Kat Martin "Nocny jeździec"
Caralee McConnells nie miała lekkiego życia. Urodziła się w biednej górniczej osadzie, a jej rodzice i siostra umarli gdy była mała. Wuj, jej jedyny krewny zadbał o wykształcenie dziewczyny i wychował ją na damę. Po ukończeniu nauki w szkole, Caralee przyjeżdża na jego ranczo. Tam poznaje sąsiadów, a wśród nich szacowne hiszpańskie rodziny, które żyją w okolicy. Od razu wpada jej w oko Ramon de la Guerra - przystojny i pociągający Hiszpan, jednak wuj dziewczyny wolałby widzieć u boku siostrzenicy innego kawalera i zakazuje dziewczynie kontaktów z przystojnym młodzieńcem. Tymczasem sen z powiek okolicznym ranczerom spędza nieuchwytny bandyta – El Dragon, który napada i rabuje bogaczy. Pewnej nocy przestępca postanawia ukraść konie należące do wuja Caralee. Dziewczyna przypadkiem natyka się na bandytów i zostaje przez nich uprowadzona. Z przerażeniem odkrywa, że osławiony El Dragon to Ramon de la Guerra. Teraz, gdy już zna prawdę, mężczyzna nie może jej uwolnić.
Kat Martin przyzwyczaiła mnie, że pisuje pasjonujące romanse historyczne, pełne przygód i gorących emocji pomiędzy bohaterami. Tak samo jest w tym przypadku. Jest to mój powrót do tej powieści, gdyż już miałam okazję ją czytać i wtedy oceniłam wysoko. Powtórka wypadła naprawdę dobrze.
Książka nadal wydała mi się pasjonująca, ciekawa i po porostu dobra. Choć fabuła jest interesująca, nie brak przygód i ciekawych zdarzeń, to główną siłą tej historii są bohaterowie – Caralee i Ramon. Oboje pełni życia, namiętności, targani są różnymi, często sprzecznymi emocjami. A emocji w tej książce nie brak. Od nienawiści, po namiętność i miłość. Bardzo dobrze autorka splata wątki przygodowe i awanturnicze, z wątkiem miłosnym i emocjonalnym. Tempo akcji jest zmienne – raz spokojne opisy życia na ranczu, a za chwilę pościgi, porwanie i akcja pędzi do przodu jak szalona. Ani na moment nie można się nudzić.
Główna bohaterka - Caralee jest prawdziwa i autentyczna. Od początku daje się ją lubić i nie maiłam problemu, żeby się z nią utożsamić. Jej działania i motywacje są zrozumiałe. Tak samo Ramon. Mimo iż czasami jest draniem, to jednak od razu się go lubi i mu kibicuje. Relacja jego i Caralee obfituje w dramatyzm, czasem wręcz jest to telenowelowe nagromadzenie emocji, co osobiście lubię w romansie. Nie ma nic gorszego w romansie niż brak emocji. Jest więc huśtawka – od fascynacji i zauroczenia, poprzez nienawiść, zrozumienie, przyjaźń, żądzę aż po miłość.
Jest kilka scen erotycznych, dość gorących i obrazowych, jednak nie wulgarnych. Autorka nie pozostawia niedomówień w kwestii erotyki ale to pasuje w tym przypadku. Żar i namiętność – są tak dobrze oddane. Martin tworzy w moim przekonaniu bardzo dobre sceny erotyczne. Stopniowo dozuje emocje i rozwija relację głównych bohaterów więc nie ma się wrażenia, że w powieści jest za dużo lub za mało erotyki. Jest w sam raz i w odpowiednich momentach.
To wszystko podlane jest sosem przygody i gorącego hiszpańskiego temperamentu. Mam słabość do Hiszpanii i do Latynosów w romansie więc może nie jestem obiektywna. To jeden z plusów tej opowieści – obecność kultury hiszpańskiej i opisy życia codziennego na ranczu oraz w osadzie El Dragona. W ogóle opisy bardzo mi się podobały – pełne szczegółów i obrazowe, tak że bez problemu można się przenieść w wyobraźni wprost do miejsca akcji.
Ta książka jest bardzo przyjemna w odbiorze. Dzięki wartkiej akcji i umiejętnie poprowadzonemu wątkowi głównej pary szybko i sprawnie się ją czyta bez wrażenia nudy, czy przesytu. Każdy z elementów tej historii pasuje do siebie idealnie. To zdecydowanie jeden z moich najbardziej ulubionych romansów historycznych i na pewno do niego kiedyś wrócę po raz kolejny. Bawiłam się podczas czytania równie dobrze jak za pierwszym razem dlatego daję 9/10.