Strona 8 z 8

PostNapisane: 18 stycznia 2015, o 18:37
przez aniazlipca
Druga przypadła mi najbardziej do gustu chyba dlatego, że cała historia była ciekawie opowiedziana i wyznanie Jaspera było takie piękne... :bigeyes: ogólnie cały cykl był naprawdę dobry. Może troszkę humoru mi brakowało :wink:

PostNapisane: 18 stycznia 2015, o 18:38
przez klarek
Tak, on z tych mało humorystycznych, bardziej ciemnych i mrocznych, no i tak sobie myślę, że choć romansidło to mocno osadzony jest w średniowieczu, bez zbytniej przesady ;)

PostNapisane: 18 stycznia 2015, o 18:43
przez aniazlipca
Zgadzam się :wink: lubię też takie historie. Szkoda, że już ma ją za sobą...

PostNapisane: 18 stycznia 2015, o 18:55
przez klarek
aniu, jeszcze wiele przed tobą :D

PostNapisane: 18 stycznia 2015, o 19:03
przez aniazlipca
Mam nadzieję :D

PostNapisane: 20 stycznia 2017, o 18:25
przez klarek
Jakiś czas temu przeczytałam Złodziejkę mojej córki - strasznie smutna historia. Sprawiała wrażenie wiarygodnej, ale kurcze nie wiem czy nie wolę jej historyków. A może po prostu nie byłam przygotowana na coś takiego :)

PostNapisane: 20 stycznia 2017, o 19:40
przez gosiurka
Ooo dobrze wiedzieć, bo przymierzałam się do niej niedługo :?

PostNapisane: 22 marca 2017, o 16:29
przez kahahaha
Zaczęłam Panią Becnel od "Kameleona" mam nadzieję że to był dobry wybór, nie wiem nawet kiedy poszło 100 stron :)

PostNapisane: 24 lutego 2020, o 12:50
przez Kawka
Rexanne Becnel "Kameleon"

Eliza Thoroughgood za wszelką cenę pragnie uniknąć małżeństwa z idealnym lordem Michaelem Johnstonem, przyjacielem rodziny. Namawia rodzinę, żeby wysłała ją i kalekiego kuzyna Aubreya na daleką Maderę w celu podreperowania zdrowia ich obojga. Nie wie jednak, że pewien tajemniczy kapitan – Cyprian Dare ma własne plany odnośnie chłopca, który jest kluczem do zemsty na jego ojcu. W wirze wydarzeń zarówno Aubrey, jak i dziewczyna trafiają w jego ręce, a pomiędzy kapitanem, a dzielną branką powoli rodzi się uczucie.

Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką. Dość problematyczne, bo "Kameleon" jest trudny do recenzji. Głównie dlatego, że jest to książka, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Niby wszystko jest na miejscu, warsztat jest zupełnie w porządku, konstrukcja fabuły nie kuleje, nic nie drażni na tyle, żeby zgrzytać zębami ale również nic nie wybija się bardzo na plus. Takie powieści nazywam przeźroczystymi, nie robią na mnie wrażenia i bardzo szybko je zapominam. Nie mogę ich pochwalić ale też nie mogę ponarzekać, że autorka coś ewidentnie zepsuła.

Ta książka nie wzbudziła wielu emocji we mnie, a jeśli już, to poczucie irytacji, bo główny bohater to straszny dupek. Cyprian jest rasowym śfiniakiem, z moralnością Kalego (jak jego matka została skrzywdzona to źle ale to wcale nie szkodzi, zrobić dokładnie to samo innej kobiecie dla własnego kaprysu). Taki wyrachowany palant, którego trudno polubić, nawet po rzekomej przemianie. Oczywiście ilość końcowych przeprosin i wyznań miłosnych z jego strony mnie nie przekonała.

Bohaterka jest za to całkiem w porządku, choć też nie polubiłam jej szczególnie. Ot, zwykła bohaterka jakich wiele. Postacie poboczne wprowadzają trochę kolorytu, zwłaszcza Olivier i Xavier, oraz rozkapryszony Aubrey.

Na plus można wyróżnić ciekawą scenerię, którą stanowi słoneczna Maedra, niestety akcja szybko przenosi się na pokład statku – tytułowego „Kameleona” i robi się klaustrofobicznie, a potem do Londynu, czyli standardowej, nudnej lokacji romansów.

Całość czytało się nieźle, choć nie była to dla mnie porywająca lektura, a akcja chwilami mnie nużyła, choć nie na tyle, żebym rzuciła książkę w kąt. Nie było źle ale też bez zachwytu. Takie średnie 7/10, bo jednak warsztat dość dobry i całość da się czytać.

PostNapisane: 8 marca 2020, o 13:54
przez Duzzz
Kawko, podrzucisz opinię do działu z recenzjami? :prosi:

PostNapisane: 8 marca 2020, o 16:27
przez Kawka
Już się robi Duzz.

PostNapisane: 2 lipca 2024, o 11:34
przez Kawka
Rexanne Becnel "Siostry"

Anglia, rok 1153. Linnea urodziła się jako druga z bliźniaczek, rodzina uważa ją przez to za przeklętą i ledwo toleruje, a jedyną osobą, która ją naprawdę kocha jest starsza o kilka minut siostra. Dziewczyna całe życie zmaga się z niechęcią otoczenia i gdy na zamek najeżdża znienawidzony wróg jej rodziny, nadarza się okazja, by zyskała w końcu w oczach bliskich. Najeźdźca – lord Axton zamierza poślubić najstarszą dziedziczkę i przypieczętować tym swoje prawo do zamku i otaczających go włości. Linnea postanawia oszczędzić siostrze cierpienia małżeństwa z wrogiem i podszywając się pod nią, sama staje na ślubnym kobiercu.

To moje drugie spotkanie z twórczością Becnel. Nie przepadam za średniowiecznym anturażem w romansie ale skusił mnie opis. Otrzymałam zgrabnie napisaną powieść, z dobrym wątkiem romansowym i niezłą akcją. Choć książka ma swoje lepsze i gorsze momenty, to jednak jako całość dobrze się sprawdza. Nie wyłapałam żadnych większych błędów i nielogiczności ale jeśli chodzi o wierność oddania epoki historycznej, to nie jestem w stanie stwierdzić, co jest fantazją autorki, a co naprawdę miało miejsce i na ile trzymała się faktów.

Podoba mi się bohaterka. Zwłaszcza to, że w trakcie powieści się rozwija i przechodzi wewnętrzną przemianę. Z początku to dziewczyna pragnąca za wszelką cenę akceptacji i miłości rodziny, której nigdy nie otrzymała. Powoli zdaje sobie jednak sprawę, że w niczym nie zawiniła i nie musi zabiegać o czyjeś uczucia. Dojrzewa i staje się dumną kobietą. Bohater też przechodzi przemianę ale w jego przypadku następuje to na samym końcu i jest słabo zaakcentowane. Przez większość powieści jest bardzo irytującym samcem alfa, który nie znosi sprzeciwu i potrafi się posunąć nawet do przemocy względem bohaterki. Jest dominujący, apodyktyczny i całkowicie przekonany o swojej racji. Nie znoszę takich bohaterów, a romanse osadzone w średniowieczu zwykle w takich obfitują. Może dlatego tak rzadko po nie sięgam. Axton jednak jest po części usprawiedliwiony sytuacją, w jakiej się znalazł. Nie wszystkie jego zachowania są dla mnie akceptowalne ale jednak nie przeszkadzało mi to w czytaniu aż tak bardzo, bo ciekawiła mnie fabuła. Inne postacie poboczne są bez zarzutu. Zwłaszcza Peter i babka bohaterki są na tyle wyraziści, że się ich pamięta.

Fabuła jest ciekawa. Podczas czytania zastanawiałam się jak autorka rozwiąże problem z pozoru nierozwiązywalny. Jak pogodzi dwoje zwaśnionych ludzi. Nie wiem czy zakończenie mnie satysfakcjonuje. Brakło mi w nim jakiegoś wyraźniejszego akcentu, bardziej dobitnego momentu, gdy Axton zdaje sobie sprawę, że nie może żyć bez Linnei, jakiegoś wielkiego finału. Niemniej, sama historia miłości wciąga i do końca trzyma w napięciu.

Jako romans książka sprawdza się dobrze, jest solidnie napisana, dobrym lekkim stylem i szybko się ją czyta, a główny wątek ciekawi. Nie jest to jednak powieść, która zachwyci i na długo zapadnie mi w pamięć. Przyjemna lektura, jeśli się przymknie oko na niektóre toksyczne zachowania bohatera, ale nic ponad to. Dlatego moja końcowa ocena to 7/10.

W dziale recenzji: viewtopic.php?p=1256601#p1256601

PostNapisane: 2 lipca 2024, o 18:24
przez gosiurka
To była moja pierwsza książka tej autorki i bardzo mi przypadła do gustu, ostatnio często myślę o powtórce :shades: