją jako osobę, która miała spędzać większość dnia z jego ukochaną córką. I to mi niestety zgrzyta, bo ciężko mi uwierzyć w to, że podjąłby ryzyko akurat tego rodzaju. Zresztą, pomijając już nawet kwestię moralności (to zależy na ile miał to wszystko przemyślane w tamtym momencie) to on nie wiedział, czy ona się w ogóle do takiej pracy nadaje. Gdyby to była jakakolwiek inna praca, ale guwernantka?



Balogh ratuje fakt, że ona sama zdaje sobie sprawę z tego, że to dziwna i tą kwestię podnosi zaraz na samym początku przy pomocy Houghtona Obrazek Jestem w stanie wiele znieść w romansie, jeśli autorka subtelnie da mi do zrozumienia, że ona wie doskonale, że pisze coś mało prawdopodobnego, ale akurat jest to jej koniecznie do fabuły potrzebne Obrazek Gorzej, jak sama autorka nie widzi tego braku prawdopodobieństwa Obrazek



A że żona zniesie - niby tak, choć awantury urządzała, ale generalnie myślę, że on tego nie przemyślał za bardzo, bo nawet tej głupiej żonie pewnie nie chciał robić świadomie przykrości (jakby chciał, to już sto razy by sobie najął kochankę...)



Ale najbardziej chodzi mi jednak o tą córkę, nie żonę.

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do B

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość