Penny Jordan "Na dobre i na złe"
Początek lat 90-tych. Historia trzech kobiet. Eleanor to odnosząca sukcesy bizneswoman, która jednak nie może sobie poradzić z krnąbrną pasierbicą i problemami w związku. Fern – przez lata terroryzowana i manipulowana przez męża, w skrytości ducha kocha jego przyrodniego brata - Adama. Zoe jest przebojowa i pełna werwy, snuje ambitne plany, aby wyrwać siebie i chłopaka z nędznego mieszkanka i otworzyć prosperującą restaurację.
Kolejna bardziej obyczajowa niż romansowa powieść Jordan. Spokojna i stonowana, bez wielkich zaskoczeń i zwrotów akcji ale dość przyjemna lektura.
Trochę rozczarował mnie brak wyraźnej klamry spinającej te trzy historie. Można by je było opisać w trzech różnych książkach i niczego by to nie zmieniło. Wspólnym elementem, dotyczącym wszystkich trzech opowieści jest dom na sprzedaż ale to i tak za mało, żeby ładnie spiąć tę fabułę.
Z tych trzech historii najchętniej śledziłam losy Fern. Byłam ciekawa jak potoczy się jej nieudane małżeństwo i czy w końcu nabierze charakteru na tyle, żeby odejść od męża socjopaty. Denerwowało mnie jej męczeństwo i narzucona sobie pokuta, mimo że jej winy były znacznie mniejszego kalibru niż mężowskie.
Historia Eleanor była w porządku, choć najbardziej ciekawy wątek, czyli konflikt z pasierbicą, został w końcówce zepsuty zbyt banalnym rozwiązaniem. Jej wewnętrzne rozterki i problemy w związku czasem były ciekawe, a czasem mniej.
Najsłabiej przedstawia się historia Zoe i Bena. Nie zaciekawiły mnie rozterki tej bohaterki i te fragmenty książki czytało mi się najgorzej. Denerwowało mnie, że zamiast normalnie porozmawiać z partnerem Zoe wolała wszystko w sobie tłumić i skazała się na długie tygodnie niepewności.
Najwięcej objętościowo zajmuje wątek Eleanor, a szkoda, bo powinno być znacznie więcej Fern, albo wszystkich trzech mniej więcej po równo.
Trochę banalnie wyszło zakończenie. Wszystko wszystkim się idealnie ułożyło, nawet wredna Vanessa stała się aniołkiem, choć była paskudna przez całą książkę. Adam oczywiście kochał Fern od zawsze, zły mąż został przykładnie ukarany, a relacja Zoe i Bena została wzmocniona przez nieoczekiwaną ciążę. Wszystko jak w bajce i bez odrobiny odcieni szarości.
Ogólnie dobrze się czytało tę powieść ale bez wielkiego zachwytu. To dobry średniak, na kilka wieczorów ale raczej nie jest to książka, do której się wraca, bo dostarczyła dużo wrażeń. Moja końcowa ocena to 7/10.