przez Kawka » 2 sierpnia 2021, o 16:51
Susan Elizabeth Phillips "Panna młoda ucieka"
Lucy – adoptowana córka pani prezydent - zawsze była grzeczna i ułożona. W dniu ślubu robi jednak szaloną rzecz – ucieka sprzed ołtarza, zostawiając swego idealnego niedoszłego męża, rodzinę i przyjaciół w szoku. Wsiada na motocykl nowo poznanego człowieka i jedzie z nim w nieznane.
Miałam naprawdę spore nadzieje w związku z tą książką. Znana i ceniona przeze mnie autorka, zapowiadająca się ciekawie akcja, rozwinięcie historii z "Nikt mi się nie oprze", co może pójść nie tak? A jednak coś nie zagrało. Do tego stopnia, że czytałam tę książkę ponad dwa miesiące, w bardzo krótkich fragmentach, po czym szybko zasypiałam znudzona.
Po pierwsze – fabuła. Po dość wciągającym początku, zaczęła się wlec niemiłosiernie. Nie działo się nic ciekawego, zarówno na poziomie emocji jak i w warstwie wydarzeń. Lucy i Panda snują się przez całą powieść bez celu, jakby z przymusu. Towarzyszą im na szczęście inne postacie, które odrobinę ożywiają akcję ale i tak nie robi się przez to ciekawiej. Najlepszym wątkiem, według mnie, jest historia Temple, choć też nie porywa nadmiernie.
Chemii między Pandą i Lucy praktycznie nie ma. Owszem, czasem uprawiają seks, trochę się podroczą ale wszystko to jest takie bezpłciowe i rozmemlane. Nie iskrzy, nie ma pełnych humoru wojen na słowa, jak w innych książkach autorki, nie ma tej lekkości stylu SEP. Wszystko jest zaledwie poprawne.
Historie poboczne są w porządku ale czasem miałam wrażenie, że autorce brakowało sensownego pomysłu na rozwój uczucia głównej pary i musiała nadrabiać to wątkami pobocznymi.
Ta historia była trudna w czytaniu. Nic nie ciągnęło akcji do przodu, nie miałam wrażenia, że za moment wydarzy się coś ciekawego albo jakiś zwrot akcji popchnie fabułę w inną stronę. Wszystko było takie przewidywalne. Za spokojne, zbyt ułożone, po prostu nudne.
Choć lubię SEP ta książka mnie uwierała. Trudno mi było ją dokończyć. Nie miałam ani jednego momentu, gdy poczułam, że mogę się utożsamić z którymś z bohaterów, a to jedna z zalet tej autorki, że potrafi stworzyć pasjonujące postacie, żywe, pełne wigoru, sprzeczności, ludzkie i bliskie czytelnikowi. A tutaj – wyszło jakoś papierowo i mdło.
Gdybym miała napisać czego mi najbardziej brakowało podczas czytania, to zdecydowanie emocji. A brak emocji w romansie, to najgorszy grzech. Dlatego moja ocena końcowa to 5/10. Nie jest to chyba najsłabsza książka SEP, którą miałam okazję czytać ("Laleczka" wciąż na pierwszym miejscu), ale zdecydowanie największe rozczarowanie ostatnich miesięcy.
http://www.radiocentrum.pl"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".