Michelle Martin "Awanturnica"
Dla Bretta Avery księcia Northbridge obowiązek i powinność to najważniejsze rzeczy w życiu. Poważny i stateczny młody lord od dziecka przyzwyczajony był do tego, że każdy słucha go bez słowa sprzeciwu. Wszystko zmienia się w dniu kiedy książę otrzymuje list od umierającego przyjaciela, który prosi Bretta, aby zaopiekował się jego synem, zmierzającym właśnie, wraz z opiekunem, do rodzinnej posiadłości aby objąć tytuł. Gdy dochodzi do spotkania, okazuje się, że w roli opiekuna występuje rezolutna młoda dama, równie uparta i nieprzejednana jak sam książę, żądna przygód awanturnica.
To kolejny lekki i przyjemny romans historyczny Martin. Wprawdzie objętość jest niewielka (200 stron), ale bardzo dużo dzieje się na kartach tej powieści. Przygoda goni przygodę, zwrotów akcji jest bardzo dużo i generalnie wciąż dzieje się coś ciekawego, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko i sprawnie.
Na pierwszy plan wybija się tytułowa awanturnica – Isabel, kobieta z charakterem. Bardzo fajna postać. Isabel od razu można polubić, choć jest uparta i pewna siebie, to nie robi wrażenia zarozumiałej idiotki, która zawsze musi postawić na swoim. Brett choć odrobinę sztywny, też jest sympatyczny i uroczy w swojej zasadniczości. To jest dobrze dopasowana para. Oboje docierają się podczas powieści i każde z nich troszkę się zmienia. Również postać Jamesa jest fajna. Cała trójka stanowi zgrany zespół.
To dość grzeczny romans. Nie ma w nim żadnej sceny erotycznej, a zaledwie kilka pocałunków. Mimo to nie czuć braku scen miłosnych. Do tej historii pasuje właśnie taka cukierkowa niewinność. Autorka bardziej skupia się na opisywaniu przygód, niż rozwoju relacji erotycznej pomiędzy dwójką głównych bohaterów, jednak na poziomie emocjonalnym wiele się dzieje i dzięki temu nie ma się wrażenia, że przygody przesłaniają wątek romansowy.
Ta książka nie ma bardzo zaskakujących zwrotów akcji, a intryga jest raczej prosta, mimo to czyta się ją bardzo dobrze, szybko i z przyjemnością. Jest to świetna propozycja na zimowy wieczór, relaksująca, chwilami zabawna ale trochę zbyt płytka i raczej nie jest to powieść, do której się wraca po latach jako do historii, która zmieniła spojrzenie na świat. To po prostu dobra książka, chyba najlepsza autorstwa Michelle Martin, jaką do tej pory czytałam. Dlatego moja ocena to: 8/10.