przez Kawka » 17 marca 2019, o 20:19
Gaelen Foley „Jej pragnienie”
Georgiana, panna z dobrego domu, wychowana w dalekich Indiach, kocha wolność, niezależność i swobodę. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnie, jest poślubienie człowieka, który by nią dyrygował. Zrządzenie losu sprawi jednak, że niepokorna dziewczyna będzie musiała stawić czoło zarozumiałemu angielskiemu dyplomacie – lordowi Ianowi Prescottowi, który jest równie nieprzychylnie nastawiony do kobiet, jak ona do mężczyzn. Wspólnie podejmują współpracę na rzecz Korony, co na oboje sprowadza niebezpieczeństwo.
„Jej pragnienie” to pierwsza część cyklu „The Spice”, choć zabrawszy się za tę książkę szybko zorientowałam się, że powinnam była sięgnąć najpierw po serię „Ksiażę”, ponieważ są liczne nawiązania do wydarzeń, które miały miejsce wcześniej. Nie przeszkadza to jednak za bardzo, gdyż każda z książek w tych cyklach stanowi odrębną całość.
Początek książki nie zachęca. Jest wręcz niemrawy, akcja długo się rozkręca i poza jedną przygodą, w którą ładuje się niefrasobliwa bohaterka, nic ciekawego się nie dzieje. Do połowy powieść jest nudnawa, bardzo dużo jest zapychających opisów, nudnej polityki i dyplomatycznych zabiegów Iana, co mnie osobiście zniechęciło do czytania i sprawiło, że nie udało mi się „wtopić w akcję” i płynnie czytać dalej. To co zapowiadało się na wciągającą, przygodową intrygę, okazało się nudą. Autorka zaserwowała niezbyt interesujące, mało fascynujące przygody głównych bohaterów. Do połowy praktycznie nie dzieje się nic interesującego. Czekałam aż akcja się rozkręci, a kiedy w końcu zaczęło się dziać coś ciekawego, autorka ucięła wątek i wróciła do poprzedniej nudy. Nie tego spodziewałam się po książce autorstwa Gaelen Foley. Jej inne powieści, które czytałam, trzymały w napięciu, były lekkie i przygodowe lub też dramatyczne i pasjonujące, przez co nie dało się od nich oderwać. W przypadku „Jej pragnienia” chyba za dużo oczekiwałam i za bardzo zasugerowałam się tytułem, bo zamiast namiętności i przygód, otrzymałam nudnawego średniaka.
Akcja książki rozgrywa się na dwóch kontynentach. Najpierw egzotyczne Indie, które, muszę przyznać, opisane są dość obrazowo i dokładnie. Niestety, po połowie powieści, akcja przenosi się do Londynu, co jest miejscem tak oklepanym w romansach, że trudno o bardziej nudną lokalizację. Od tego momentu fabuła znów zaczęła się ciągnąć jak guma do żucia.
Tytułowe pragnienie nie oddaje ducha książki. Chemia między główną parą jest ale jakby przytłumiona wszystkimi opisami, dyplomacją, salonowym sennym życiem arystokracji i innymi tego typu bzdurami. Sceny erotyczne wprawdzie są dobrze opisane, ale też nie powodują wypieków na policzkach ani nie pobudzają fantazji za mocno. Po prostu są.
Wzajemne zakochanie się w sobie też nie do końca przekonuje. Oni się praktycznie nie znali. Relacja miedzy nimi nie miała szans się rozwinąć, bo po kilku dniach znajomości, kiedy nie widywali się nawet zbyt często i po jednym macanku w indyjskiej świątyni, raczej trudno o głębokie uczucie. Niemniej bohaterka już w drodze do Anglii stwierdza, że chętnie poślubiłaby bohatera, choć wcześniej uważała małżeństwo za więzienie dla kobiety. To się mi nie klei zupełnie.
Ta książka wydaje mi się niespójna, niedopracowana, bo przede wszystkim napięcie jest w niej źle skonstruowane - najpierw czytelnik dostaje bombę, potem długo nic ciekawego się nie dzieje, potem znowu fajnie akcja się rozkręca na dwa, trzy rozdziały, żeby urwać się w najlepszym momencie i znów zwolnić, a fabuła zmienia się w salonowe nudne rozgrywki, czyli coś co już było w tysiącach innych romansów.
Mam wrażenie, jakby tę książkę pisał ktoś inny niż Gaelen Foley. Warsztatowo odbiega znacznie od tego, do czego mnie ta autorka przyzwyczaiła. Akcja jest sztampowa i nie ratują jej nawet nieliczne próby ożywienia tej nudy. Nie czepiałabym się przewidywalności (bo przecież wiele autorek stosuje ten sam schemat), gdyby całość porywała. Niestety, to była dość drętwa lektura. Mając w pamięci niedawno czytane książki Lindsey i Canham, „Jej pragnienie” wypada naprawdę blado na ich tle, nie ma też co porównywać do innych powieści Foley, pełnych pasji i przygód, lekkich i wdzięcznych pod względem stylu. Naprawdę mam odczucie, że to nie jest styl Foley, że to napisał jakiś ghostwriter, bo czegoś ewidentnie tej książce brakuje. Poza tym autorki raczej nie cofają się w rozwoju i nie zapominają jak się konstruuje sprawną fabułę, a to jest jedna z późniejszych powieści autorki.
Ta książka wiele obiecywała, a niewiele dała. Wiem, że oceny w różnych serwisach ma świetne i dlatego może się nastawiłam na coś lepszego, niemniej, od pewnych autorek (to znaczy moich ulubionych, do których zalicza się też Foley), oczekuję więcej. Mam wrażenie, że w tym konkretnym przypadku zabrakło tej iskry, czegoś co sprawia, że wierzy się autorce, lubi bohaterów, fascynuje akcją i przyjmuje za dobrą monetę nawet największą nielogiczność i bzdurę. Tej powieści brak duszy, dlatego w mojej opinii jest to tylko banalny średniak, jakich wiele. 350 stron, a dłużyło się jak „Moda na sukces”. Według mnie 6/10. Można czytać ale tylko na własną odpowiedzialność. Niestety, zaliczyłam moje pierwsze rozczarowanie pisaniną Foley.
http://www.radiocentrum.pl"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".