Nie nie, jest tam co prawda parę autorek, które ostatecznie zasłynęły głównie z romansów kryminalnych (Brown, Lowell), ale eseje są o romansach jako takich. Tytułowe dangerous i adventurous odnosi się do sytuacji wewnątrz związku męsko-damskiego, że on taki dla niej niebezpieczny (w ten czy inny sposób), a ona tak odważnie umie go okiełznać. Mniej więcej w tych klimatach jest większość tekstów, dominującym motywem jest "śfinie są fajne, bo są śfiniami i są fajne". Oczywiście to nie dotyczy każdego jednego eseju, ale generalizując, taki posmak zostawił mi ten zbiór, jeśli chodzi o omawianie treści romansów (bo drugą jakby nitką motywów jest odbiór przez czytelniczki, czy się identyfikują, z kim itd).
Tak, 1992 to jeszcze na granicy, ale przypomniała mi się ta książka, bo właśnie w dwóch esejach mowa jest wprost o zachodzących zmianach, a o konkretnie o ich wymuszaniu przez redakcję. Jeden z tych przypadków to dość krótkie napomknienie, nawet nie pamiętam czyjego autorstwa (ale gdzieś w drugiej części książki), ale drugi to cały tekst Krentz o tym, jak niedobre nowe redaktorki chcą zmieniać utarte konwencje, a przecież, jak pisze Krentz:
"And the flat truth is that you don't get much of a challenge for the heroine from a sensitive, understanding, right-thinking 'modern' man who is part therapist, part best friend, and thoroughly tamed from the start. You don't get much of a challenge for her from a neurotic wimp or a good-natured gentleman-saint who never reveals a core of steel."
A na koniec konkluduje:
"The effort to make romance novels respectable has been a resounding failure. The books that exemplify the "new breed" of politically correct romances, the ones featuring sensitive, unaggressive heroes and sexually experienced, right-thinking heroines in "modern" stories dealing with trendy issues, have never become the most popular books in the genre."
I w przypisie dodaje, spójrzcie na McNaught, Coulter, Lindsey, Garwood, Quick - TO się sprzedaje, to TE romanse kochają czytelniczki. Tak że kij w oko redaktorkom-reformatorkom i w ogóle.
No i to jest jeden z tych momentów, które nie do końca jestem w stanie odkodować, nie mając więcej faktów. Czy ten nacisk, o którym pisze Krentz, faktycznie był porażką, a dalsze zmiany wyszły od środka? Czy też pozwolił on na wydanie kilka lat później takich książek jak Always to Remember czy Simple Jess? Czy Krentz za te kilka lat zmieniła zdanie? Czy przestała uważać, że nie bycie megahitem to nie musi być koniecznie bycie 'resounding failure'? Ta ostatnia konstatacja dość przykra dla kogoś, kto nie zawsze na listach bestsellerów znajduje ulubione romanse, ale niestety ta książka prawie pomija kwestię różnorodności romansów. To rzeczywiście pewnie wynika z czasu jej pisania, ale ktoś jednak to zaznacza w swoim eseju - jest to Putney. A więc można.
Recenzję Mrs G czytałam, ale dzięki